5 h 45 min, 152 km.
Długa trasa w "słonecznych okolicznościach przyrody". Trudno coś napisać o wiośnie i nie popaść w banał i kicz. Ale co tam: zielono na polach, magnolie eksplodowały, jabłonie w komunijnych sukienkach…
Pojechałem bez większego planu, pooglądać Babią Górę z Kalwarii Zebrzydowskiej. Babia na biało, przypominała mi dziewiczą wyprawę skiturową z lutego. Wydaje się, że to tak dawno temu.
Generalnie trasa Zielonki-Kraków-Skawina-Kalwaria Zebrzydowska-Wadowice (sam nie wiem jak tam dojechałem) – Zator – Skawina – Kraków – Zielonki.
Tempo w porządku, tętno przeciętne na prawie 6 h – 138 bpm. Zapracowałem dzisiaj na podkład kolarskiej opalenizny.
Na ścieżce do toru spotkałem oczywiście łojącego Lesława, za chwilę pojawił się Marcin, który potowarzyszył mi w drodze powrotnej, na szosówkach pomykali też Szaman i Skrzynia. Wiosna 🙂
W Skawinie miałem małe zajście z kierowcą busa, który wyprzedził mnie na żyletkę 10 kilometrów wcześniej. Zapamiętałem jego czerwone tranzytowe rejestracje i dojechałem do niego, kiedy stał w kolejce przed przejazdem. Opieprzyłem, powiedziałem, że metr to obowiązkowa odległość… Okazało się, że to Białorusin (Rosjanin, Ukrainiec?). Nawet nie zauważył, że mnie wyprzedzał. Przepraszał, a mnie się włączyła chęć pouczania go, bo … jest obcokrajowcem.
Wstyd. Zasłużył na normalną zjebkę, a fakt, że był ze Wschodu nie powinien mieć żadnego znaczenia.