2012.02.11 – Zimno, zimno, gorąco. Kościelec i Karb

Rutyna weekendowych poranków ostatnich tygodni jest osłabiająca, a kiedy na dworze (zewnątrz, polu) jest – 20 st. C świat poza kołdrą wydaje się nieprzyjazny. Szczególnie o 4 rano.  Zastanawiam się czy mogę znaleźć jakieś dobre wytłumaczenie i wysłać SMSa dlaczego dzisiaj nie jadę w Tatry: „Brzuch mnie boli?” odpada, sam bym to wyśmiał, tyle razy słyszałem takie wymówki; „Życie nie ma sensu” – lepiej, ale dla kogo o 4 rano ma? No może dla tych, którzy zmierzają na poranną mszę, szachrit albo medytację o brzasku. Nic, trzeba się pozbierać – Kościelec czeka.

Bez wielkiego zaskoczenia stwierdzam, że nowiutki, złoty termos, zakupiony po okazyjnej cenie w sieci marketów zaczyna parzyć w kilka minut po zalaniu go wrzątkiem. Nie wróży to wielkich szans na ciepłą herbatę za kilka godzin. Srebrna skoda Andy`ego pojawia się na Krowodrzy kilka minut po umówionym czasie. W te kilka minut zdążyłem skostnieć, niezła zapowiedź warunków.

Trochę marudzimy z Andy przy Rondzie Kuźnickim wypożyczając narty. Po doświadczeniach sprzed dwóch tygodni zostawiłem swoje archaiczne klepy w piwnicy. Zobaczymy na ile sprzęt pomoże mi w moich brakach w technice jazdy pozatrasowej – czytaj ile razy mniej polecę twarzą w śnieg.

W busie do Kuźnic bratamy się w ciągu 5 min z ekipą ze Śląska, też kolarski rodowód, ale raczej grawitacyjny. Zakładamy foki, wzmocnienie i w las.  Jest niemiło, pomimo, że napieramy pod górę policzki sztywnieją od mrozu. Myślę, że może być blisko – -25-30 st.  Po kilkunastu minutach wychodzimy jednak wyżej i robi się nieco cieplej, pojawia się nadzieja, że wszystko będzie dobrze, bo szczyty są już oświetlone słońcem.

W słońcu cieplej. Z Andy wyłaniamy się na polanę. Fot. MisQ

Znaną trasą osiągamy Murowaniec. Po drodze okazuje się, że w wypożyczonych nartach mam rewelacyjne foki Pomoca, Andy tu i ówdzie ślizga się na stromszych podejściach, ja mogę iść jak przyklejony, z każdym krokiem czuję, że lżejsze narty (mam na nogach Hagany Carbon z wiązaniami Diamir Experience) czynią przewagę. Tysiące, dziesiątki tysięcy kroków przemnożone przez 0,5 kg oraz przewyższenia powodują, że zmęczenie przychodzi nieco wolniej.

Już w Dolinie Gąsienicowej. 


Cel – Szczyt Kościelca wyłania się za garbu

Kolejne zdjęcia z cyklu Kośclelec i My. Jeszcze na granicy lasu. 


Znów pozowanie z Karbem i Kościelcem w tle. MisQ i Lukcio prezentują okulary spawalnicze. Andy – słusznie – zachowuje dystans.

Podchodzimy pod przełęcz Karb od strony Doliny Gąsienicowej, po drodze robiąc popas w Murowańcu. Pogoda jest idealna. Na górze nie mniej niż -8 st. C, więc dość często zatrzymujemy się na zdjęcia. Sekcja piesza czyli Lukcio i MisQ idą z przodu, po zejściu z ubitego szlaku zapadają się natychmiast po kolana i głębiej.

Dochodzimy na przełęcz Karb. Tłoczno. Kilka ekip przymierza się do zjazdu, jacyś taternicy robią akcję z użyciem lin. Postanawiamy podejść ponad przełęcz i tam założyć raki, zostawić narty.  Jest zjazd z Kościelca, ale o trudności 3. Po porażkach z 2 Karbem dwa tygodnie temu nie mam ochoty na podwyższanie skali trudności, raczej na ćwiczenie techniki na 2.

Zostawiam ciężki plecak, biorę tylko aparat i telefon oraz kilka kostek czekolady.

MisQ wędruje w górę, a nad nim Andy i Lukcio


Rzut oka wstecz na Dolinę Gąsienicową i Karb.

Wspinaczka jest dość łatwa. Kije, którym dorobiłem dodatkowe chwyty, w 2/3 wysokości ułatwiają podparcie. Idę spokojnie rozglądając się. Jest dość wcześnie, pogoda pewna, spotykamy kilka ekip. Trudność podejścia wynika z przewyższenia i stromizny. Koncentracji wymaga jednak zachowanie uwagi przy stawianiu stopy i nie wbicie sobie zęba raka we własną nogawkę. Są ze dwa miejsca na które trzeba się wdrapać zaczepiając zębami raka o niewielkie występy skalne, gdyby odległość do uchwytu była mniejsza niż 20 cm, byłoby dobrze, ale nie jest więc trzeba się zmagać ze śliską materią. Przy zejściu spotkamy na tej sekcji ekipę, która wyraźnie będzie miała problem z pokonaniem stopnia. Bardziej z powodu strachu przed tym co się stanie, kiedy się nie uda, niż rzeczywistej trudności.  Szczyt Kościelca. Widok na Świnicę, Zawratową Turnię i grzbiet Orlej Perci zatyka.

Razem na szczycie

Nie spieszymy się żartując na szczycie, robiąc mnóstwo zdjęć. Zejście. W rakach czuję się pewnie, stawiając każdą stopę na wprost stromizny. Ekspozycja oswojona wieloma wyprawami nie robi wrażenia. Trzeba tylko zachować uwagę w stawianiu stóp. Nie dotyczy to wyraźnie Lukcia i MisQ, którzy prawie zbiegają po stromiźnie, raz po raz pozwalając sobie na zsunięcie się po sypkim śniegu. No cóż wiek zobowiązuje, zostawiam harcującą młodzież, koncentrując się na każdym kroku i miejscu gdzie szukam oparcia dla kija. Idzie płynnie.

Przy grupie kamieni, gdzie zostawiliśmy sprzęt robimy dłuższy popas. Mamy sporo czasu. Robię więc ławeczkę z nart i grzeję się słońcu. Lukcio robi pokaz wspinaczki, MisQ ogląda raka, w którym pomimo krótkiego stażu, nie wytrzymał koszyk. Niemiło. Wszyscy mamy raki tej samej, uznanej jednak firmy – Climbing Technology. Ten sprzęt nie powinien zawodzić.

Lukcio na chwilę przed skokiem

Czas ruszać. Z Andy zdejmujemy foki i zjeżdżamy do przełęczy. Śnieg od południowej strony ma niemiłą strukturę. Łamliwa 15 cm deska, nie dość, że czyni zbocze lawiniastym, to jeszcze łamie się pod ciężarem nart co rusz zatrzymując nas w miejscu.

Karb. Początek zsuwamy się bokiem, później pierwsze skręty. Jest dużo lepiej niż przed dwoma tygodniami. Śnieg twardszy, narty pomagają zamiast przeszkadzać. Czekam na Andy`ego, po drodze widzę jak jakiś przedmiot odrywa się od Lukcia i nabiera prędkości na stromiźnie, za chwilę słyszę ostrzeżenia MisQ – zsuwa się dużą prędkością w stronę Lukcia, najpierw ostrzegając przed lotem, a za chwilę słyszę, że chłopaki chichoczą. No tak – norma.

Żleb z przełęczy Karb


Na raty. Ruszam i czekam, Andy dojeżdża i tak na dół.

Tam byliśmy 🙂

Dalej już standard. Murowaniec, lekki przepak i o różowym zmierzchu wjeżdżamy w las, nartostradą dostając się do Kuźnic. Po drodze wypadam jeszcze na chwilę z trasy zlatując metr w dół, w puch, ustałem, ale musiałem się gramolić.

Kolejna fantastyczna wycieczka. Wszystko się zgadza.

 Giewont i różowa zapowiedź mroźnego wieczoru

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *