2011.02.13 – i znów setunia

Trudno uwierzyć, ale powtórzyłem idealnie liczby wczorajszego treningu: 101 km, 4 h 30 min.
Ruszyłem w stronę Miechowa, później na Wolbrom, Olkusz i zimną o godz. 16 Sułoszową przez Skałę do Zielonek. Nie zdecydowałem się jechać przez Ojców i Dolinę Prądnika, po wpisie Lesława na forum, że zaliczył tam glebę. Znam dolinę jak własną kieszeń, słońce i dodatnia temperatura w ciągu dnia i mróz w nocy to idealne warunki na tworzenie się tam lodu, zwłaszcza, że w Ojcowskim Parku Narodowym nie sypie się soli na asfalt.
Wyjechałem z domu podmęczony po wczorajszej setce, wiedziałem, że ten stan minie, więc nie ma się co przejmować. Rzeczywiście po 40 minutach poczułem "To"

"To" to jest taki stan medytacyjny, kiedy już nie trzeba walczyć z tętnem, bólem mięśni, jest tylko rytm pedałowania, równomierne tętno w okolicach progu tlenowego i znikające minuty i kilometry oraz muzyka w słuchawkach i z  rzadka pojawiające się własne myśli. Po mniej więcej 3 godzinach dopada mnie rzeczywistość bolących kolan i ścięgien, zimowego odwodnienia, braku węglowodanów. Wtedy treścią jest rozmowa głowy z ciałem. Trzymaj rytm i tętno, nie odpuszczaj na podjeździe.

Cholera jak ja to lubię 🙂

1550/5200

2011.02.11 – siłownia

1 h 30 min.
Trenażer i siłownia – ćwiczenia na obręcz barkową, mięśnie grzbietu i brzucha. Zaplanowane było tempo, ale nie weszło i odpuściłem, mając w perspektywie plany na weekend.