2012.01.29 – Dwa żleby w barszcz. Świnicka Przełęcz i Karb.

Plan jak zwykle wyglądał ambitnie, ale realnie. Z Kuźnic przez Myślenickie Turnie na Kasprowy i dalej Beskid, Pośrednia Turnia i zjazd z przełęczy pod Świnicą.

Tym razem do ekipy pieszej MisQ i Lukcia dołączyli teamowy kompani: Roza oraz Maciu. Skiturowy skłąd był pełny: Andy, PePe i ja.

W Kuźnicach dostajemy logery gps do badania ruchu skiturowego. Do studentek AWF rejestrujących nasze dane dołącza narciarz. Narzeka, pewnie częściowo słusznie, na wszechobecną rejestrację i gromadzenie danych osobowych.

Zimowe dekoracje na Bystrej

Ostatnio prowadzę się nad wyraz higienicznie więc ufałem swojej formie, a pogodowy wyż i marne – 12 st. oraz obfita pokrywa śnieżna miały zapewnić widoki i odpowiednią warstwę śniegu pod foką. Tak było. Po osiągnięciu Myślenickich Turni pojawiły się zaśnieżone granie i żleby.

Cel eksploracji to Przełęcz Świnicka. Po zaliczeniu w ubiegłym roku Zawratu i Skrajnej Przełęczy, żlebów określonych w 6 stopniowej skali trudności na 2 i 2+, nie spodziewałem się problemów z również dwójkową Śwnicką.

Nad Goryczkową. Szlak biegnie powyżej kolejki

Na stromym podjeściu zostałem nieco za ekipą, a dystans zwiększył się jeszcze po koniecznej walce z odklejającą się foką. Srebrna taśma naprawcza pomogła. Po kilkunastu minutach dotargałem się do biesiadujących pod górną stacją kolejki w Dolinie Goryczkowej.

Krótka akcja na grani za Beskidem

Trawersujemy Beskid, krótki kolejny popas na grani i osiągamy Skrajną Przełęcz. Andy dla którego to będzie pierwszy zjazd żlebem zagląda przez krawędź. Nie zwykł odpuszczać dlatego i tym razem nie wygląda na przerażonego. Spotykamy pojedynczych turystów i narciarzy, przed nami Świnica – cel wycieczki pieszej. Co ciekawe zimowy szlak biegnie na niedostępny w lecie dla turystów drugi wierzchołek tzw. taternicki. Jak się później okaże gruba pokrywa śniegu sprawi, że dla wyposażonych w raki i wytrenowanych sportowo Rozy, Luckia i Macia oraz MisQ to cel do szybkiego osiągnięcia. Tym bardziej, że pogoda świetna. Mijamy Pośrednią Turnię… i zza zbocza wyłania się tłum oczekujący na zjazd ze Świnickiej Przełęczy!

Nasi i tłumek narciarzy wysokogórskich na Przełęczy Świnickiej. Zjazd z asekuracją

Na dodatek narciarze zsuwają się używając liny do asekuracji. Jest tak trudno? To wycieczka prowadzona przez dwóch TOPRowców.

Tradycyjne zdjęcie przed zjazdem. Od prawej Andy, PePe i ja. Za nami masyw Świnicy.

To zdjęcie MisQ zrobił podczas podchodzenia na Świnicę. PePe i Andy obgadują trasę przejazdu. Ja już jestem w żlebie.

Ustalamy kolejność – jadę pierwszy, za mną Andy, a na koniec PePe. Jeszcze tylko podziwiamy ratownika, który zjeżdża do zespołu tak łatwo jakby zsuwał się po stromym stoku wyratrakowanej Gąsienicowej. Za chwilę okazuje się, że to nie był mój dzień. Śniegu dużo, nawet bardzo. Zastanawiam się, czy cały żleb nie wyjedzie spod nas i wykonuję pierwsze skręty. Czuję uda wyciorane podejściem, później źle obciążam przód narty i wylatuję wypinając tył. Zbieram się.

 

Andy wyżej zsuwa się sprawnie.

Ja znów kilka skrętów i znowu gleba. Tym razem wypina się wiązanie. Łapią mnie kurcze. Cholera. Nie jest dobrze. Wbijam nadgarstkiem wiązanie.

PePe w żlebie, za nim ratownik likwidujący stanowisko asekuracyjne wpięte do czekana


Sweet focia z Gąsienicową w tle

W tym czasie PePe sunie na dół, skręt za skrętem. Razem  Andy przejeżdżają obok.Ruszam w dół po wypłaszczeniu i głebokim śniegu. I znów wylatuję w górę żeby zanurkować twarzą w śnieg. Znów wiązanie. Pomału mam dość. Podjeżdżą do mnie skiturowiec. Chce pomóc. Pytam go czy zna moje Silveretty – Znam, pracowałem w sklepie – odpowiada z uśmiechem. Sprawnym ruchem wbija wiązanie i mogę dołączyć do chłopaków. Śniegu mnóstwo, myślę, że bez nart zapadłbym się po pachy.

Andy na tle swojego pierwszego żlebu (przełęcz z prawej strony Świnicy)

Wcześniej, z grani Przełęczy zauważyliśmy, że przełęcz Karb, z której żleb schodzi stromo do Czarnego Stawu Gąsienicowego jest łatwo osiągalna z tej strony Masywu Kościelca. Podjęliśmy decyzję, że bierzemy ja na cel. A więc będą dwa żleby w jeden dzień.

PePe w drodze na Karb. Nasz drugi żleb dzisiaj. Po prawej stronie Kościelec.

PePe dzisiaj ma formę w górę. Także w dół wyraźnie poprawił sylwetkę i technikę jazdy. Tam gdzie moje przody nurkują każąc obciążyć maksymalnie tyły, kosztem sterowności, szerokie dzioby jego haganów wynoszą go nad powierzchnię śniegu.

Klejenie fok, 15 minutowy marsz w górę i dochodzimy na przełęcz Karb.

Z przełęczy Karb widać więcej. Od lewej Kościelec, Świnica, Przełęcz Świnicka z naszym żlebem, Pośrednia Turnia i za nią Skrajna Przełęcz, na której straciliśmy skiturowe dziewictwo rok temu

Chwilowo mam dość górskiej przygody. Muszę posiedzieć, zjeść. Nogi jak galareta, wypinają mi się narty, a tu jeszcze przed nami zjazd stromym żlebem. Wyznaczam sobie czas – kiedy granica słońca i cienia dotrze do przełęczy ruszamy.

Najpierw niezdarnie zsuwam się krawędzi. Ruszamy. Nabieram prędkości, uda nie utrzymują i lece twarzą w śnieg, narty mam nad głową, za chwile znów głowę w śniegu, usta zapchane, i znów narty nad głową. Lecąc wyprzedzam Andy`ego. Charcząc wypluwam śnieg, który zakleił mi usta.Gramolę się i zjeżdżam, tym razem Andy ma kłopot – gubi nartę. Czekamy z PePe aż się podniesie, a ja oglądam sobie żleb z perspektywy jego połowy. Z dołu wydaje się wąską, prawie pionową kreską, tutaj jest szerokim śnieżnym polem. Stoimy i wyobraźnia pracuje… a gdyby tak nagle wszystko ruszyło. Brrr… Na szczęście Andy dojeżdża i możemy oddalić się w stronę Murowańca, gdzie spotkamy ekipę pieszą sprawnie zasuwającą po głębokim śniegu na rakach, butach i tyłkach uzbrojonych w plastikowe jabłuszka.

Po drodze jeszcze mylimy drogę co zmusza nas do wypięcia nart i marszu. Obok kosówki zapadam się po pas. Wykończony gramolę się jak z przerębli na krę używając nart. Przez 5 minut miałem dość gór, skiturów i zimy.Na szczęscie doświadczenie uczy, że w takiej sytuacji jest tylko jedno wyjście: nap… Murowaniec, stara nartostrada i parking w Kuźnicach. Dawno nie byłem tak potwornie zmęczony.

„(…) każde przejście zimowe nabiera w gruncie rzeczy posmaku pierwszego przejścia. Narciarz nigdy nie może wiedzieć ściśle, co go czeka na danej przełęczy. Choćby ją dwadzieścia razy przeszedł śpiewajaco, za dwudziestym pierwszym – da mu taką szkołę, że zbaranieje. Ale czy w tem nie tkwi właśnie najwyższy urok życia i nart poniekąd…” – Józef Oppenheim – taternik, ratownik, autor sławnego przewodnika z 1936 roku „Szlaki narciarskie Tatr Polskich i główne przejścia na południową stronę”. 

Czytając o jego długodystansowych jednodniowych wycieczkach , tzw. narciarskich wyrypach mam jednak nieodparte wrażenie,  że to nasze dzisiejsze przejście dla niego i jego towarzyszy byłoby tylko niedzielną wycieczką dla zaczerpnięcia świeżego powietrza przed obiadem. 

2011-01-21 – Babia Góra na skiturach II

Babia Góra na skiturach. Zimowa, zwykła wycieczka na najwyższą górę naszych Beskidów nabrała nowego znaczenia z powodu zdarzeń, które miały miejsce w około godziny po zejściu ze szczytu – akcja GOPRu, podkręcanie w mediach.
Ruszyliśmy z Krowiarek z zamiarem zrobienia standardowej trasy: Przełęcz Krowiarki-Babia Góra-Przełęcz Brona-Markowe Szczawiny-Przełęcz Krowiarki.Tym razem do ekipy w miejsce MisQ dołączył Przemo. Lukcio na piechotę, Andy i ja na skiturach. Powyżej Zawoi śniegu coraz więcej.

Na szlaku zima w pełni. Lukcio sprawdza głębokość śniegu

Przemo docenia zimowe wycieczki

Widoczność średnia, ale nie najgorsza. Wieje dość mocno. Za Sokolnicą robimy postój. Kijek wchodzi po rękojeść. Warstwa śniegu ma 140  cm. Idzie się nieco łatwiej niż tydzień temu na Turbaczu. Śnieg jest bardziej zbity. Piechurzy od czasu do czasu zapadają się po uda. Do naszego postoju dochodzi najpierw ekipa z Bielska, a później pojawia się Jacek Gil, znany krakowski maratończyk.

Ponad granicą kosówki natura, jak to na Babiej Górze, rzeźbi fantastyczne kształty. (Fot. Andy)

 Tabliczka z nazwą szczytu w zimowej szacie

Diablak. Przemo, Lukcio, Andy i ja. Chronimy się za kamiennym wałem, posiłek i ruszamy w dół. 

Na początku trudny kawałek po zamarzniętym śniegu, a później wjeżdżamy w puch i tak przez przełęcz Brona do schroniska. Przeszlifowałem narty w Zawoi, więc jedzie się dużo lepiej. Wiem, że następnym razem trzeba wybrać zjazd do Lipnicy, bo trasa z Markowych Szczawin do Markowych Szczawin nieco nudna, a sam zjazd krótki.

Po drodze spotykamy jeszcze grupkę turystów, którzy mówią, że są z Bielska i że jutro spotkają się w schronisku z … grupą, która zamierza biwakować w nocy na Babiej Górze. 
W samochodzie dowiadujemy się, że cała Polska przejmuje się losem grupy turystów uwięzionych na Babiej Górze „w ekstremalnych warunkach pogodowych”. Musiało się gwałtownie pogorszyć, bo podczas naszego pobytu panowały tam „normalne zimowe warunki”: około – 10 st., wiatr, śnieg i nadciągające od czasu do czasu chmury. 

Dziwny przypadek. Z nadchodzących informacji wynika, że wyszli z Krowiarek o godz. 14! Trzeba mieć tupet. My ruszyliśmy około 10 z powodu operacji ze sprzętem, a miałem przeświadczenie, że ruszamy trochę późno.

2012.01.15 – Gorce – Turbacz

Wobec 4 stopnia zagrożenia lawinowego w Tatrach trzeba było poszukać czegoś co się nadaje do eksplorowania w złej pogodzie i przy obfitych opadach śnegu. Wybór padł na Turbacz (1310 m n.p.m), mekkę letnich wyjazdów rowerowych Krakusów…, na którym nb. dotąd nie byłem.

Droga z Koninek przez Obidową. Śniegu mnóstwo i cały czas intensywnie padało. 

Kiedyś tradycja nakazywała rozbierać choinki po święcie Trzech Króli. W Gorcach najwyraźniej od tej daty zaczynają stroić i to jak!

Oczekując na PePego, który postanowił zjechać i podejść po stoku w Koninkach, mogłem sobie popodziwiać Gorce zrobione na biało.

Monochromatyczne stwory w strzegły szlaku, swoją drogą całkiem dobrze przetartego, jak na warunki pogodowe.

Za Obidową. PePe, któremu zostawiałem znaki na śniegu, nadszedł i ruszyliśmy wyżej. Im wyżej tym mocniejszy wiatr, więcej śniegu, widoczność gorsza. GPS jednak nie dawał się zgubić.

Przy schronisku pod Turbaczem. Tradycyjne zdjęcie przed zjazdem. Schronisko było pełne turystów, głównie skiturowców, którzy pewnie tak samo jak ny zrezygnowali z wyjścia w Tatry, a nie mogli usiedzieć w domach.

Wybraliśmy niebieski szlak do zjazdu. Było kilka miłych fragmentów, w lesie, ale większość to dość mozolne przepychanie się przez śnieg i nieustanne sprawdzanie na GPSie, czy idziemy po szlaku.

Turbacz to świetna góra na zimową wędrówkę, trochę gorsza do zjazdu, ale to też może wina nadmiaru śniegu i moich nart, które nie chciały nieść. 

2012.01.10 – spinning

2 h

Dzisiaj skończył mi się karnet. Muszę jednak zmienić klub. W moim obecnym klubie – Fitness Młyn przy Dolnych Młynów niestety brakuje powietrza na sali spinningowej i po 15 minutach się duszę. Nic nie dają wentylatory i uchylone okno. Dramat. Zamierzam do menu włączyć sesje po 3 h. To w tych warunkach byłyby po prostu sesje odwadniania się, a nie treningi.  

Szkoda, bo mały fajny klub, z przesympatyczną obsługą, a jedna trenerka zaraziła mnie tym hiciorem, nie mogę się od niego odczepić, albo on ode mnie.

https://www.youtube.com/watch?v=8UVNT4wvIGY

BTW zwróćcie uwagę na język komentarzy. To jest oficjalny klip, światowego przeboju, a 60 % komentarzy jest po polsku. 

2012.01.07 – Zmarzły Staw

Ostatnio często jestem w Tatrach. Można by sądzić, że w wycieczce nad Zmarzły Staw są wyłącznie te same powtarzalne czynności: poranne pakowanie, poranne i zaspane bredzenie o wszystkim i niczym w drodze do Zakopanego, przepak, klejenie fok i zasuwanie krok po krok co raz wyżej. Żeby nie popadać w opisy przyrody, to stwierdzę tylko, że ze zdziwieniem zauważam, że ciągle tak nie jest. Otoczenie w zimie zadziwia, zachwyca i odbiera dech. Jak brzmi ulubiony cytat Versusa – mojego adwersarza w sprawach światopoglądowych „Cierpimy z powodu braku zdumienia, a nie z powodu braku cudów.” – Gilbert Keith Chesterton.

Wyjazd stał pod znakiem dyskusji o pogodzie. Załamanie pogody w środku tygodnia, wiatr i świeży opad – idealne warunki pod lawiny, na domiar nie wiadomo było jaka będzie widoczność. Rozważaliśmy czy będzie coś widać i czy lawiniastość nie jest zbyt duża. Zwyciężył zdrowy rozsądek tj. idziemy do Murowańca, a później się zobaczy: albo Zawrat, albo lajtowo Kasprowy.
Ponieważ mamy szczęście mieszkać 1 h 30 min czystej jazdy od Ronda Kuźnickiego to uważam, że trzeba podejmować decyzję o wyjeździe ryzykując, że warunki będą takie sobie, niż odpuszczać. Ta taktyka sprawdza się w tym roku. Sprawdziła się też w sobotę.
Ekipa była liczna, bo poza friky teamem: Andy, Lukcio, MisQ była też Łatka oraz Schwepes ze znajomymi – Alicją i Czarkiem.
Z Andym tworzyliśmy sekcję skiturową.
Warunki były. Pokrywa śnieżna od Kuźnic pozwalały cała drogę przejść na fokach. Łamiące się powierzchnie pod Małym Kościelcem mówiły, że nie można dać się zwieść bajkowym krajobrazom. Nota bene następnego dnia TOPR zwiększył zagrożenie do 3.
Fizycznie to nie był mój dzień. Sądziłem, że po rozpoczęciu regularnych treningów będzie lepiej, ale nie było. Słabo z tempem na płaskim, pod górę dramat. Udało się jednak wciągnąć do Murowańca, a później nad Czarny Staw Gąsienicowy i tam decyzja: Karb pod Kościelcem (nie, lawiniasto), Zawrat (być może), Zmarzły Staw (na pewno). Rozdzielamy się. Lukcio i Schwepes idą wyraźnie szybciej niż reszta, dlatego umawiamy się na sposób kontaktu Idą na Zawrat, a jak dadzą radę to na Świnicę. Łatka i MisQ tworzą drugą grupę, a my z Andy trzecią. Po drodze przez zamarznięty Czarny Staw jeszcze mamy przygodę. Łatka wpada przy brzegu po udo w lodowatą wodę. Nam moczą się foki, do których natychmiast przywiera lodowa bryła (jest -6 st. C).
Słabo widzę wyjście na Zawrat, samo wejście żlebem pod Zmarzły nie jest łatwe. Kilka ekip prowadzi działania na lodospadach. Andy ambitnie ciągnie w górę na nartach, ja decyduję się troczyć narty i za chwilę jesteśmy razem. Zastanawiam się nad włożeniem raków, ale twarda skorupa butów na wibramie daje radę. Idąc pod górę notuję w głowie trasę zjazdu. To krótki zjazd, ale najeżony skałami i wystającymi fragmentami lodu, łatwo o głupi błąd.
Zmarzły. Spotykamy Łatkę i MisQ – nie idą wyżej. My też postanowiliśmy, że tu zostaniemy. Raz, że jest dość późno, dwa, że dla Andy`ego to pierwsze większe wyjście skiturowe i nie wie jak sobie poradzi w takich nieprzewidywalnych warunkach, tym bardziej, że chmura oparła się o ¼ Zawratowego żlebu i zjazd w takich warunkach byłby bardzo trudny.
Przebieramy się, Andy cierpi z powodu nowych butów i w dół. Tak jeszcze nie zaczynałem sezonu narciarskiego. Pierwsze metry na nartach w żlebie pełnym skałek. Czuję niepewność, ale z każdym metrem jest lepiej. Łachy puchu dają poczucie bezpieczeństwa. Andy daje radę.
Łatka i MsiQ pomagają z dołu wybrać trasę pomiędzy skałami. Kilka upadków, radosnych zresztą i spotykamy się w Murowańcu z wszystkimi. Tylko Lukcio i Schewpes dotarli na Zawrat, po dość morderczym przedzieraniu się przez śnieg. Później z Andym, którego tury wciągnęły ostatecznie, zaliczamy jeszcze bajkowy zjazd lasem do Kuźnic.
Resztę niech opowiedzą zdjęcia.

Na podejściu z Kuźnic do Murowańca żółtym szlakiem. Fot MisQ

W okolicach Betlejemki na Hali Gąsienicowej. Łatka, Alina i Czarek

Z Andy prezentujemy się na świeżym śniegu, co wyraźnie sprowokowało….

…Lukcia, który najpierw lojalnie ostrzegł a później powalił.

Łatka jeszcze suchą stopą, za chwilę zanurzy nogę w Czarnym Stawie

Podejście do Zmarzłego

Łatka w Żlebie

Chwilę przed zjazdem

W połowie zjazdu

Za chwilę Łatka (w niebieskim z tyłu) zrobi zdjęcie poniżej 🙂

Ładne. Prawda?

Andy badał też strukturę śniegu pozatrasowego

Zdarzały się momenty wygranej walki z puchem

W stronę Koziego, kolejny powód żeby tu wrócić.

A tu super foty Łatki