Wycieczka tatrzańska w wyjątkowo dobrej pogodzie. Jeszcze w czwartek TOPR ogłosił lawinową 2 po opadzie śniegu, ale w piątek wieczorem obniżono stopień zagrożenia.
Dwa godne odnotowania zdarzenia. Piękna pogoda i koniec drugiej dekady maja sprawiły, że na ceprostradzie pojawiło się mnóstwo piechurów. Obrazek nie widziany od listopada. Dlatego Tatry zimą są najlepsze. No więc śnieg zalegał już na 1300 metrów, a na rozstaju szlaków przed Siklawą było go całkiem sporo. Ubraliśmy więc raki z zainteresowaniem przyglądając się jak turyści w dżinsach i turystki w koronkowych bluzkach zmagają się kilkoma oblodzonymi stopniami, szarpiąc bogu ducha winną kosówkę. Przez chwilę przyglądanie się temu widowisku było to dość zabawne, ale dość szybko znudził się widok zaczerwienionych twarzy i tyłków mokrych od niezliczonych, choć niezamierzonych siadów na topniejącym śniegu.
Ruszyliśmy wydeptaną ścieżką przez Siklawę, a tam jeszcze ciekawiej. Brodaty jegomość, który ani chybi, był liderem grupy złożonej z trzech małżeństw w wieku średnim dokonał oględzin trawersu na ostatnim odcinku podejścia. Stromizna, zsuwający się śnieg i czekający na swoją kolej turyści pozwoliły mu wysnuć jednoznaczny wniosek: – Droga do Morskiego Oka zamknięta, schodzą lawiny. Drużyna zawróciła. Może i lepiej, bo z tą znajomością topografii byłby w stanie się zgubić i tutaj.
Pod wieczór przy schronisku się przeludniło i można było posiedzieć na ganku, obserwując operujące na zboczach zespoły skiturowców. Jedna z ekip wybrała za cel żleb na Miedzianym pięknie oświetlonym popołudniowym słońcem. Sprytnie, za dnia te zbocza giną w cieniu. Sprawnie podeszli trawersując, po przepaku jedna sylwetka sprawnie ruszyła w dół. Nawet z odległości jaka dzieliła nas od zbocza było widać, że dobry narciarz. Upadł? Nie. Zaczęło się dziać coś dziwnego – śnieg ruszył, najpierw strumykiem, później nabrał kształtu lejka i nie zamierzał się zatrzymać. Czwartkowy opad nie wytrzymał, zabierając narciarza. Na szczęście tylko po pas (jak relacjonował później w schronisku). W sumie wyjechało 1/3 żlebu. Pouczające.
A propos strojów nieadekwatnych to podczas zejścia ze schroniska spotkaliśmy dwie narciarki podchodzące po śniegu w wyższych adidaskach i kolorowych włóczkowych strojach. Dziwny widok na śniegu, ale podchodziły pewnie, a sprzęt, który niosły na plecach nie był sprzętem dla przypadkowych osób (nie rozpoznałem marki, ale dość długie freeridowe łopaty). Przeglądając forum skiturowe znalazłem rozwiązanie zagadki.
Oto ona:
wiosna w krainie podejźrzona rutolistnego from marysia_s on Vimeo.