2009.05.31 – rower (Maraton w Szczawnicy)

70 km, czas jazdy ok. 6 h (dane z pulsometru). Wynik ok. 7:50

Liczne awarie napędu (łańcuch zerwany x 4, zakleszczony x 6, zaciągnięty pod małą tarczę x n) nie pozwoliły mi przejechać maratonu. Pierwszy raz zerwałem łańcuch na pierwszym podjeździe a dalej było tylko gorzej. Dojechałem/doszedłem na końcu stawki.

Na dodatek przyplątał się ból kolan spowodowany kręceniem na twardo (nie miałem najmniejszej zębatki z przodu) oraz dużymi obciążeniami w ostatnich tygodniach. Muszę trochę odpocząć, wyleczyć kolana, tym bardziej, że w perspektywie MTB Trophy

2009.05.28 – rower (regeneracja)

1 h, 22 km.

MTB Marathon Szczawnica zapowiada się błotniście. 70 km/2650 m przewyższeń będą dobrym przetarciem przed zbliżającym się MTB Trophy. Mam co raz większą ochotę już na tę imprezę. Perspektywa 4 dniowego wyrypu kusi.

ps. Miałem spotkanie z samochodem. Kierowca seata ibizy widział mnie na ścieżce rowerowej przecinającej skrzyżowanie, ale postanowił przejechać. Przednie koło uderzyło w bok auta, podcięło mnie i poleciałem na asfalt. Sk… zobaczył, że poleciałem i uciekł. Trochę się potłukęm i otarłem bark.

2005.05.27 – rower (interwały)

1 h 10 min. 2 serie 1 minutowych interwałów (2x5x1). Dolina Prądnika nie nadaje się do tego typu ćwiczeń, nawet wieczorem pełno tam samochodów i pofałdowany teren nie pozwala utrzymać stałego tempa. Nie ma to jak ścieżka do toru kajakowego.

 

2009.05.26 – rower (wytrzymałość tlenowa)

3 h 10 min. 72 km.

Jeden dzień bez roweru a miałem wrażenie, że zrobiłem sobie dłuugie wakacje. Systematyczność treningów sprawia, że co raz lepiej czytam sygnały własnego organizmu. Dzisiaj mówił mi – nie dam rady mocno jechać. Miałem do wyboru albo podjazdy, albo WT (wytrzymałość tlenową). Wybrałem tę drugą opcję… ale nie byłbym sobą, gdybym nie dorzucił sobie jakiegoś dodatkowego ciężaru. Zrobiłem trzy trudne podjazdy w tym dwa terenowe, a jeden ok. 18 % (5 min). Ciężko było się wbić w tętna wyższe niż regeneracyjne. Dobrze, że ostatni ciężki trening w tym tygodniu przypada jutro.

2009.05.23 – rower (maratonowe ściganko)

Przedstartowe przymierze Zielonych i Czerwonych Krakusów. Po prawej Buli z teamu Bikeholicy. Jedzie na giga.  Fot. Iwona

Maraton dystans 45 km + 22 km wytrzymałość tlenowa. 2:08 + 0:52 min.

Maraton potraktowałem treningowo więc nie piszę obszernej relacji. Założenie było takie: jechać jak najmocniej i zobaczyć co z tego będzie. Już pierwszy podjazd pod Górę Św. Anny pokazał, że dzisiaj jest mój dzień. Dystans do znacznie mocniejszego ode mnie Buliego z Bikeholików, z którym startowałem razem z sektora, zaczął się powiększać dopiero na szczycie podjazdu. Później było tylko lepiej. Noga kręciła, inni młynek, ja średnia tarcza. Jedyne co mi przeszkadzało to fakt, że trzeba było się przebijać przez tłum rowerzystów. Prosząc o wolną drogę na podjeździe usłyszałem: „poczekaj  na asfalt, tam będziesz wyprzedzał”. To właściwie opisuje i trasy i nastawienie wielu uczestników Bike Maratonu do wyścigu, który z założenia jest wyścigiem kolarstwa górskiego. Nie mam nic przeciwko takiemu traktowaniu maratonów i dobrze, że są też inne imprezy, o mniej piknikowym charakterze. Trasa na zboczach Góry Św. Anny interwałowa – krótkie podjazdy i zjazdy. Mniej niż przed rokiem błota. Do końca wyprzedzałem na podjazdach, czułem znaczną moc, żadnych kryzysów. Nawet pić się nie chciało. Na każdym bufecie pobierałem tylko kubek z izotonikiem i wystarczył mi jeden 750 ml bidon.

Po 5 km szalonym finiszu i walce w ramie w ramie z prędkością ponad 40 km/h z poznanym później Piotrkiem, jeszcze na kresce wyprzedziłem jednego zawodnika o długość koła. Co z tego, skoro system mierzenia czasu w tym cyklu jest chory i jest mierzony czas netto, więc nie wiem czy byłem przed nim, czy za nim.

Koniec końców byłem 6. w kategorii na 103 startujących, w open 135 na 660. Czas 2:08.

Maratony tego cyklu będę traktował treningowo.

2009.05.21 – rower (interwały)

3 h 20 min, 81 km.

Interwały (2x Tabata + 2 x 5 x 1 min) + jazda regeneracyjna + 1,5 h WTlenowej. Dobrze się jeździ.  Od trzech dni zmieniłem sposób odżywiania i w dniu treningowym jem często. Od razu poprawiła sie jakość treningów. Nie padam na twarz, wracam z lepszym samopoczuciem. Pirx i Lesław mieli racje – waga i tak pójdzie w dół. Dzisiaj po treningu (wiadomo trochę odwodniony człowiek) uzyskałem wagę z liceum. 72,5 kg.

Ps. Pierwszą Tabatę zrobiłem asekuracyjnie z 7 powtórzeniami, drugą z 8.

 

2009.05.20 – rower (podjazdy)

3 h 15 min. 62 km. 5 x ZOO z niską kadencją (60-70) na progu. Daje w kość. Czasy 7.10-7.40. 40 minut jazdy po lasku i WTlenowa.

Widać, że sezon w pełni. Podjazdy pod ZOO łoili dzisiaj Roza, Maciu, Orkiestra, Marcin i … kto zgadnie?