Dolsk – pierwszy w tym sezonie

W sobotę pierwszy start. Maraton z cyklu MTB Marathon w Dolsku. To nowa lokalizacja wiec niewiele o niej wiadomo. Choć co tu mówić: trasa to las, pola czyli piasek, szutry i asfalty. Liczby 88 km/500 m przewyższeń na dystansie giga mówią, że będzie płasko i szybko. Nie znaczy, że łatwo. To pierwszy maraton w tym roku, dla mnie dodatkowo pierwszy wyścig (a chciałem uniknąc inauguracji na pierwszym ważnym maratonie). Na płaskich maratonach charakter wysiłku jest liniowy, mówiąc prosto od startu do mety ile fabryka dała i organizm pozwala, bez możliwości wytchnienia, które np. dają zjazdy w górach.

Jak to przed każdym maratonem towarzyszy mi niepewność. Czy dobrze przepracowałem zimę, czy sprzęt nie zawiedzie. Jeśli spojrzeć na fakty to mogę być spokojny, wiele wiecej nie mógłbym zrobić: 4020 km przejechanych w tym sezonie, 175 h treningowych. Plan więc wykonany. Mam motywację żeby zasuwać na maksa, bo celem jest niezmiennie 10/100 czyli pierwsza 10 w kategorii M4 i pierwsza 100 open. Będzie trudno, bo maraton jako pierwszy w sezonie i nie kolidujący z innymi cyklami będzie mocno obsadzony.

No to przed wyścigiem cytat, który trzymałem na ten dzień: „Powiedzieć, że wyścig jest metaforą życia, to nie trafić w sedno sprawy. Wyścig jest wszystkim i przesuwa na dalszy plan wszystko co nie jest ściganiem. Życie jest metaforą wyścigu”. Nie kolarz lecz pisarz Donald Antrim.

2010.04.07 – przepalanko, potrójna tabata

52 km, 2 h 10 min

Przed startem, który już za dwa dni mocniejszy akcent: 3 x tabata, czyli interwały intensywne (dla przypomnienia 20 sekund maks 10 sekund przerwy i tak 8 x). Przerwy 11 min, 8 min. To była moja pierwsza potrójna tabata. Rzeczywiście potwierdza się obserwacja Lesława, że trzecia wchodzi jakby łatwiej. Mimo starań i poczucia dużego wysiłku tętno dobiło do 169 i nie chciało drgnąć dalej.