2008.03.31 – pożegnanie z wolnością

No niestety. Dzisiaj ostatni dzień wolności, od jutra zaczynam regularną prace. Dzieje się to po roku przyjemnego stanu nie bycia najemnikiem. Nowy rozkład dnia będzie rzutował na treningi. Dopiero teraz sprawdzę, czy wystarczy determinacji i konsekwencji, aby nie zmniejszać intensywności przygotowań, a wręcz przeciwnie zabrać się bardziej systematycznie do sprawy. Będę miał dużo mniej czasu, muszę go lepiej wykorzystać. W miejsce objętości, więcej zajęć celowanych w kolejne umiejętności i obszary wydolności.

Na pożegnanie wolności zrobiłem sobie wycieczkę Dolina Prądnika-Będkowska-Kobylańska-Bolechowicka-Kluczwody-Wierzchowska-Prądnika. Na luzie, bez patrzenia na pulsometr. Niektóre podjazdy na ostro, inne na miękko. Ot tak jak fantazja dyktowała. Wyszło 65 km i 3 h 40 min jazdy.

 

2008.03.30 – wiosna, na trasach tłoczno

Już po wjechaniu na drogę w stronę Skały wiedziałem, że będzie ciasno na drodze. Dobrze przypomnieć sobie czwartek 3 stycznia, śnieg, zamieć i  – 10 st. C. Te 25 stopni więcej robi różnicę

Po trwającym do późnej, późnej nocy spotkaniu na rower mogłem się wybrać dopiero ok. 15.  Pokręciłem 3,5 h w różnych tempach. Od E1 po podjazdy.

2008.03.28 – tempo

Trochę się rozjechałem z planem treningowym i tydzień wyszedł mi jakś taki… trochę podjazdów, trochę zasuwania tempa, trochę bujania się w tlenie.

Dzisiaj był rower. 40 km, wytrzymałość tempowa, starałem się pamiętać o wyższej kadencji. Im dalej w las tym mniejszą mam pewność co powinienem trenować w kwietniu. Musze wrócić do lektury Friela, kalendarza treningowego z Magazynu Rowerowego i zobaczyć co zrobić z tym miesiacem. Tym bardziej, że 12.04 jest XC w Pychowicach, a już 20. maraton we Wrocławiu.

2008.03.27 – więcej wiosny

40 km, asfalt + teren w dolinkach. Jazda metodą podjazd do zaliczenia, kilka technicznych zjazdów. Interwały. Trening 2 h.  Wydłużam dystanse podjazdów. Jeśli na maratonach podjazdy są kilkukilometrowe muszę jeżdzić dłuższe niż kilkuminutowe, zalecane w zestawach treningowych Friela. Mam takich kilka na oku.

 

 

2008.03.26 – ale o co chodzi? (tempo)

O co tu kurna chodzi w tym trenowaniu. Dwa dni wypoczynku, wina mniej niż zwykle, samopoczucie na starcie ok, a trening fatalny. Każda górka to katorga, tętno lata powyżej 160, uda palą, ciemno w oczach. A nie było wcale ostro. Ma ktoś jakąś teorię? Zaliczam jakiś śródsezonowy zjazd formy? Na pewno to nie kwestia śniegu i wiatru, bywało gorzej tej zimy,

Trening tempa 1 h 45 min, HRavg 136 (było trochę asfaltowych zjazdów).

 

 

2008.03.22 – po dolinkach

Rower, asfalt + teren. HRavg. 135. Dst. 50 km, 2,3 h. Głównie strefa E1. 

Przejechalem jedną ze swoich zeszłorocznych stałych tras. Dolina Prądnika-Niebieski Szlak-Dolina Będkowska. Trzeba się przyzwyczajać do jazdy terenowej. Ruszyłem z domu bez formy, po zbyt długim wieczorze, ale asfaltowy wyjazd z Doliny Będkowskiej, który w zeszłym roku mnie dobijał, poszedł jakoś niezauważenie.  Chciałbym, żeby to był dobry znak. Błota mniej niż się spodziewałem.

2008.03.21 – podjazdy, znów podjazdy

Trening podjazdów. 10 x 850 m, nachylenie 10 %, kadencja +70, strefy tętna od 145 – 160. Fajnie było. Jeździłem koło kościoła w Michałowicach. Wierni, którzy szli właśnie się spowiadać pewnie myśleli, że to pokuta zasuwać w tym wietrze pod górę i na dół.

 

2008.03.20 – czasem słońce, czasem śnieg (trening tempa)

Nie muszę lubić jazdy w zacinającym śniegu? No to nie lubię. Udało mi się wbić w 2 godzinną dziurę między przejaśnieniami. Kiedy wychodziłem z domu zachmurzyło się, a później było co raz zimniej, co raz wietrzniej i co raz więcej śniegu. Wróciłem oblepiony jak bałwan. Po 15 minutach wyszło słońce.

Wytrzymałość tempowa, 2 h. Asfalt. dst. 50 km, HRavg. 137.