1 h, 24 km
Ten zakręt pokonywałem już z tysiąc razy, bo jest położony tuż obok domu. Najpierw jest ostry asfaltowy zjazd, na szosówce osiągam tu do 75 km/h, później wypłaszczenie i 90 stopni w lewo, lekko pod górkę, tu prędkość wynosi już około 30-35 km/h.
Od kilku dni na tym wypłaszczeniu starałem się nie hamować, nadrabiając złożeniem w zakręt, było z każdym razem co raz lepiej tzn. co raz szybciej i niżej. Liczyłem na to, że uda się z dużą prędkością wyjechać na kolejną zmarszczkę. Ot, taki trening techniki i psychiki.
Przedwczoraj na góralu dostałem ostrzeżenie, że jadę na krawędzi. Zaczęło mi zrywać przyczepność przedniego koła, takie groźne, charakterystyczne wibracje na kierownicy, kiedy puszczają klocki, w końcu wyprostowałem i nie puściło.
Uznałem, że to wina zużytej mieszanki w starych IRC Mythos. No i wczoraj się położyłem na szosówce. Dlaczego zerwało przyczepność? Piasku nie było, ale od kilku dni nie padało i na śliskim asfalcie zalegała warstewka kurzu.
Stłuczone udo i bark, drobny szlif na łokciu. Przywaliłem też głową w asfalt, gdyby nie kask to mógłbym spędzić wieczór na SOR, po wstrząsie mózgu. W każdym razie musiałem się na chwilę położyć w trawie i dojść do siebie. W sumie miałem szczęście, bo energia uderzenia się rozproszyła, najgorsze jest to, że znów będę musiał pracować nad psychiką, bo już tak nisko składałem się w zakrętach 🙂
Na liczniku w tym roku 4023 km.
Od kilku dni na tym wypłaszczeniu starałem się nie hamować, nadrabiając złożeniem w zakręt, było z każdym razem co raz lepiej tzn. co raz szybciej i niżej. Liczyłem na to, że uda się z dużą prędkością wyjechać na kolejną zmarszczkę. Ot, taki trening techniki i psychiki.
Przedwczoraj na góralu dostałem ostrzeżenie, że jadę na krawędzi. Zaczęło mi zrywać przyczepność przedniego koła, takie groźne, charakterystyczne wibracje na kierownicy, kiedy puszczają klocki, w końcu wyprostowałem i nie puściło.
Uznałem, że to wina zużytej mieszanki w starych IRC Mythos. No i wczoraj się położyłem na szosówce. Dlaczego zerwało przyczepność? Piasku nie było, ale od kilku dni nie padało i na śliskim asfalcie zalegała warstewka kurzu.
Stłuczone udo i bark, drobny szlif na łokciu. Przywaliłem też głową w asfalt, gdyby nie kask to mógłbym spędzić wieczór na SOR, po wstrząsie mózgu. W każdym razie musiałem się na chwilę położyć w trawie i dojść do siebie. W sumie miałem szczęście, bo energia uderzenia się rozproszyła, najgorsze jest to, że znów będę musiał pracować nad psychiką, bo już tak nisko składałem się w zakrętach 🙂
Na liczniku w tym roku 4023 km.