Korzystając z 2 h wolnych w ciągu dnia i genialnego słońca zrobiłem trening podjazdów. Od dawna czaiłem się na to miejsce. Kilometr od mojego domu jest taka skarpa, w którą asfaltowy podjazd wcina się prostopadle. W zeszłym roku największą stromiznę pokonywałem zakosami.
Tym razem 8 x 300 m o nachyleniu 13 % (czas wjazdu ok. 2 min) + 2 x 600 m nach. 12,5 %; czas wjazdu 4,5 min. Bywało stromo: max 14,5 %. Tętno w strefach 5a, 5b (156-165), kadencja ok. 60. Odpoczynki 3-4 minuty.
Więcej treningów w tych strefach. Pierwszy podjazd był szokiem, miałem zrobić 5 powtórzeń, ale zawsze się dobrze zwyzywać od mięczaków. Dołożyłem trzy pojedyncze i dwa w wersji XL. Ostatnie podjazdy, głównie w 5a już dało się jechać rytmicznie i nie gubić oddechu.
No to wieczorem dołożyłem 1 h na trenażerze, aha i butelkę wina.