2010.05.27 – tlenik

2 h; 53 km.

Tlenik

Nie jestem pewien tłumaczenia tego cytatu „I’m gonna show you a hill that would choke a mule”, nie wiem co zamierzał więc pokazać prezydent George W. Bush, ale pokazał efektowny lot nad kierownicą. Jakieś propozycje jak tłumaczyć choke a mule?

 

Zdjęcie ze strony www.austin360.com

 

 

2010.05.24 – śmiganie po błocie

110 km, 5 h 10 min. Jazda terenowa po Dolinkach.

Po trudniejszym okresie wróciła mi motywacja. Zainspirował mnie Buli, którego w sobotę spotkałem w Doline Prądnika. Zadowolony, uśmiechniety, ubłocony od stóp do głów, mówiłący, że wraca na giga i coś w rodzaju, że radość z jazdy jest najważniejsza a reszta nie. Padły tam inne 🙂 określenia, ale wymowa była taka. Po raz setny przypomniałem sobie, że właśnie po to jeżdżę wiec w niedzielę lansowałem się wśród spacerowiczów pokryty błotem. Nb. tętno przeciętne z wycieczki wyszło mi wyższe niż maratonu w Złotym Stoku 🙂

Dwie uwagi.

Jeśli ktoś, np w Cyclocentrum powie Wam, że smar shimano ma podobną trwałość do Rohloffa to nie wierzcie, chyba że jeździcie na szosówce. Wczoraj od 40 km jedynym moim smarem była woda z bidonu. BTW na całkiem długo cichnie łańcuch.

Selle Italia SLR, którą do testów pożyczył mi Michał Spootnick rządzi. Co za siodło. 5 h bez przerwy, a czułem się jak na starym dobryn sdg bell air, na którym moje cztery litery spędziły trzy lata

2010.05.15 – Złoty Stok (MTB Marathon)

Pomilczałem sobie przez chwilę na blogu, bo nie bardzo chciało mi się pisać.

Start w Złotym Stoku poszedł po prostu źle.  Miałem syndrom III etapu MTB Trophy: wycieńczenie, kompletny brak możliwości wyjścia ze strefy tlenowej. Wyprzedzili mnie wszyscy moi rywale i pojechali w siną dal, jechałem wolno. Tętno, które mam przez 2 h normalnie na poziomie 160 bpm, tym razem oscylowało na poziomie 140 bpm i nic z tym nie mogłem zrobić. Bolało jak diabli. Zamierzałem odpuścić po 30 minutach, ale uznałem, że słabość fizyczna to nie jest powód.  Do bólu pleców przyplątał się ból kolan; fatalnie zjeżdżałem.

Maraton zakończyłem na 20 m w kategorii, z czasem 6:47. Nie pamiętam kiedy ostatnio, bez awarii było tak źle.

Tętno przeciętne wyszło na poziomie 138 ! Dla porównania Karpacz – 154.

Nie ma o czym pisać więcej. Cały maraton to była walka o przetrwanie i dotarcie do mety, nie było w tym sportu.

Koledzy, z którymi się ścigam na co dzień podokładali mi po 30-40 minut.

Oczywiście nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu itd. Obmyślam nowy plan na siebie.

 

2010.05.11 – tlen

2 h 10 min. 58 km.

Wytrzymałość tlenowa. W poniedziałek był rozjazd 27 km.

Muszę coś zmienić w pomyśle na treningi. Koncepcja na przygotowanie metodą start + jeden trening mocny w tygodniu + 2 słabsze chyba się nie sprawdzi. Zobaczymy jeszcze Złoty Stok, jeśli się uda bez awarii dojechać, ale coś czuję że to równia pochyła. Świadczą o tym wyniki ze Zdzieszowic.

2010.05.08 – Zdzieszowice (Bikemaraton)

Dystans mega. 48 km. Czas 2:37. Miejsce 11/106 kat; 118/545 open.

Na śliskim wirażu. Fot. Katarzyna Rokosz

Niestety to nie był dobry maraton jeśli chodzi o wynik. Niedobrze, bo relatywnie dobre odczucia miałem z jazdy, tętno 158, tylko jeden lekki kryzys i duża motywacja. Po wrzuceniu jednak do excela wyników swoich i porównaniu z ubiegłym rokiem oraz rywalami po prostu pojechałem słabiej o kilka proc.

2010.05.05 – wysoka kadencja

1 h 30 min, 38 km

Tabata x 2 i interwały na wysokiej kadencji 5 x 2 co 2 min.

Jak się można było domyśleć pierwsza tabata poszła kiepsko. Tętno do 160 i nie chciało iść dalej, inaczej niż batonik, który miał zamiar mnie opuścić. Zgodnie z radą Lesława, na słabo idąca tabatę najepsza jest … druga tabata. Rzeczywiście, odblokowało się. Poziom tętna nie rewelacyjny 166, ale przetkało.

Cytat na dzisiaj, ale odnoszący się do maratonu w Karpaczu, gdzie pisałem o maksymach, towarzyszących moim zjazdom. Znam jeszcze jedną, ale nie wiem czy kiedyś będę potrafił ją stosować w pełni : „Sekret kolarstwa górskiego jest prosty: im wolniej jedziesz, tym bardziej bardziej pewne, że się wywrócisz – Julie Furtado., amerykańska kolarka górska.

To taka bardziej cenzuralna wersja MisQ-owego „Nie hamuj, k… nie hamuj”