Tradycyjny bałagan przed wyruszeniem. Godz. 22. Garaż w Milówce
Z cyklu wariackich przedsięwzięć: nocna wyprawa na Skrzyczne. Było zimno, ale sucho. Oczywiście wyprawa na rowerach 🙂
Relacja z rowerowania
O 5 byliśmy z powrotem w Milówce.
„Dzisiaj nad ranem zakończyła się trzecia (druga udana) ekspedycja Skrzyczne Nocą. Dziesięciu chłopa ruszyło z Milówki (gościnna meta u PePe) o 22:47 w czwartek. Wybraliśmy łagodny wariant wjazdu asfaltami i szutrami od strony Żywca. Tempo było spokojne, dostosowane do zamykających stawkę Jelitka i autora newsa. Przed godz. 2. dobijaliśmy się już do drzwi schroniska. Chłód dochodzący do -8 st. C, wiatr i osadzająca się szadź, a także księżyc nad chmurami sprawiały, że Skrzyczne rzeczywiście skrzyło się na srebrno. W schronisku czas na żarty, krupnik i przebranie ciuchów i tu nastąpił mały rozłam. Jelitek nie czuł się dobrze więc postanowił wracać tą samą drogą – szutrami w dół. Miki i Maciu zdecydowali się towarzyszyć mu w powrocie.
PePe planował ambitny wariant powrotu, ale po naradzie ustaliśmy, że należy go skrócić, tak żeby zdążyć do Milówki na 5 rano.
7 osobowa ekipa ruszyła więc granią, a ekipa schroniskowa znalazła ciepłe fotele i … zasnęła.
Pojechaliśmy w stronę Malinowskiej Skały. Było mroźnie, ale sucho i praktycznie bez śniegu. Po około kilometrze MisQ złapał gumę w swoim bezdętkowym zestawie, który ani się nie uszczelnił, ani nie pozwolił dopompować. Zatrzymaliśmy się i wszystkim zrobiło się cholernie zimno. W ruch poszły dodatkowe pary rękawic, kolejne kurtki, machanie kończynami, dzikie tańce żeby się rozgrzać. Był dylemat czy MisQ ma wracać do schroniska, czy jednak próbować jechać. Ostatecznie zjechaliśmy niżej, do lasu, gdzie osłonięci od mroźnego wiatru i wespół w zespół założyliśmy dętkę.
Później już sama przyjemność nocnego zjazdu w górach. Wariackiego, ale rozsądnego. Na chwilę tylko PePe przytulił się do matki ziemi, ale obyło się bez poważniejszych szkód cielesnych i materialnych.”