2012.07.25 – Krowiarki

222 km, 7 h 45 min

Zielonki-Kraków-Skawina-Przełęcz Sanguszki-Sucha Beskidzka-Maków Podhalański-Zawoja-Przeł. Krowiarki (1009 m) i z powrotem.

Mocno się wahałem czy jechać. Kilkanaście godzin aktywności fizycznej w ciągu ostatnich 3 dni i pewny ból ud po wczorajszych harcach w Tatrach. No ale kto nie spróbuje ten się nie dowie. Postanowiłem, że ruszę, a jak będę zdychał to sobie wrócę.

Na starcie pojawiło się o 8.45 10 osób (ciekawe, w tygodniu pracy 🙂 ) Skład wydawał się mocny, może nawet zbyt mocny, ale nie w takich ekipach się jeździło. Taktyka „się zobaczy” jest najlepsza. Po kilku gumach średnim tempem (ok. 30-32 km/h) dojechaliśmy prawie do Zembrzyc. Tu złapała nas ulewa, której można było się spodziewać, ale każdy zaklinał rzeczywistość. Najpierw na mokrym asfalcie zaliczyłem ślizg tylnego koła, a chwilę później, uciekając przed deszczem zbyt wolno najechałem na próg i próba skoku skończyła się uderzeniem tylnego koła i snejkiem (przebiciem dętki wskutek dobicia).

Wymiana dętki, bułka z kiełbasą i decyzja. Jedziemy dalej czy nie. Ulewa zamieniła się w kapuśniak, a drogi z potoków w kałuże. 5 jedzie, 5 wraca. 

W naszej grupie najmocniejsi to Oskar i Fuks, wspomaga ich na zmianach Mariusz MJN. Ciągną nas z Versusem. Na końcu peletonu jadącego 30-35 km/h jedzie się nieźle. Zaczynam mieć przekonanie, że damy radę, kiedy mijamy Suchą Beskidzką asfalt przesycha, tempo nie spada pewne jest, że nie zawrócimy.

Sam podjazd na przełęcz nie jest trudny, ani długi. Skala trudności dla amatora to odległość i dystans.

Rzeczywiście od tego momentu wszystko idzie już gładko, co nie znaczy bez wysiłku.  Przełęcz Krowiarki i powrót. Jeszcze po drodze łapie nas ulewa i przez 40 minut znów jesteśmy kompletnie przemoczeni. Schniemy dopiero na ścieżce od toru kajakowego.