Tour de UEK, czyli być jak Eddie Orzeł

Od dzisiaj wiem co czuł Eddie Orzeł, kiedy skakał w Calgary o 30 m bliżej niż inni: na pewno niezły fun.

Cóż, ten start to będzie mój firmowy znak od dzisiaj 🙂 Zdjecie: Versus

W tę niedzielę startowałem w bardzo sympatycznej imprezie Tour de UEK

Wyścigi XC (Cross Country, czyli krótkie godzinne ściganie na pętlach) nigdy nie były moją ulubioną aktywnością. Za krótko i za mocno. Trzeba to jednak uprawiać, bo poprawia się wydolność w wysokich strefach tętna. Zastanawiałem się, którą kategorię wybrać:

„mężczyźniAmator”: zapraszamy Panów jeżdżących turystycznie, rozpoczynających dopiero swoja przygodę z kolarstwem,

mężczyźniElita
zapraszamy Panów na codzień startujących w zawodach rowerowych.”

Nie było definicji: „Zapraszamy Panów jeżdżących turystycznie, na codzień startujacych w zawodach rowerowych” wiec musiała być Elita.

Kiedy zobaczyłem stawkę, z którą miałem się ścigać to miałem tylko dwa pytania. Kiedy dostanę dubla (przewaga zawodnika o jedno okrążenie) i ile osób mnie zdubluje. Niemniej jednak stanąłem na linii startu, obok mocna ekipa rowerowanie.pl: Furman, Maciu, Spinoza, Axi; są też znajomi z zaprzyjaźnionych Bikeholików: Buli, Dawid, a także chlopaki z Lapierre i Subaru. Z żadnym z nich nie mam szans. No może poza Michem, który startował przed chwilą w wyściugu amator.

Ale to nie ważne, liczy się zabawa i walka. No wiec 3,2,1 start. Najpier nie trafiłem blokiem w pedał, a kiedy juz trafiłem to poczułem jak rawka szoruje po bruku. Opona się zsunęła, dętka zrolowała. No to sobie pojeździłem. Mariusz „Versus” miał lepszy pomysł. Podsunął mi swój rower i zapowiedział, że zgłosi to do biura zawodów. No to ogień. Na takich wyścigach właściwie każde zawahanie to strata trudna do odrobienia, ale to nie ważne.

Ze zdarzenia zrobiła się niezła zabawa. Spiker podchywycił sytuacje i zaczął podkręcać, że walka, że determinacja. Było zabawnie.

No  właśnie podkręcać, a ja nigdy nie miałem grip shiftów (manetki obrotowe). Na takich zawodach nie ma czasu na patrzenie, gdzie jest niższy bieg, gdzie wyższy, dlatego co chwilę zrzucałem sobie odwrotnie niż chciałem. No i jeśli ktoś myśli, że bloki pedałów shimano 540 są kompatybilne z 505 to nie są. Radośnie więc machałem nogami w powietrzu próbując pociągnąc w górę. Po jednym okrążeniu chłopaki powiedziały, że na następnym dostanę swój rower. Tak też się stało. Nie ma co. Znana geometria, siodło, mostek to jest to. Oczywiście nie przeszkodziło mi to wyglebić w jedynym miejscu, które się do tego nadawało czyli na żwirku. Niegroźnie na szczęście.

Dalej, poza super jazdą trudno już wiecej pisać. Tu jest tylko ogień, pulsometr i wymuszony oddech. Tym bardziej, że jestem ogladany ze szczególnym zainteresowaniem 🙂 Z okrążenia na okrążenie dostawałem kolejne duble. Także od Macia, Furmana, Axiego i Spinozy. Tętno mi spadło poniżej 160, ale to nie dziwne, w tym tygodniu miałem 18 h treningu.

Meta.

2010.06.12 – harce po lasku

76 km. 4 h.

Z Maciem, Lesłąwem i Szbikerem zasuwanie po Lasku Wolskim. Komary powinny mi być wdzięczne, bo tyle co chłopaki się na mnie naczekali na podjazdach to starczyło owadom na poważną ucztę. Jak zobaczyłem rano ekipę z którą się wybrałem to wiedziałem, że tak będzie. Na zjazdach starałem się trzymać kontakt wzrokowy co powodowało latanie nad kamieniami i korzeniami. Uff… Chyba zweryfikuję teorie, że najszybciej zjeżdża się na maratonach.

Po  raz kolejny ciepło myślałem o foxie. Zjeżdża o niebo lepiej ode mnie. Zwłaszcza po zjeździe wąwozem z głębokimi koleinami dzieki niemu nie muszę wydłubywać z twarzy kawałków cegieł i błota. A już się widziałem po pięknym face plancie, kiedy po błędzie koło wpadło w koleine, a tylne już dawno opuściło ziemię.

2010.06.07 – interwały

3 h 40 min. 100 km.

Koniec z opierniczaniem się. 3 x tabata, interwały na wysokiej kadencji 5 x 2 min co 1 min + tempo (strefa mieszana) 40 min + tlen + rege. Nie mogłem wjechać na górkę pod domem, dopiero tabletki enervita pomogły mi  zebrać siły. Za mało piłem jak na wczorajszy upał.

Zamiast cytatu stara reklama. Ma klimat. Ciekawe, że w Polsce nie ma właściwie reklam rowerów. Nie licząc makrokeszy za 299 i gianta ze smutnymi billboardami to nikt nie reklamuje istoty roweru jako narzędzia do fajnego spędziania czasu. Przeczytałbym chętnie badania marketingowe nt. zwyczajów konsumenckich nabywców rowerów. Ktoś trafił w sieci na taką pracę?