2008.04.26 – Dolinki, dolinki, żmijka i piwo

75 km, czas jazdy 4 h. Dolina Prądnika, Będkowska, Kobylańska, Wąwóz Kochanowski, Szczyglice, Lasek Wolski.

Dwa zdarzenia. Przejechałem żmijke. W dolinie Kobylańskiej leżała w poprzek ścieżki, czarno granatowa, z dużym zygzakiem na grzbiecie. 40 cm, trochę zdrętwiałych z zimna. Nie lubię gadziny, ale nic bym jej nie zrobił. Niestety wypadłem ze sporą prędkością nie dało się hamować na glinie. Przez głowę przemknęła mi myśl, że jak mocno  ścisnę klamki to wywrócę się akurat na nią. Nawet nie dotknąłem. Przejechałem gadzinie centralnie po grzbiecie… Przepraszam.

W Niegoszowicach pod sklepem. Chciałem kupić picie, a tu dwóch gości w bejsbolówkach, ciemnych okularach pociąga dębowe. Zostawić rower bez zapięcia, czy szukać czegoś innego… już zamierzałem zawrócić, ale co tam. Wychodzę ze sklepu i słyszę – Daleko Pan jedzie – młodszy bejsbol. – Tak się kręce po dolinkach. – A Będkowska się Panu podobała? – docieka. Na to starszy – Pan pewnie trenuje do maratonu… ja bym rady nie dał po fajkach i piwie.

No. Zachęcałem do systematycznego kręcenia, ale zostaliśmy przy swoich stanowiskach: każdy robi to co lubi. Na koniec życzyliśmy sobie wzajemnie miłego weekendu. Ruszyłem w stronę Rudawy, Panowie zniknęli w sklepie. Pewnie uzupełnić zapas Dębowego.

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Trening. Zapisz link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *