3 h 15 min. 90 km po szosie.
Month: wrzesień 2009
2009.09.07 – szosa
1 h 20 min. 32 km. Szoska.
2009.09.06 – wycieczka
75 km, 4 h
Tlen + podjazdy mocniej pod mleczan + końcówki z przekroczeniem progu.
Ujeżdżałem dzisiaj nowy rower. Największą przewagę widzę na razie na zjazdach. Rama jest długa, wiec na szybkich prostych zjazdach jedzie jak po sznurku, na bardziej technicznych (zjazd czarnym do Doliny Prądnika i Wąwóz Kochanowski) można zaufać foxowi. Doceniam amortyzację przednią, której byłem właściwie pozbawiony od roku. Na podjazdach z kolei czuję znacznie wiecej możliwości zmiany pozycji.
No i dzieki wydłużeniu ramy nie bolą mnie plecy po 4 godzinnej jeździe! To głównie zasługa pozycji, choć karbonowa rama świetnie tłumi drobne nierówności. Muszę jeszcze zdecydować jaki mostek wrzucić. Dzisiaj próbowałem 80 mm, bo 100 mm jest trochę za długi. Nie mam jeszcze pewności, czy nie próbować jednak 90 mm. Uzyskam trochę więcej sterowności na zjazdach.
Kiedy uzyskam optymalną pozycję czas na odchudzenie. Po zmianach tauryna waży około 11 kg. Same roszady w napędzie dadzą dodatkowe 20-30 dkg + 10-15 dkg można uzyskać na rurach, nawet nie kupując karbonowych.
2009.09.05 – rower
1 h, 25 km
Po tygodniowej prawie przerwie (5 dni bez roweru) wsiadłem na rower. Udało się zregenerować wszystkie kontuzje i wypocząć. Dobrze się jeździ bez bólu kolan itd. Za to podjazdy trochę przytykały.
Poza tym objeżdżam nowy rower i jego ustawienia. Kombinuję z mostkiem, przekładam lepsze komponenty z wysłużonej lawinki. Nie pisałem jeszcze, ale wybór padł ostatecznie na cannondale taurine 4. Rower ocalił ramę, amor i hamulce. Reszta się dogrywa i będzie przez chwilę dogrywać.
Po 7 maratonach MTB Marathon
19 września maraton w Istbnej, ostatni w cyklu MTB Marathon/ Właściwie można już co nieco podsumować w sezonie 2010.
Wracam do swojego celu na ten rok. Pierwsza 15 w klasyfikacji generalnej w kategorii na dystansie giga. Jest duża szansa, że go osiągnę (obecnie jestem 14). Jak już pisałem – cel wydawał mi się bardzo zachowawczy na poczatku sezonu, po pierwszych 2-3 startach zrozumiałem, że trzeba będzie sporo z siebie dać żeby go jednak osiągnąć. Z układu tabeli wynika, że na tym miejscu zostanę, chyba że Krzysztof Mazgaj pojedzie w Istebnej na poziomie 520 punktów.
A więc cel osiągnięty, ale… raczej pokazał mi słabość niż daje powody do satysfakcji.
Dlaczego?
Ważne są szczegóły. Patrząc na wyniki M4 w tym sezonie rysuje się następujący obraz. Wśród regularnie jeżdżących w tym cyklu mamy podział na
Ekstraklasa: Kulej, Brzózka, Podolecki; I liga: Wlekły, Orłowski, Wsół; Paszczyński; II liga: obecnie miejsca 7-12 w generalce. Dla siebie miejsce widzę na początku III ligi, bardzo nielicznej bo 3-4 osobowej (Mazgaj, Haczek, Migas). Nie jestem obecnie w stanie nawiązać walki z II ligą. W normalnej dyspozycji przegrywam około 20 minut na górskim dystansie. Takiej różnicy nie da się zniwelować siłą woli czy walecznością. Trzeba następnego skoku, aby pomyśleć o walce o pierwszą 10. Będzie to cholernie trudne, bo np. Jerzy Maćków, którego wyniki śledzę i porównywałem na początku sezonu jest dopiero 11 w generalce, a objeżdża mnie jak chce.
Do tego dochodzi jeszcze kilku lepszych zawodników, którzy są za mną, bo nie ucułali 6 startów w tym cyklu.
Jest co robić w 2010 roku.
Po sierpniu
1200 km, 63 h treningu.
Poczatek sierpnia to, w związku z urlopem, były luźne jazdy o średniej intensywności. Około 10. wróciłem do planowego treningu. Z dnia na dzień odczuwałem co raz większe zmęczenie, co skutkowało czasami jakością treningu.
Podchodzę już do tego spokojnie. Ten okres to głównie utrzymanie wydolności przed ostatnimi wyścigami w tym roku. Mam nadzieję, że wypracowałem poziom bazy wydolnościowej, który znów pozwoli mi poprawić czasy osiągane na maratonach w przyszłym roku.
2009.08.30 – maraton w Krakowie
5 h 30 min. 100 km.
Dość słabo poszedł mi ten maraton. Do Kryspinowa (ok. 15 km) było nawet dobrze. Założenie było takie żeby złapać koło mocniejszej ekipy i dociągnąć z nią do pierwszych pagórków, a od nich jechać własnym tempem. Tak też się udało zrobić. Niestety pierwszy podjazd pokazał, że nie będzie to mój dzień. Wszystko bolało, tętno stało na 156 i nie chciało podejść wyżej, moi sojusznicy na płaskim odjeżdżali jeden po drugim. Prawdziwy kryzys był jeszcze przede mną i za Rudnem się zaczęło – najpier gleba na asfalcie, przytarty tyłek i łokieć; a później dłuuugi zgon z którego nie podniosłem się aż do końca dystansu.
Kurcze leczone magneslifem jednak nie dawały się odgonić i zmusiły mnie do schodzenia z roweru w Lasku Wolskim. Prowadziłem rower na podjazdach serpentynami!
Wynikowo: 117 miejsce open/227 startujących; 19 na 38 w M4. Czas lepszy o 23 minuty niż przed rokiem.
Wnioski
1. Zrobiłem przed maratonem wszystko jak trzeba. Dzień przed odpoczywałem, a wcześniej trenowałem. Nie czułem zmęczenia w chwil startu więc to nie menu treningowe było przyczyną słabszego występu. Nie popełniłem błędu jeśli chodzi jedzenie – aplikowałem magnes; piłem umiarkowanie, ale nie za mało; zrobiłem rozgrzewkę.
2. Z błędów taktycznych – znów jeżdże trochę za twardo, czego skutkiem są szybko nadchodzące kurcze. Już w 2 godzinie!
3. Patrząc na ubiegłoroczne dokonania właściwie nie ma powodów do niezadowolenia, ale porównując z przeciwnikami, z którymi się ścigam to pojechałem raczej słabiej i na dodatek słabiej niż kilka maratonów. Poza tym subiektywnie czułem, że to nie jest moja jazda. HRavg miałem też 149. Na tym maratonie powinno był około 155.
2009.08.29 – rozruch
1 h, 26 km
4 x 1 min interwału. Rozruch przed maratonem.