Dziś pierwszy raz rowerem do pracy. 30 km
Month: marzec 2012
2012.03.18 – rower
70 km, 3 h 10 min.
Jaki dziwny wpis na blogu 🙂 Ostatni taki w listopadzie.
Tlen z kadencją + 85. Do Sułoszowej i dalej. Powrót przez Iwanowice. Ale to fajne zajęcie jazda na rowerze, chyba znów to polubię.
2012.03.17 – Szpiglasowa Przełęcz
Znów skitury. Tym razem z PePe.
Do D5SP na nartach przez Siklawę (Pst!). Ocieplenie ostatnich dni spowodowało, że betonu pokrywający Tatry od dwóch tygodni puścił. Teraz należało się rozglądać czy topniejący śnieg (a więc zwiększający ciężar właściwy) nie obciążał zanadto niższych warstw. W końcu lawinowa „2”, tego się nie bagatelizuje. Zachowaliśmy odległość i bacznie obserwowaliśmy pokrywę. Plecaki rozpięte, paski kijków poza nadgarstkami, ale np. … trawers pod Miedzianem – zdjęcie poniżej – nie wygladał na stabilny.
PePe na początku trawersu. Za chwilę trzeba będzie zakładać własny narciarski ślad.
Tym razem ja, z perspektywy PePe`go
PePe napiera na nartach. Za chwilę stanie się zbyt stromo i trzeba będzie dać z buta. Tym razem nie zakładamy raków. Na podejściu są wybite stopnie dające niezłe oparcie dla buta narciarskiego z wibramową podeszwą
Końcówka żlebu jednak stroma. Letni szlak to ślady odchodzące w lewo. Podchodziliśmy na wprost. Na górze chwila deliberacji – co dalej. Na wprost się nie dało, bo spod wytopioniego śniegu wychodzi trawa i skały. Zdecydowaliśmy się zejść trochę niżej. Szpiglasowa Przełęcz ma pozatrasową skalę trudności + 3, ale dotyczy to samego wierzchołka. W drodze powrotnej narty założyliśmy w miejscu, w którym PePe zrobił mi zdjęcie na podejściu. Myślę, że ten odcinek to dwa skręty były o skali dwójkowej, a poniżej już było łatwiej.
Podzieliliśmy się. PePe zjechał do Wielkiego Stawu, ja postanowiłem trawersować pod Miedzianem bacznie rozglądając się czy coś nie ma zamiaru wyjechać.
Spotkanie w na szarlotce w „Piątce” i dalej Małym Litworowym Żlebem (pod wyciągiem technicznym do schroniska), który już zaliczyliśmy w ubiegłym roku. To daje porównanie. W ubiegłym roku zjazd kończył się przedzieraniem przez kosówki, teraz cała roślinność przykryta grubą warstwą śniegu.
Niepokoi mnie długa głęboka rysa na szczycie buli. PePe ruszył stromo w dół, przyspieszam trawers starając się dojechać do następnego żlebu i tu znów głęboka, długa na kilkadziesiąt metrów rysa. Trzeba wiać. Zjeżdżamy do granicy lasu. Tym razem rynna nie jest już taka zlodzona, z pewnym trudem, ale daje się hamować przed zakrętami. Ekspresowo dostajemy się do Wodogrzmotów i jeszcze za dnia jesteśmy na parkingu w Palenicy. Kolejna udana wycieczka. Na dole wiosna, a sezon skiturowy się rozkręca.
2012.03.10 – Kozi Wierch na skiturach
Tym razem górska ekipa Andy, Lukcio, MisQ i ja wybrała Kozi Wierch. Pomimo dobrych warunków pogodowych wycieczka okazała się jedną z bardziej wyczerpujących spośród naszych ostatnich eksploracji zimowych.
Więcej pod zdjęciami (głównie autorstwa MisQ)
Beton na podejściu do Doliny 5 Stawów Polskich. Zmrożony śnieg towarzyszył nam przez cały dzień. Lód i słońce to wyznaczały ramy wycieczki. Beton ma tę wredną cechę, że jeśli poślizgnie się na nim but, narta czy czubek raka to rozpoczyna się ślizg. Bez umiejętnego operowania czekanem ślizg może mieć 20 metrów, 50, 100 albo 500. Łatwo sobie wyobrazić jaką prędkość osiąga się po 50 metrach, a teraz należy sobie wyobrazić co się dzieje z delikwentem, który ma na nogach raki i sunie z prędkością 30-40 km/h w dół i ząb raka zahacza o lód. Jeśli nie ma szczęścia i np. choinki na swojej drodze czeka go obracanie i koziołkowanie; przy czym każdy obrót kończy się uderzeniem w lód. Dobrze, że czasami na trasie znajdują się pojedyncze choinki.
Andy i MisQ na podejściu do „5”. Andy ma jeszcze narty na nogach, za chwilę włoży raki, tak jak cała ekipa. Raki będą potrzebne przez najbliższe kilka godzin – w wędrówce do Wielkiego Stawu, na Kozi W. i z powrotem, aż do granicy lasu.
Szukamy Szerokiego Żlebu na Kozi
Po krótkiej pogoni w rakach i hokejowym rzucie udało mi się złapać termos MisQ staczający się w stronę Doliny Roztoki
W drodze na Kozi. Tym razem miałem narty Dynafit Mustagh o wiekszej szerokości pod butem (90 mm). Wiem już że to nie są narty dla mnie. Zapewne w puchu spisują się rewelacyjnie, ale na zlodzonym stoku mają tendencję do prostowania nogi „od zbocza”. Zatrzymanie się w ześlizgu wymaga znacznie większej siły, której zwykle po wejściu na górę nie mam w nadmiarze. Przy moich umiejętnościach narta musi mi pomagać w najtrudniejszych momentach czyli na górze żlebu, gdzie zwykle jest wąsko i bardzo twardo.
Opanowałem technikę 60 kroków w górę i chwila odpoczynku, po kilku cyklach musiałem zlec. MisQ z aparatem tylko czyhał na ten moment.
Andy już po zdobyciu szczytu schodzi, za chwilę się miniemy na podejściu pod wierzchołek Koziego
Z MisQ. Lekko spaleni, czas schodzić. Minęła 15.
Z
Nie zjechaliśmy z całego Koziego Wierchu. Na tym lodzie każdy upadek kończyłby się zatrzymaniem na tafli Wielkiego Stawu. Narty założylśmy w 1/3 stoku.
Powrót po zmrożonych stokach przez Siklawę. W lesie nie dało się jechać zlodzoną rynną. Momentalnie nabierało się takiej prędkości, że nie byłoby szans na wyhamowanie przed turystami, a próba hamowania w rynnie kończyła się uderzeniem w bandę i wywrotką.
Po kilku upadkach rezygnujemy i dajemy z buta. Ostatni pagórek zdaje się nie mieć końca. W końcu po zmroku lądujemy na asfalcie przy Wodogrzmotach Mickiewicza. Na nartach przejeżdżamy 4 km do parkingu.