Tym razem wybraliśmy się na przełęcz Zawrat. „Wybraliśmy się”… brzmi jak wycieczka do Lasku Wolskiego. Andemu mówiłem podczas drogi, że jeśli, ktoś by mi powiedział, że będę zjeżdżał w marcu żlebem z przełęczy należącej do Orlej Perci to bym postukał się w czoło.
PePe ma jednak mocny drajw na bramkę, a mnie nie wypada wymiękać. No dobra, jest trochę inaczej – odbiło mi na punkcie tych skiturów, Tatr w ogóle, a zimą w szczególności. Fakt, że Piotrek ze swoim górskim doświadczeniem również przepadł na rzecz narciarstwa wysokogórskiego jest superważny. Gdybym miał to robić sam to eksplorowałbym lasy na zboczach Pilska. BTW zamierzam na Pilsko się oczywiście wybrać na nartach i kiedy będzie bardzo dużo śniegu pocieszyć się jazdą między drzewami, w puchu.
Wracając do Zawratu. Wybraliśmy się z ekipą z Rowerowanie.pl, Roza, Andy i MisQ poginali na piechotę, my na nartach.
Resztę niech opowiedzą zdjęcia z obszerniejszymi podpisami.
W Kuźnicach śpiewają ptaki, na dojściu do Murowańca słoneczko i piękne panoramy zaśnieżonych gór. Poruszanie się na nartach idzie co raz sprawniej, a rowerowy trening to wytrzymałościowy bonus, który pozwala się szybko przemieszczać. Fot. Andy
Czarny Staw Gąsienicowy. 1624 m. Wspinaczka dopiero przed nami. Robi się magicznie i bajkowo. Wokół białe eminencje. Stąd nie widzimy jeszcze żlebu.
Na nartach udaje siędotrzeć dość wysoko. Zdjęcie zrobione w chwili, kiedy troczyłem narty do plecaka. Po lewej stronie, w plamie światła widać zakosy jakie zostawiają na śniegu trawersujący zbocze, wspinajacy się narciarze. Przed nami stromizna do pokonania z buta.
Tradycyjne zdjęcie przed zjazdem i trzeba uciekać. Strasznie tu wieje. Przed nami żleb pokonuje kilkuosobowa grupa narciarzy.
Źleb z góry. Na początku zmrożony śnieg, później juz lepiej. Stromo. Po 100 metrach odbywam ze soba męską rozmowę, bo mi nogi chodzą na lewo i prawo, za dużo myśłenia o stromiznie, za mało o tym, gdzie wykonać następny skręt. Piotrka doganiam dopiero po 2/3 trasy.
Ostatnia trudność. Ścianka ze skałkami. To już drobiazg w porównaniu ze żlebem. PePe wykonuje skręt, ja czekam żeby w razie niepowodzenia nie wylądować na nim. Zdjęcie Andy
Kondycyjnie to był wymagający cel. Zwłaszcza ostatnie podjeście wymordowało mnie fizycznie (15 krokow, przerwa) i psychicznie. Narciarsko to 2 (poprzedni żleb 2+) i tak chyba rzeczywiście było. Kolejny łyk emocji zwiazanych z dotarciem na szczyt i adrenaliną zjazdu niestety wrzuca mnie co raz bardziej w stronę głębokiego, nieuleczalnego nałogu.