2009.02.12 – trenażer

1 h E2, HRavg. 134. Wyjątkowo ciężko szło. Jak widać utrzymanie intensywności treningu i jego długości to także kwestia koncentracji. Nie chciało siadać na rower i do końca treningu nie przekonałem się, że mi się chce.

Dzisiaj siłownia. (głównie góra, grzbiet i rozciąganie).

 

2009.02.10 – trenażer

3 h 10 minut, HR avg 136, czyli E2. Trening "trtr" (trójka na trenażerze) nr. 3.

Przemknęła mi przez głowę myśl… a 4 h by się dało? To chyba nie ma sensu. Co?

Pomimo, że ten trening kończył trzydniowy okres przyswoiłem go najlepiej z wszystkich "trójek". To ni, że w szatni trzeba było przyjąć jakiś koktail, bom był słabiutki.

Do zakończenia cyklu i zrealizowania podjetego wyzwaznia pozostało 7. takich przejażdżek

2009.02.09 – trenażer

1 h 15 min. Trening tempowy (45 minut, HRavg. 147) + wygłupy typu podjazdy, izolowanie nogi, kadencja maksymalna itd. itp. Śmieszny czas spędzony na trenażerze 🙂

Żeby nie było, że tylko trenażer… Wczoraj podczas podjazdów planowałem sobie, jak to będzie fajnie niedługo zmierzyć się z tym podjazdem x 5. (pokonał mnie podczas ostatniej wycieczki do Rabsztyna)

Jutro trening #3 z cyklu "trtr czyli trójka na trenażerze".

 

 

2009.02.08 – rower

2 h. Trening podjazdów, górka 6,8 % 12 x 4 minuty w tętnie 148 – 160. Pierwsze 6 podjazdów z kadencją ok. 70, ostatnie 6 z kadencją ok. 80.

Szybszy byłem w pierwszej wersji, mniej zmęczony w drugiej.

Pierwszy raz od dwóch miesięcy na rowerze. Padało ale było fajnie, na trenażerze nie da się fruwać.

 

2009.02.03 – trenażer

2 h . Znów trening w tlenie. HRavg. 132.

Na razie najbardziej wyraźne korzyści z porządnego wejścia w sezon to

– nie topię się w połowie basenu

– bez trudu robię 60 brzuszków

– nie pękam z nudów w połowie treningu na trenażerze.

Ciekaw jestem czy jest szansa na przełożenie tego na szybszą jazdę.

 

Jutro siłka (góra) + ew. basen jak starczy samozaparcia. Stosuję taktykę 3 + 1 (trzy dni mocniejszego treningu, jeden luzu)

2009.02.02 – trenażer

1 h 15 minut, w tym WT 50 minut, z HRavg 149.

Reszta w II strefie.

Lało się ze mnie jak z mokrego psa. Wyraźne zakwaszenie odczywałem na poziomie 154 w pierws. Teoretyczny próg mleczanowy to 156. 

I jeszcze jedna sprawa. Połowa treningu odbywała się w pustej sali, bez muzyki. Utrzymanie tętna na poziomie 145-153 wymagało samozaparcia. Kiedy do treningu doszła muza i wspóltowarzysze to tętno ruszyło w rejon  156-158. Odczuwalny wysiłek był mniejszy, nie zakwaszałem się też tak intensywnie jak kręcąc samemu nawet w niższej strefie..

Ciekaw jestem z czego to wynika: efekt rozgrzewki, czy adrenaliny związanej z muzyką, światłami, grupą itd.