Dzisiaj 60 km – asfalt, szutry i kilka terenowych podjazdów. Chyba coś się wczoraj odetkało we mnie. Bez trudu udawało się utrzymywać tętno na poziomie 80 % HRmax. Pythony co raz bardziej mnie zaskakują pozytywnie, chociaż na śliskim podjeździe Zamkową Drogą z doliny Prądnika uślizgnęły się dwukrotnie, podobnie na liściach podczas zjazdu.
W Smardzowicach spotkałem jakąś krakowską ekipę. Przez chwilę jechaliśmy razem, a później powiedziałem im cześć i przyspieszyłem. Nie dali za wygraną. W ten sposób aż do Zielonek miałem okazję przewietrzyć płuca, najpierw jadąc im na kole, a później za Prądnikiem Korzkiewskim ciągnąc kolegów. Ciekawe kto to był.
Od jutra zacznę się przygotowywać do wyścigu we Wrocławiu (20 kwietnia) tak jak radzi Papa Friel. 90 sekundowe powtórzenia, z malejącą liczbą powtórzeń w miarę zblizania się wyścigu.