2009.08.02 – rozjazd po maratonie

1 h 20 min. 26 km.

Głuszyca mnie zmiażdżyła. Próba przejechania pierwszych kilometrów podczas standardowego rozjazdu tylko mnie w tym utwierdzała. Bardzo pilnowłem tętna. Kiedy na pulsometrze było 105 wydawało mi się, że dokonuję gwałtu na organizmie. Jeden pagórek nawet podszedłem z buta, gdyż szosówka nie ma dostatecznie miękkich przełożeń. Z każdym kilometrem było lepiej i kończąć przejażdżkę uważałem już, że taki „rozjazd” dobrze służy.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Trening. Zapisz link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *