2011.03.03 – siła

1 h 30 min.

6 x 5 min siła pod próg mleczanowy, kad. 50-55. Dużo satysfakcji sprawiają mi takie cięższe treningi wykonane rzetelnie i do końca.
W tym roku moim treningom towarzyszy spokój i cierpliwość. Mam ochotę konsekwentnie wykonywać zaplanowane elementy, ale bez stresu, że nie zdążę z przygotowaniami.

W książce "Urodzeni biegacze" Christophera MacDougalla, przez którą się właśnie przedzieram wyczytałem takie zdanie: "Trzeba być mocnym człowiekiem, żeby być mocnym biegaczem".
To prawda. W ogóle to dotyczy wybitnych sportowców. Dusz niepokornych, wystających ponad przeciętność, egoistycznych, egocentrycznych, a często nawet egotycznych.
Spojrzeć na książki i wywiady najwybitniejszych sportowców dyscyplin wytrzymałościowych, gdzie "ja" jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Lance Armstrong, Marco Pantani, Reinhold Messner, Wanda Rutkiewicz czy choćby też skupiona na sobie, ale zadziorna i odważna Justyna Kowalczyk.
Można ich określić różnymi słowami, ale na pewno określeniem, które przyjdzie nam do głowy w pierwszym momencie nie będzie "miły gość". Kierują się więc zasadą, którą powtarza mi znajoma: "Nie jestem zupą pomidorową, nie muszą mnie lubić wszyscy"
I ta koncentracja na tym co jest do zrobienia, a nie na relacjach to jest jedno z wewnętrznych źródeł ich sukcesu.

Odwrócenie zdania z książki MacDougalla, brzmiałoby tak: "jeśli potrafisz być mocny maratończykiem, musisz być mocnym człowiekiem". Udowodnienie tego samemu sobie jest źródłem motywacji wielu z nas. Przy czym "mocny maratończyk" to na moim, amatorskim poziome oznacza tyle co: nie odpuszczający, znoszący przeciwności i ból, nie poddający się zbyt łatwo.
Howgh.