4 h 30 min. 80 km.
Mniej jeżdżę ostatnio z powodów zawodowych. Nowa praca wciagnęła na tyle, że zaniedbuję rowerowe sprawy, ale to żaden poważny rozbrat, po prostu muszę się lepiej zorganizować. Dlatego wyjazd z Piotrkiem „PePe” miał trzy aspekty
1. Okrutnie mnie PePe przeciągnął przez pierwsze dwie godziny. Czułem w nogach takie zamulenie jakiego nie czułem od jesieni.
2. W Dolinie Będkowskiej natrafiliśmy na strzałki wyścigu amatorów oldskulowych konstrukcji mtb sukupionych wokół strony retromtb.pl, prowadzonej przez kolegę z drużyny Marcina „Skoliozę”. Podążyliśmy strzałkami co zaowocowało u mnie dwoma zdarzeniami z cyklu „mój pierwszy raz”.
Najpier Skolioza dał się nam przejechać tandemem MTB. Przypomina to jazdę autobusem przegubowym i chociaż z PePe przebyliśmy może z 200 metrów podjazdu i zjazdu to poczułem ducha zespołowego jeżdżenia. Tandem MTB to nie najepszy pomysł, bo traci zwinność dobrego roweru górskiego, ale wresja cross na większych, choć szczuplejszych kołach może dostarczyć niezłej frajdy na szosie i łatwym terenie.
Chwilę później straciłem również dziewictwo w jeździe tyrolką. Przeprawa przez wąwóz była jednym z zadań maratonu retro.
3. To jedna z tych sobót, będących żywym dowodem na twierdzenie, że należy się ruszyć na spotkanie nowego. Ciekawe jak długo da się robić rzeczy „pierwszy raz”, ja zamierzam conajmniej do maja 2020 🙂