2009.12.03 – trenażer, tlen

Trenażer 2 h.

HR avg 132, a najlepsza wiadomość dla mnie, że dzisiaj nie czuję bólu kolana. Zasuwam z dużą kadencją 95 rpm i tak zamierzam pozostać.

Tak sobie siedziałem wczoraj na rowerze i kombinowałem, że trenuje się nie tylko parametry wydolnościowe, ale i psychikę. Powtarzane treningi uczą automotywacji, cierpliwości, systematyczności i samozaparcia. Każdy, kto ne siedział na rowerze w pustej sali przez 2 h koncentrując się na utrzymaniu kadencji i pulsu powinien tego spróbować. Nudne, monotonne, męczące. Wyzwanie większe dla umysłu niż dla ciała.

2 lata temu trenażer to była dla mnie katorga; schodziłem z roweru po 45 minutach nerwowej walki. Tetno cały czas wznosiło się na wyżyny, a to spadało do stref regeneracyjnych. Robiło mi się niedobrze na myśl, że mam znów wsiąść na rower przyczepiony do rolek. W rezultacie pod byle pretekstem odpuszczałem trening. Rok temu trenowałem już regularnie, ale  potrzebowałem grupowych zajęć i ostrej muzyki techno lub (i) filmów z Tour de France, aby utrzymać motywację. W tym roku trening na trenażerze to zwykła sprawa. Nie żeby przyjemna, to byłaby przesada, ale bez heroizmu. Zwłaszcza kiedy sobie przypomniałem długie szutrowe podjazdy w Międzygórzu od razu rósł mi poziom zaangażowania.

Łatwiej mi kiedy nie trenuję w domu. Na sali w siłowni nic mnie nie rozprasza, mam dwie godziny zarezerwowane dla siebie. Na miejscu szatnię, żadnych innych spraw, tylko trening.

Widzę zresztą, że co raz więcej osób wpisuje spinning w program przygotowań (pozdrowienia dla Egoista) do sezonu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Trening. Zapisz link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *