Nie było epickich momentów. 48 km, podjazdy szutrami, zjazdy szutrami i ścieżkami. Mało błota, mało trudnych technicznie odcinków. Kiepski wynik, lepsza jazda.
[more]
To nowy dla mnie teren. Znów Zieloni z Rowerowanie.pl licznie obstawili start. Z zazdrością patrzyłem na startujących na giga Kasię (jako Kellys), Lukasa, Neeq`a i Ciaposo. Co raz bardziej wbija mi się do głowy ta myśl, że maratony zaczynają się i kończą na dystansie giga. Szkoda, że jestem za cienki na jazdę na długim dystansie w cyklu MTB Marathon. Jak będę duży to na pewno pojadę…
Przed startem Axi polecił mi objechanie końcówki trasy. Chyba Grzegorz Golonko sam łopatą kształtował tego single tracka. Górki, zakręty, zjazd po trawie. Finsz asfaltem po zjeździe drogą krzyżową byłby banalny. Trzeba dać coś co się zapamięta. Za 4 godziny okazało się, że porada Axiego się przydała.
Ze Spinozą przed startem. Muszę zrzucić z 6 kg… Fot. Darek
Zacząłem ostrzej niż w Zdzieszowicach. Siły starczyło na połowę asfaltowego podjazdu. Znów zgon i kolejni zawodnicy wyprzedzają mnie jakbym stał. Nowość to średnia tarcza która postanowiła skończyć żywot właśnie tutaj. Kiedy trzeci raz walnąłem kolanem w cyngiel manetki zrozumiałem, że na stojąco to sobie dzisiaj nie pojeżdżę.
Pogoda piękna, wreszcie na trasie sucho. Spodziewałem się trudności, stąd bulldog na przodzie. Nie licząc kilku krótkich odcinków szybkie szerokie zjazdy. Takich nie lubię, ciągle widzę siebie szorującego po kamieniach.
Od 20 km znów zawodnik po zawodniku odzyskiwałem pozycję. Wymienialiśmy się miejscami z Bykiem z Bieholików. On mnie na zjazdach, ja jego na długich podjazdach. Na 30 nawet zacząłem myśleć, że dojdę Marcina z Rowerowania i wydawało mi się, że na szczycie podjazdu mignęła jego koszulka.
Na 35 km nie zauważyłem zjazdu w prawo i pojechałem szutrówką w dół. Strzałki zginęły, mało śladów opon. Ha. Czeka minie z kilometr powrotu, na szczęście zjazd był płaski.
Wracam na trasę i znów przede mną znane koszulki, które z mozołem wyprzedziłem kilka minut temu. Można się pochlastać, tak trudno odrobić jedną pozycję, a stracić? Nic nie kosztuje.
Wreszcie zjazd drogą krzyżową. Takie lubie, kiedy tylne koło pod kontrolą unosi się w powietrzu, kiedy tyłek wisi za siodełkiem. Kamienie, progi.
Znów na asfalcie, droga do mety. Za mną czerwona koszulka Bikeholika. O nie, to sprawa ambicji. Wiadomo, że to zaprzyjaźniona krakowska grupa, tym bardziej nie można się dać objechać. Siły wracają. Ostatni asfalt i pagórki Golonki. Dzięki Axiemu wygrywam ten odcinek. Góra – udaje się podjechać, dalej ostry podjazd w prawo. Nie ryzykuję obalenia się w pokrzywy i daję z buta. Ta strategia skutkuje, kolega Bikeholik gdzieś utknął, zapewnie walcząc z doborem właściwego przełożenia (a było właściwe). Zjazd do mety. Za chwilę nadjeżdża czerwona koszulka. Byku. Piątka i podziękowanie za fajną walkę. To jest to. Dzisiaj, po tygodniu, to nie ma dla mnie znaczenia, czy wygrałem, czy przegrałem ten finisz. Wtedy dałbym się pokroić. I lubię to uczucie dzisiaj, że jest mi to obojętne, i lubię to uczucie walki i gryzienia trawy na trasie.
Czas 3 h 0 min 19 sekund, 17 miejsce w kategorii. Najlepsze w tym roku, ale startujących było mniej niż zwykle.
W czwartek MTB Trophy. Chyba postradałem zmysły….