Coś w czym dzisiaj uczestniczyłem nazywa się „Rzeżnia is back”. Dlaczego? Więcej na stronie AXIego ( i www.rowerowanie.pl w wątku jazdy niedzielne. Na pierwszym podjeździe straciłem łańcuch, i dobrze bo straciłbym przytomność 🙂 Żart, ale nie do końca. Łańcuch spadł, ale ja spuchłem. Znów problem z szybką jazdą w wysokich tętnach (pow. 160 bpm). Trzeba trenować podjazdy i interwały? Za to mila rzecz – żadnych problemów z wytrzymałoscią. Jechało mi sie dobrze zarówno na 20 km, jak na 70. Właściwie po przejechaniu 78 km z przewyższeniem 1170 metrów miałem ochotę na jakąś fajną górkę. Czyli to co chciałem osiągnąć w marcu sie dzieje.
Month: marzec 2008
2008.03.15 – podjazdy, podjazdy
11 podjazdów o nachyleniu 12 %, co drugi 600 m, co drugi 300. Różnica wzniesień 70 m/570 m. Strefy tętna 86-95% max. Po wejściu na wysokie tętno na poziomie 86-87 % HRmax organizm się stabilizował i dawało się kręcić z kadencją 70 rpm. Czas treningu 1/5 h z odpoczynkami (ok. 2-3 min)
A tak wyglądał profil mojej dzisiejszej przejażdżki.
2008.03.14 – trenażer
Wraca dobre samopoczucie. 1,5 h trenażera z 75 % HRmax. Trening wytrzymałości tlenowej.
2008.03.13 – godzinka trenażera po przerwie
To tylko dwa dni, a czułem się jak bym miał przerwę przez trzy tygodnie… i takie wyrzuty sumienia, że nie trenowałem. To się nazywa stan obsesyjno-maniakalny. Godzina na trenażerze, HRavg. 70 %.
2008.03.10 – wiosenne przesilenie
Jakoś mi się dzisiaj nie chciało, a jak już wyszedłem to było jeszcze gorzej. Rower 2,2 h 49 km. Tempo. Jutro planowane wolne.
2008.03.09 – lajcik bez wyrzutów sumienia
15 km w pięknych okolicznościach przyrody Doliny Prądnika, bez licznika i pulsometru w miłym towarzystwie. Słońce, ptaszory, szumiące potoczki, jazda w tempie rodzin spacerujących z wózkami, po 10 km odpoczynek na ławce w słońcu. Tak też można na rowerze i tak było dzisiaj. Żadnych wyrzutów sumienia!
2008.03.08 – setka na dzień kobiet
Z Lesławem z Rowerowania wybraliśmy się na wycieczkę. Dla mnie było ostro. No dobrze, bardzo ostro. Wyszło 125 km w 5,5 h. HRavg 134. 1/3 trasy spędziłem w strefie powyżej 80 % HRmax. Wyryp jednym słowem. Powrotną drogę jechałem cały czas na kole inaczej tempo spadłoby o dobre 5 km/h.
2008.03.07 – żwawa lawina
Uruchomiłem dzisiaj swoją lawinkę. Różnica w jeździe pomiędzy zimowym gt, a letnim ogromna. Avalanche lepiej przyspiesza, szybciej hamuje, lepiej wybiera nierówności, łatwiej podjeżdża. Nie mogłem sie powstrzymać. Miałem sprawdzić tylko, czy dobrze wszystko skręciłem i wyregulowałem, a wyszło 1,5 h jazdy, 40 km. Asfalt i trochę kamienistych podjazdów i zjazdów.
Jutro plan to z 90 – 100 km w stronę Rudna.
2008.03.06 – podjazd mocny jak wino (14,5 %)
Korzystając z 2 h wolnych w ciągu dnia i genialnego słońca zrobiłem trening podjazdów. Od dawna czaiłem się na to miejsce. Kilometr od mojego domu jest taka skarpa, w którą asfaltowy podjazd wcina się prostopadle. W zeszłym roku największą stromiznę pokonywałem zakosami.
Tym razem 8 x 300 m o nachyleniu 13 % (czas wjazdu ok. 2 min) + 2 x 600 m nach. 12,5 %; czas wjazdu 4,5 min. Bywało stromo: max 14,5 %. Tętno w strefach 5a, 5b (156-165), kadencja ok. 60. Odpoczynki 3-4 minuty.
Więcej treningów w tych strefach. Pierwszy podjazd był szokiem, miałem zrobić 5 powtórzeń, ale zawsze się dobrze zwyzywać od mięczaków. Dołożyłem trzy pojedyncze i dwa w wersji XL. Ostatnie podjazdy, głównie w 5a już dało się jechać rytmicznie i nie gubić oddechu.
No to wieczorem dołożyłem 1 h na trenażerze, aha i butelkę wina.
2008.03.05 – trenażera większa dawka
Miał byc ostry trening podjazdów wyszedł trening wytrzymałościowy. Nie poszedłem na rower, ciągle w obawie o gardło. Pozostało kręcenie stacjonarne. 1,5 h, HRavg 130.