2008.04.13 – Rozjazd po XC

Dzisiaj 60 km – asfalt, szutry i kilka terenowych podjazdów. Chyba coś się wczoraj odetkało we mnie. Bez trudu udawało się utrzymywać tętno na poziomie 80 % HRmax. Pythony co raz bardziej mnie zaskakują pozytywnie, chociaż na śliskim podjeździe Zamkową Drogą z doliny Prądnika uślizgnęły się dwukrotnie, podobnie na liściach podczas zjazdu.

W Smardzowicach spotkałem jakąś krakowską ekipę. Przez chwilę jechaliśmy razem, a później powiedziałem im cześć i przyspieszyłem. Nie dali za wygraną.  W ten sposób aż do Zielonek miałem okazję przewietrzyć płuca, najpierw jadąc im na kole, a później za Prądnikiem Korzkiewskim ciągnąc kolegów. Ciekawe kto to był.

Od jutra zacznę się przygotowywać do wyścigu we Wrocławiu (20 kwietnia) tak jak radzi Papa Friel. 90 sekundowe powtórzenia, z malejącą liczbą powtórzeń w miarę zblizania się wyścigu.

 

Pychowice XC 2008.04.12 (Wiosenny AZS PK Bike Cup)

Organizm mówi zwolnij, a głowa „dawaj”. Podjazd, zjazd. Czy dojdę Marcina, czy dopadnie mnie Pit. Tętno w górę, łapanie powietrza. Wreszcie się zaczął sezon startowy 2008!

[more]

Pagórki w Pychowicach to świetne miejsce na rozegranie wiosennego wyścigu. Mało błota, singletracki w lesie, ostre podjazdy, zjazdy między drzewami. Przede wszystkim jednak fajna luźna atmosfera. Bez elektroniki w pomiarze czasu, bez niezdrowego napinania. Wielkie brawa dla organizatorów, dla Justyny Frączek, dla Marka Tyńca i pewnie innych osób, których nie znam z nazwiska.

Tym razem na starcie stawiło się prawie 100 osób. W mojej kategorii Masters około 25. Wiało ale nie padało, było zimnawo, ale mogłobyć gorzej.

Na zjeździe przed metą. Fot. MisQ

Rok temu zaczynałem tym wyścigiem swój pierwszy pełny sezon. Pierwsze zeszłoroczne zdziwienie, że można tak długo wykonywać wysiłek na takim poziomie intensywności. Drugie zaskoczenie typowe dla debiutantów: wystartowałem ostro jak się da, w oczach ciemno, a i tak wszycy oddalili się tak szybko jakbym ciągnął za sobą wór cementu.

W tym roku wiedziałem co mnie czeka. W okolicach startu zielono, z ekipy Rowerowania.pl na listę wpisało się Axi, Furman, Lesław, Marcin, Pit, Spinoza, i ja. Mój cel to nie dostać dubla, chcę też sprawdzić opony, nowe Hutchinson Python, a ze sportowych celów to zobaczyć jak jeździ Marcin, który w tym roku sporo trenuje i startuje na nowym sprzęcie Orbea na 29 calowych kółkach. W zeszłym roku mieliśmy zbliżone wyniki na maratonach.

O trasie trudno wiele pisać. Od startu do przodu, ile się da. Tętno powyżej 160. Na końcu pierwszego długiego podjazdu wyprzedzam Marcina. Na krótko. Dopada mnie przed najostrzejszym podjazdem, który w moim wykonaniu był podprowadzeniem. Do końca było juz bez historii. Drugie kółko to walka o utrzymanie pozycji i jazda na trochę niższym tętnie. Marcin odjechał na tyle daleko, że na nic był doping Misqa i Darka dzielnie marznących na trasie. Jechałem na maksimum tego co się potrafię, oglądając się czy nie zbliża się ktoś, z czołówki. Nie chciałem dubla na trzech okrążeniach (po zdublowaniu i dojechaniu na metę przez czołówkę zawodnik zdublowany nie może wjechać na kolejne okrążenie). Dobrze, że Justyna (Frączek), organizatorka zajścia zmniejszyła liczbę kółek mastersów do 3. Na planowanych 5 na pewno ktoś (zwycięzca Dominik Oględziński na przykład) dopadłby mnie niechybnie.

Jeden z dwóch podjazdów, który pokonywałem z buta. Opony na prawdę świetne, na suchą trasę nadają się znakomicie. Fot. Lukas

Dopiero na trzecimi kółku zbliżający się do mnie z każdym metrem Pit zmusił mnie do wyciągnięcia rezerw, udało się przyspieszyć. Ostatecznie z czasem 53:57 zająłem 16 miejsce na 25 osób, które wystartowało (21 dojechało)

Na mecie. Kolega w czarnym stroju nie może się nadziwić po cholerę tak się stęka i dyszy. Fot. Lukas

.

2008.04.12 – Na wysokich obrotach

Wyścig XC na pagórkach w Pychowicach. Tętno średnie 160. Max 188, przekroczony o 7 bpm w stosunku do maksa odnotowanego w ciągu ostatnich dwóch lat, od chwili kiedy mierzę puls.

Wynik nie był aż tak istotny. To nie moja dyscyplina (tak jakby inna była moja). Od startu do mety cisnąłem co się dało, ale dało się niewiele. Nie było dubla, ale i okrążeń było tylko 3×4,5 km.

 

2008.04.11 – Pytony przecierane nocą

Wcoraj nic, dzisiaj sprawdzanie oponek, jutro rzeźnia w Pychowicach.

Hutchinson Pyton to dziwna opona. Po asfalcie toczy się jak slick, na szutrze jak przyklejona, a w terenie nie traci wigoru. Zobaczymy jak będzie na maratonach na śliskich kamieniach, w potoczkach i błocie.

45 min, trochę podjazdów terenowych, trochę tempa na szutrze. Wszystko, aby pobudzić organizm przed jutrzejszym.

 

 

2008.04.09 – wieczór wiosenny

Musiałem się dzisiaj zatrzymać o godz. 19 i zdjąć dodatkowy podkoszulek. Wiosna, jeśli wieczorem jest tak ciepło, to na pewno to jest to.

41 km, 1/2 w tempie (130-155 HR). Po wczorajszym zgonie nie ma większych śladów. Na sztywniejszym podjeździe poczułem wypaloną wczoraj tchawicę (czy inną rurę, która pali). Postanowione – pojutrze zawody XC w Pychowicach.

Z komentarzy do wczorajszego wpisu dowiedziałem się jak mało wiem o swoim organizmie. Muszę podpytać mądrzejszych.

2008.04.08 – zdechłem

Pięknie. Robiłem interwałową trasę testową na odcinku 11 km. Kółko po asfalcie, podjazd, zjazd itd. I co? Zdechłem na 7 kilometrze. Grzecznie zsiadłem z roweru i 10 minut próbowałem sobie przypomnieć jak się nazywam. Jeśli takie mają być efekty trenowania od grudnia to pięknie. Po dzisiejszym wyczynie nie chce mi się nawet jechać do Pychowic na XC. Traktuję ten start jako trening i zabawę, ale jeśli ma się to skończyć w ten sposób…

Nie wiem za bardzo co z tym zrobić. Prawdopodobnie muszę ułożyć jeszcze raz plan treningowy na ten rok, tylko za cholerę nie mam pojęcia od którego miejsca zacząć.

 

 

 

2008.04.05 – Wąwóz Kochanowski po raz pierwszy

Rower. Tempo. Było tylko 2 godziny czasu więc śmignąłem przez Zielonki do Szczyglic, Wąwóz Kochanowski, Zabierzów, Modlnica, Zielonki. HRavg136. Dystans 45 km.

Sławny Zjazd Wąwozem Kochanowskim zryty niemiłosiernie oponami motorów. Koleiny zaczynają się od samej góry, w dodatku błoto. W połowie zostałem pokonany i najwęższą część zjechałem na butach. W zeszłym roku przejeżdżałem to miejsce dość swobodnie. Może do lata wyschnie, bo jazdy na maratonie tamtędy sobie nie wyobrażam.