3 h 30 min. 74 km
Teren i asfalt. Dolinki. Jedna gleba w Wąwozie Kochanowskim, nb. nie przejezdnym ze względu na powalone w dwóch miejscach drzewa.
3 h 30 min. 74 km
Teren i asfalt. Dolinki. Jedna gleba w Wąwozie Kochanowskim, nb. nie przejezdnym ze względu na powalone w dwóch miejscach drzewa.
108 km, 5 h.
W ramach odkrywania do czego służy rower pojechaliśmy z gr. forumowiczóww z rowerowania na lajtową wycieczkę. Bardzo przyjemnie się kręciło bez napinki.
2 h. 58 km.
2 h; 53 km.
Tlenik
Nie jestem pewien tłumaczenia tego cytatu „I’m gonna show you a hill that would choke a mule”, nie wiem co zamierzał więc pokazać prezydent George W. Bush, ale pokazał efektowny lot nad kierownicą. Jakieś propozycje jak tłumaczyć choke a mule?
Zdjęcie ze strony www.austin360.com
110 km, 5 h 10 min. Jazda terenowa po Dolinkach.
Po trudniejszym okresie wróciła mi motywacja. Zainspirował mnie Buli, którego w sobotę spotkałem w Doline Prądnika. Zadowolony, uśmiechniety, ubłocony od stóp do głów, mówiłący, że wraca na giga i coś w rodzaju, że radość z jazdy jest najważniejsza a reszta nie. Padły tam inne 🙂 określenia, ale wymowa była taka. Po raz setny przypomniałem sobie, że właśnie po to jeżdżę wiec w niedzielę lansowałem się wśród spacerowiczów pokryty błotem. Nb. tętno przeciętne z wycieczki wyszło mi wyższe niż maratonu w Złotym Stoku 🙂
Dwie uwagi.
Jeśli ktoś, np w Cyclocentrum powie Wam, że smar shimano ma podobną trwałość do Rohloffa to nie wierzcie, chyba że jeździcie na szosówce. Wczoraj od 40 km jedynym moim smarem była woda z bidonu. BTW na całkiem długo cichnie łańcuch.
Selle Italia SLR, którą do testów pożyczył mi Michał Spootnick rządzi. Co za siodło. 5 h bez przerwy, a czułem się jak na starym dobryn sdg bell air, na którym moje cztery litery spędziły trzy lata
Pomilczałem sobie przez chwilę na blogu, bo nie bardzo chciało mi się pisać.
Start w Złotym Stoku poszedł po prostu źle. Miałem syndrom III etapu MTB Trophy: wycieńczenie, kompletny brak możliwości wyjścia ze strefy tlenowej. Wyprzedzili mnie wszyscy moi rywale i pojechali w siną dal, jechałem wolno. Tętno, które mam przez 2 h normalnie na poziomie 160 bpm, tym razem oscylowało na poziomie 140 bpm i nic z tym nie mogłem zrobić. Bolało jak diabli. Zamierzałem odpuścić po 30 minutach, ale uznałem, że słabość fizyczna to nie jest powód. Do bólu pleców przyplątał się ból kolan; fatalnie zjeżdżałem.
Maraton zakończyłem na 20 m w kategorii, z czasem 6:47. Nie pamiętam kiedy ostatnio, bez awarii było tak źle.
Tętno przeciętne wyszło na poziomie 138 ! Dla porównania Karpacz – 154.
Nie ma o czym pisać więcej. Cały maraton to była walka o przetrwanie i dotarcie do mety, nie było w tym sportu.
Koledzy, z którymi się ścigam na co dzień podokładali mi po 30-40 minut.
Oczywiście nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu itd. Obmyślam nowy plan na siebie.
2 h 10 min. 58 km.
Wytrzymałość tlenowa. W poniedziałek był rozjazd 27 km.
Muszę coś zmienić w pomyśle na treningi. Koncepcja na przygotowanie metodą start + jeden trening mocny w tygodniu + 2 słabsze chyba się nie sprawdzi. Zobaczymy jeszcze Złoty Stok, jeśli się uda bez awarii dojechać, ale coś czuję że to równia pochyła. Świadczą o tym wyniki ze Zdzieszowic.
Dystans mega. 48 km. Czas 2:37. Miejsce 11/106 kat; 118/545 open.
Na śliskim wirażu. Fot. Katarzyna Rokosz
Niestety to nie był dobry maraton jeśli chodzi o wynik. Niedobrze, bo relatywnie dobre odczucia miałem z jazdy, tętno 158, tylko jeden lekki kryzys i duża motywacja. Po wrzuceniu jednak do excela wyników swoich i porównaniu z ubiegłym rokiem oraz rywalami po prostu pojechałem słabiej o kilka proc.
1 h 30 min, 38 km
Tabata x 2 i interwały na wysokiej kadencji 5 x 2 co 2 min.
Jak się można było domyśleć pierwsza tabata poszła kiepsko. Tętno do 160 i nie chciało iść dalej, inaczej niż batonik, który miał zamiar mnie opuścić. Zgodnie z radą Lesława, na słabo idąca tabatę najepsza jest … druga tabata. Rzeczywiście, odblokowało się. Poziom tętna nie rewelacyjny 166, ale przetkało.
Cytat na dzisiaj, ale odnoszący się do maratonu w Karpaczu, gdzie pisałem o maksymach, towarzyszących moim zjazdom. Znam jeszcze jedną, ale nie wiem czy kiedyś będę potrafił ją stosować w pełni : „Sekret kolarstwa górskiego jest prosty: im wolniej jedziesz, tym bardziej bardziej pewne, że się wywrócisz – Julie Furtado., amerykańska kolarka górska.
To taka bardziej cenzuralna wersja MisQ-owego „Nie hamuj, k… nie hamuj”
58 km, 2 h 20 min.
Sprawdzenie stanu organizmu po Karpaczu. Coś sobie ponadrywałem próbując ignorować kurcz lewego uda. Do soboty powinno być ok.