2011.07.23 – Orla Perć

Z cyklu pierwszy raz. Zaawansowana turystyka piesza po Tatrach. Trasa Zakopane-Murowaniec-Zadni Granat-(Orla Perć)-Krzyżne-D5SP-Zawrat-Murowaniec-Zakopane. 31 km, 13 h (w tym 9,5 h w ruchu). Pierwszy raz na łańcuchach, klamrach. Uch… Robiło to na mnie wrażenie.

Ruszyliśmy z Krakowa z Andy i MisQ kolegami z drużyny. Cel to przejście Orlej Perci w jeden dzień. Dla mnie sporo zważywszy, że to mój drugi w życiu wypad w Tatry na piechotę, a za pierwszym razem najwyższym szczytem była Kopa Kondracka. Ciekawa kolejność moich „pierwszych razów” – najpierw zjechałem z Zawratu na nartach, a dopiero w pół roku później wybrałem się tam na piechotę.

Cel naszej wyprawy: Orla Perć. Zastanawiałem się czy nie zrealizować planu B i nie spędzić soboty przy piwie w tym pensjonacie.

Jednak duch walki zwycieżył i właściwie zabezpieczeni przed słońcem ruszyliśmy na trasę.

Biegnąc prawie dotarliśmy nad Czarny Staw Gąsienicowy. Jasny żleb po środku kadru to Karb. Niechybnie cel wyprawy skiturowej w tym sezonie. Prawda PePe?

MisQ, Andy i ja. To zdjecie z komórki trafiło od razu na stronę rowerowanie.pl, gdzie śledzono losy ekspedycji.

Z tego miejsca na Granaty weszliśmy w nieco ponad 1 h 20 min, kontynuując grę w HR. Przegrywał ten, który w momencie wywołania miał najniższy puls

 Tatrzańskie szlaki. Nie mogę się nadziwić ile pracy kosztowało ich wytyczenie ułożenie. Już nigdy nie będę unikał płacenia biletu wstepu.

W drodze na Granaty, za nami zjawiskowy Czarny Staw, Karb i wszystkie troski tego świata.

Zawrat (przełęcz najbardziej po prawej) widziany ze zbocza Granatów. Będziemy tam za 6 godzin

Już na Orlej. Oswoiliśmy się z wysokością, czas na rozejrzenie się wokół.

Tędy zaraz pójdziemy

Razem z Andy pozujemy MisQ do zdjecia.

Zsuwam się, Andy kontempluje (czerwony polarek na dole).

Dolina 5 Stawów Polskich i urodziwa Siklawa.

To już końcowe fragmenty Orlej. Łańcuchy ustępują baardzo eksponowanemu szczytowemu fragmentowi. Wdrapujemy się na W. Buczynową Turnię (chociaż to chyba zdjęcie zrobione tuż za szczytem). Dobrze, że nie wiało.

Krzyżne. Jeśli trzech facetów decyduje: czy rozsądnie wrócić doliną Pańszczycy do Murowańca, czy zarżnąć się przed D5SP i Zawrat. Wynik pewny – zarżnąć się. Moja mina mówi – wiedziałem, że tak będzie.

Okazujemy urządzenia do sprawnego poruszania się w dół. Wszyscy jesteśmy zgodni, że trening kolarski się przydaje. Piszę te słowa 48 h po zakończeniu wyrypy. Nadal nie potrafie zejść po schodach bez przytrzymywania się ściany.

Kilometr w poziomie, 300 metrów w pione. GPS służył do rejestracji, nawigowałem nim tylko raz.

 No cóż. Euforii zwycięzców to tu nie widać. Zgodnie z team orders wygrałem etap na Zawrat.

Robi wrażenie i pomyśleć, że…

…tak to miejsce wyglądało 12.03. Troszkę przyjaźniej, nie licząc tego, że nie wiesz czy góra nie ruszy w dół. Niemniej jednak dało się zjechać na nartach, ale teraz…

…nart niet. Zsuwamy się z Zawratu. Metr po metrze. Na nartach było łatwiej.

Taki widok pod stopami każe uważać na każdy ruch, własnie zaczynało kropić. Po prawiej stronie kawałeczek Zmarzłego Stawu.

Tu było naprawdę stromo i ślisko. Nawet MisQ przez chwilę przestał żartować

Tuż po zejściu nad Czarny Staw Gąsienicowy Granaty i Zawrat zostały przykryte przez chmury. Tego dnia wszystko nam się udawało. Pogoda od rana, decyzja żeby iść odpuszczając szarlotkę w Dolinie 5 Stawów Polskich. Gdyby nie to wisielibyśmy w tej chmurze na łancuchach Zawartu. Brr…

Andy wygrał etap do Murowańca

Godz. 19. Kwaśnica w Murowańcu. Jakby mniej ciętych ripost i błyskotliwych wypowiedzi. Jeszcze tylko ibuprom na wszystko co naderwane, naciągnięte i otarte…

i…i powółcząc nogmi schodzimy do Zakopanego. Po drodze dostajemy jeszcze taką kiczochę od natury. Właściwie to zdjecie jest kiczowate, a w rzeczywistości to wyglądało… jak zachód słońca w Tatrach po całym dniu wyrypu. Trzeba zobaczyć.

Fotografie MisQ, Andy i ja.

2011.07.17 – lajt z Zielonymi

78 km, 4 h.

Wycieczka z chłopakami z zielonej drużyny. Leniwie do Pieskowej Skały w sposób nieoczywisty czyli ścieżkami z moich samotnych przejażdżek, z przystankiem na karkówkę i piwo.

 

 

Po zjeździe z Woli Kalinowskiej do DP straciłem tylny hamulec, sprężynka odwodząca i podtrzymujaca klocki zawinęła się i nie dała wyprostować. Zdjęcie Lesław, rower trzyma Leszek.

2011.07-09 – seeetka

105 km. 5 h 20 min.

Formo! Formo! Gdzie jesteś. Po 10 km miałem zamiar wrócić, ale spotkałem Lesława i głupio mi się zrobiło. Skoro On po złamaniu przygotowuje się do startów, to ja po 2 miesięcznej przerwie powiniem tym bardziej. No, ale bolało dzisiaj, na podjazdach nogi z gumy, tętna niebotyczne. 170 to norma, ale setka pękła.

Jutro powtórka.

2011.06.24 – widziane z boku

Pojechałem pokibicować chłopakom z drużyny Andy`emu, PePemu i Maciowi, którzy dzielnie walczyli na MTB Trophy. Wolę jednak uczestniczyć. Co tu dużo mówić – zazdrościłem chłopakom 4 beskidzkich etapów. Pomogłem kilku osobom na bufecie, a później wsiadłem na rower i przejechałem wiekszą część etapu na Klimczok. Słaby jestem. 30 km ujechało mnie konkretnie, a gzie tu 70,  a gdzie 4 etapy. Nie dziwota, jak się nie jeździ to nie ma z czego mieć pary. Jedyne co jest pozytywne to zjazdy. Sprawiają mi dużo radochy. Oczywiście znów złapałem gumę. Moja żartobliwa teoria, którą odpowiadałem pytany o moje bezdętkowe zamiary okazała się słuszna: dotąd nie łapałem gum, bo za wolno zjeżdżałem.

 

Bufet na IV etapie MTB Trophy. Fot. Versus

W ogóle ostatnio więcej kibicuję niż biorę udział. Także w MTB. Czas to zmienić.