110 km, 5 h 10 min. Jazda terenowa po Dolinkach.
Po trudniejszym okresie wróciła mi motywacja. Zainspirował mnie Buli, którego w sobotę spotkałem w Doline Prądnika. Zadowolony, uśmiechniety, ubłocony od stóp do głów, mówiłący, że wraca na giga i coś w rodzaju, że radość z jazdy jest najważniejsza a reszta nie. Padły tam inne 🙂 określenia, ale wymowa była taka. Po raz setny przypomniałem sobie, że właśnie po to jeżdżę wiec w niedzielę lansowałem się wśród spacerowiczów pokryty błotem. Nb. tętno przeciętne z wycieczki wyszło mi wyższe niż maratonu w Złotym Stoku 🙂
Dwie uwagi.
Jeśli ktoś, np w Cyclocentrum powie Wam, że smar shimano ma podobną trwałość do Rohloffa to nie wierzcie, chyba że jeździcie na szosówce. Wczoraj od 40 km jedynym moim smarem była woda z bidonu. BTW na całkiem długo cichnie łańcuch.
Selle Italia SLR, którą do testów pożyczył mi Michał Spootnick rządzi. Co za siodło. 5 h bez przerwy, a czułem się jak na starym dobryn sdg bell air, na którym moje cztery litery spędziły trzy lata