2010.01.03 – śnieg, śnieg….na mojej trasie śnieg.

3 h 45 min. Km ~ 55. (nie miałem licznika)

W założeniu było swobodne bujanie się po śniegu. Ruszyłem w strone Doliny Prądnika po drodze zahaczając o dropa, gdzie moja latorośl próbowała łamać kręgosłup. Zobaczyłem co mają zamiar skakać (hopa ze śniegu wyrzucająca ridera w przepaść), rzuciłem jakiś destrukcyjny tekst pt „wiem, że to skoczycie, ale tam nie ma się gdzie zatrzymać” i ruszyłem, pilnie nasłuchując czy nie jedzie jakaś „R”-ka. Ostatecznie skakanie się nie odbyło, bo próba objazdu lądowania skończyła się na drzewie (rzeczywiście nie było się gdzie zatrzymać). „Zstępny” wrócił więc do domu, a ja  mogłem ruszyć w Dolinę Prądnika.

Nie wgłębiając się w zawiłości jazdy po śniegu, jest tak, że im zimniej tym lepiej trzyma. Przed wyjazdem młody nakazał mi uzupełnić ciśnienie w oponach więc trzymało całkiem nieźle.

Rok temu po jakiś obfitych opadach śniegu spotkałem w DPrądnika Failo (patrz zakładki – linki) więc i przy tak cudnej pogodzie zastanawiałem się, czy się na niego natknę. Najpierw natknąłem się na Szydlowa z tekstem: wreszcie fajna pogoda na rower. W jego przypadku to nie był sensowny tekst. Przejeżdża 14 tys. rocznie i jeździ niezależnie od pogody :). Ruszyliśmy  w stronę Ojcowa i Pieskowej Skały, po drodze spotykając… Failo.

To był jeden z tych dni, w których miałem prostą radość z jazdy na rowerze. Wokół bajkowy krajobraz; mały ruch, względnie dobre podłoże (poza jednym momentem, kiedy Szydlow poszedł na czołowe z Fordem Transitem 🙂

Zresztą, niech mówią fotki (na specjalne życzenie :))

Riderzy

Chłopaki na chwilę przed dżampem w przepaść

Z Szydlowem w Pieskowej Skale

Zimowy landszaft

Ten wpis został opublikowany w kategorii Trening. Zapisz link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *