2008.03.16 – Rzeźnia is back

Coś w czym dzisiaj uczestniczyłem nazywa się „Rzeżnia is back”. Dlaczego? Więcej na stronie AXIego ( i www.rowerowanie.pl w wątku jazdy niedzielne.  Na pierwszym podjeździe straciłem łańcuch, i dobrze bo straciłbym przytomność 🙂 Żart, ale nie do końca. Łańcuch spadł, ale ja spuchłem.  Znów problem z szybką jazdą w wysokich tętnach (pow. 160 bpm). Trzeba trenować podjazdy i interwały?  Za to mila rzecz – żadnych problemów z wytrzymałoscią. Jechało mi sie dobrze zarówno na 20 km, jak na 70. Właściwie po przejechaniu 78 km z przewyższeniem 1170 metrów miałem ochotę na jakąś fajną górkę. Czyli to co chciałem osiągnąć w marcu sie dzieje.

2008.03.15 – podjazdy, podjazdy

11 podjazdów o nachyleniu 12 %, co drugi 600 m, co drugi 300. Różnica wzniesień 70 m/570 m. Strefy tętna 86-95% max. Po wejściu na wysokie tętno na poziomie 86-87 % HRmax organizm się stabilizował i dawało się kręcić z kadencją 70 rpm. Czas treningu 1/5 h z odpoczynkami (ok. 2-3 min)

A tak wyglądał profil mojej dzisiejszej przejażdżki.

2008.03.09 – lajcik bez wyrzutów sumienia

15 km w pięknych okolicznościach przyrody Doliny Prądnika, bez licznika i pulsometru w miłym towarzystwie. Słońce, ptaszory, szumiące potoczki, jazda w tempie rodzin spacerujących z wózkami, po 10 km odpoczynek na ławce w słońcu. Tak też można na rowerze i tak było dzisiaj. Żadnych wyrzutów sumienia!

2008.03.08 – setka na dzień kobiet

Z Lesławem z Rowerowania wybraliśmy się na wycieczkę. Dla mnie było ostro. No dobrze, bardzo ostro. Wyszło 125 km w 5,5 h. HRavg 134. 1/3 trasy spędziłem w strefie powyżej 80 % HRmax. Wyryp jednym słowem. Powrotną drogę jechałem cały czas na kole inaczej tempo spadłoby o dobre 5 km/h.

2008.03.07 – żwawa lawina

Uruchomiłem dzisiaj swoją lawinkę. Różnica w jeździe pomiędzy zimowym gt, a letnim ogromna. Avalanche lepiej przyspiesza, szybciej hamuje, lepiej wybiera nierówności, łatwiej podjeżdża. Nie mogłem sie powstrzymać. Miałem sprawdzić tylko, czy dobrze wszystko skręciłem i wyregulowałem, a wyszło 1,5 h jazdy, 40 km. Asfalt i trochę kamienistych podjazdów i zjazdów. 

Jutro plan to z 90 – 100 km w stronę Rudna.

2008.03.06 – podjazd mocny jak wino (14,5 %)

Korzystając z 2 h wolnych w ciągu dnia i genialnego słońca zrobiłem trening podjazdów. Od dawna czaiłem się na to miejsce. Kilometr od mojego domu jest taka skarpa, w którą asfaltowy podjazd wcina się prostopadle. W zeszłym roku największą stromiznę pokonywałem zakosami.

Tym razem 8 x 300 m o nachyleniu 13 % (czas wjazdu ok. 2 min) +  2 x 600 m nach. 12,5 %; czas wjazdu 4,5 min. Bywało stromo: max 14,5 %. Tętno w strefach 5a, 5b (156-165), kadencja ok. 60. Odpoczynki 3-4 minuty.

Więcej treningów w tych strefach. Pierwszy podjazd był szokiem, miałem zrobić 5 powtórzeń, ale zawsze się dobrze zwyzywać od mięczaków. Dołożyłem trzy pojedyncze i dwa w wersji XL. Ostatnie podjazdy, głównie w 5a już dało się jechać rytmicznie i nie gubić oddechu.

No to wieczorem dołożyłem 1 h na trenażerze, aha i butelkę wina.