Plan jak zwykle wyglądał ambitnie, ale realnie. Z Kuźnic przez Myślenickie Turnie na Kasprowy i dalej Beskid, Pośrednia Turnia i zjazd z przełęczy pod Świnicą.
Tym razem do ekipy pieszej MisQ i Lukcia dołączyli teamowy kompani: Roza oraz Maciu. Skiturowy skłąd był pełny: Andy, PePe i ja.
W Kuźnicach dostajemy logery gps do badania ruchu skiturowego. Do studentek AWF rejestrujących nasze dane dołącza narciarz. Narzeka, pewnie częściowo słusznie, na wszechobecną rejestrację i gromadzenie danych osobowych.
Zimowe dekoracje na Bystrej
Ostatnio prowadzę się nad wyraz higienicznie więc ufałem swojej formie, a pogodowy wyż i marne – 12 st. oraz obfita pokrywa śnieżna miały zapewnić widoki i odpowiednią warstwę śniegu pod foką. Tak było. Po osiągnięciu Myślenickich Turni pojawiły się zaśnieżone granie i żleby.
Cel eksploracji to Przełęcz Świnicka. Po zaliczeniu w ubiegłym roku Zawratu i Skrajnej Przełęczy, żlebów określonych w 6 stopniowej skali trudności na 2 i 2+, nie spodziewałem się problemów z również dwójkową Śwnicką.
Nad Goryczkową. Szlak biegnie powyżej kolejki
Na stromym podjeściu zostałem nieco za ekipą, a dystans zwiększył się jeszcze po koniecznej walce z odklejającą się foką. Srebrna taśma naprawcza pomogła. Po kilkunastu minutach dotargałem się do biesiadujących pod górną stacją kolejki w Dolinie Goryczkowej.
Krótka akcja na grani za Beskidem
Trawersujemy Beskid, krótki kolejny popas na grani i osiągamy Skrajną Przełęcz. Andy dla którego to będzie pierwszy zjazd żlebem zagląda przez krawędź. Nie zwykł odpuszczać dlatego i tym razem nie wygląda na przerażonego. Spotykamy pojedynczych turystów i narciarzy, przed nami Świnica – cel wycieczki pieszej. Co ciekawe zimowy szlak biegnie na niedostępny w lecie dla turystów drugi wierzchołek tzw. taternicki. Jak się później okaże gruba pokrywa śniegu sprawi, że dla wyposażonych w raki i wytrenowanych sportowo Rozy, Luckia i Macia oraz MisQ to cel do szybkiego osiągnięcia. Tym bardziej, że pogoda świetna. Mijamy Pośrednią Turnię… i zza zbocza wyłania się tłum oczekujący na zjazd ze Świnickiej Przełęczy!
Nasi i tłumek narciarzy wysokogórskich na Przełęczy Świnickiej. Zjazd z asekuracją
Na dodatek narciarze zsuwają się używając liny do asekuracji. Jest tak trudno? To wycieczka prowadzona przez dwóch TOPRowców.
Tradycyjne zdjęcie przed zjazdem. Od prawej Andy, PePe i ja. Za nami masyw Świnicy.
To zdjęcie MisQ zrobił podczas podchodzenia na Świnicę. PePe i Andy obgadują trasę przejazdu. Ja już jestem w żlebie.
Ustalamy kolejność – jadę pierwszy, za mną Andy, a na koniec PePe. Jeszcze tylko podziwiamy ratownika, który zjeżdża do zespołu tak łatwo jakby zsuwał się po stromym stoku wyratrakowanej Gąsienicowej. Za chwilę okazuje się, że to nie był mój dzień. Śniegu dużo, nawet bardzo. Zastanawiam się, czy cały żleb nie wyjedzie spod nas i wykonuję pierwsze skręty. Czuję uda wyciorane podejściem, później źle obciążam przód narty i wylatuję wypinając tył. Zbieram się.
Andy wyżej zsuwa się sprawnie.
Ja znów kilka skrętów i znowu gleba. Tym razem wypina się wiązanie. Łapią mnie kurcze. Cholera. Nie jest dobrze. Wbijam nadgarstkiem wiązanie.
PePe w żlebie, za nim ratownik likwidujący stanowisko asekuracyjne wpięte do czekana
Sweet focia z Gąsienicową w tle
W tym czasie PePe sunie na dół, skręt za skrętem. Razem Andy przejeżdżają obok.Ruszam w dół po wypłaszczeniu i głebokim śniegu. I znów wylatuję w górę żeby zanurkować twarzą w śnieg. Znów wiązanie. Pomału mam dość. Podjeżdżą do mnie skiturowiec. Chce pomóc. Pytam go czy zna moje Silveretty – Znam, pracowałem w sklepie – odpowiada z uśmiechem. Sprawnym ruchem wbija wiązanie i mogę dołączyć do chłopaków. Śniegu mnóstwo, myślę, że bez nart zapadłbym się po pachy.
Andy na tle swojego pierwszego żlebu (przełęcz z prawej strony Świnicy)
Wcześniej, z grani Przełęczy zauważyliśmy, że przełęcz Karb, z której żleb schodzi stromo do Czarnego Stawu Gąsienicowego jest łatwo osiągalna z tej strony Masywu Kościelca. Podjęliśmy decyzję, że bierzemy ja na cel. A więc będą dwa żleby w jeden dzień.
PePe w drodze na Karb. Nasz drugi żleb dzisiaj. Po prawej stronie Kościelec.
PePe dzisiaj ma formę w górę. Także w dół wyraźnie poprawił sylwetkę i technikę jazdy. Tam gdzie moje przody nurkują każąc obciążyć maksymalnie tyły, kosztem sterowności, szerokie dzioby jego haganów wynoszą go nad powierzchnię śniegu.
Klejenie fok, 15 minutowy marsz w górę i dochodzimy na przełęcz Karb.
Z przełęczy Karb widać więcej. Od lewej Kościelec, Świnica, Przełęcz Świnicka z naszym żlebem, Pośrednia Turnia i za nią Skrajna Przełęcz, na której straciliśmy skiturowe dziewictwo rok temu
Chwilowo mam dość górskiej przygody. Muszę posiedzieć, zjeść. Nogi jak galareta, wypinają mi się narty, a tu jeszcze przed nami zjazd stromym żlebem. Wyznaczam sobie czas – kiedy granica słońca i cienia dotrze do przełęczy ruszamy.
Najpierw niezdarnie zsuwam się krawędzi. Ruszamy. Nabieram prędkości, uda nie utrzymują i lece twarzą w śnieg, narty mam nad głową, za chwile znów głowę w śniegu, usta zapchane, i znów narty nad głową. Lecąc wyprzedzam Andy`ego. Charcząc wypluwam śnieg, który zakleił mi usta.Gramolę się i zjeżdżam, tym razem Andy ma kłopot – gubi nartę. Czekamy z PePe aż się podniesie, a ja oglądam sobie żleb z perspektywy jego połowy. Z dołu wydaje się wąską, prawie pionową kreską, tutaj jest szerokim śnieżnym polem. Stoimy i wyobraźnia pracuje… a gdyby tak nagle wszystko ruszyło. Brrr… Na szczęście Andy dojeżdża i możemy oddalić się w stronę Murowańca, gdzie spotkamy ekipę pieszą sprawnie zasuwającą po głębokim śniegu na rakach, butach i tyłkach uzbrojonych w plastikowe jabłuszka.
Po drodze jeszcze mylimy drogę co zmusza nas do wypięcia nart i marszu. Obok kosówki zapadam się po pas. Wykończony gramolę się jak z przerębli na krę używając nart. Przez 5 minut miałem dość gór, skiturów i zimy.Na szczęscie doświadczenie uczy, że w takiej sytuacji jest tylko jedno wyjście: nap… Murowaniec, stara nartostrada i parking w Kuźnicach. Dawno nie byłem tak potwornie zmęczony.
„(…) każde przejście zimowe nabiera w gruncie rzeczy posmaku pierwszego przejścia. Narciarz nigdy nie może wiedzieć ściśle, co go czeka na danej przełęczy. Choćby ją dwadzieścia razy przeszedł śpiewajaco, za dwudziestym pierwszym – da mu taką szkołę, że zbaranieje. Ale czy w tem nie tkwi właśnie najwyższy urok życia i nart poniekąd…” – Józef Oppenheim – taternik, ratownik, autor sławnego przewodnika z 1936 roku „Szlaki narciarskie Tatr Polskich i główne przejścia na południową stronę”.
Czytając o jego długodystansowych jednodniowych wycieczkach , tzw. narciarskich wyrypach mam jednak nieodparte wrażenie, że to nasze dzisiejsze przejście dla niego i jego towarzyszy byłoby tylko niedzielną wycieczką dla zaczerpnięcia świeżego powietrza przed obiadem.