2010.03.21 – tlen, tym razem prawdziwy

4 h 10 min, 110 km.

Przednia przerzutka w mojej zimówce dokonała żywota wiec do łask wróciła szosówka. Zwiedziłem Kalwarię Zebrzydowską, gdzie asfalt nadawał sie na cienkie gumki. Powrót z wiatrem w plecy to było niezłe przeżycie. Prędkości od 30 do 50 km/h. Po wczorajszym wyrypie czułem tu i ówdzie sygnały zbliżajacych się kurczy, ale udało się ukończyć z konsekwentnym trzymaniem się tlenu.

Kadencja przecietna wyszła po raz pierwszy w mojej karierze 92, a mam w szosie twarde przełożenia (39/24 najmniejsze).

Dziś znowu o zbawiennym wpływie roweru na samopoczucie:

Jazda na rowerze to odlot z krainy smutku – James Starr. Jak ustalę czy to autor rzeźby z poprzedniego postu to dam odsyłacz :).

2010.03.20 – tlen w beztlenie :)

4 h 50 min. 108 km. Wyjazd z kolegami z rowerowania. Dobrze jest się tak przejechać wiosną z lepszymi od siebie, bo człowiek mógłby uwierzyć, że Bóg wie co wykonał w zimie.

Trening pod hasłem tlen (czyli wytrzymałość tlenowa) zorganizował Lesław, który też wziął na siebie cieżar prowadzenia 8 osobowego (na początku treningu) peletonu. Po płaskim jechał w tlenie (podpytałem), a ja w tym czasie, trzymając się koła regularnie miałem tętno ponad próg mleczanowy (tętno 160-165), na podjazdach nie dość, że zostawałem z tyłu to tętna osiagały kosmiczne wymiary.

Nie szkodzi. Na pewno jest lepiej niż rok temu o tej porze, bo szybciej dochodziłem do siebie po mocnych fragmentach, a do pierwszych gór jeszcze ponad miesiac i trzeba go przeznaczyć na treningi podjazdów.

Jazda na kole. Jazda jeden za drugim w odległości 20-30 cm. Prowadzący bierze na siebie cieżar rozcinania powietrza. Pozostałe osoby w peletonie przy prędkości około 30 km/h wykonują pracę o około 18-25 % mniejszą, przy większych prędkościach różnice pomiędzy prowadzącym, a jadącymi w cieniu są jeszcze wieksze.

Cytat na dzisiaj… Nietypowy. Ostre koło? 🙂 Z galerii Jamesa Michaela Starra