Miałem niezły maraton w pracy i szkoleniach, w których uczestniczyłem. 14 dni bez przerwy. Nic tak nie resetuje mózgu jak solidna porcja wysiłku. Wziąłem jeden dzień wolnego i umówiłem się z Marcusem na wspólne turowanie. Lawinowa 3 utrzymuje się już dość długo dlatego postanowiliśmy podziałać okolicach Kasprowego. Goryczkowa i Gąsienicowa wzdłuż trasy to bezpieczne stoki.
Jeszcze w samochodzie uprzedzałem Marcusa, że będę zdychał pod górę i obietnicy dotrzymałem. Wejście na Kasprowy po raz pierwszy poszło nieźle pomimo zacinającej kaszy śnieżnej i gęstej mgły.
Pod dzwonem na Kasprowym Wierchu. Kiedyś służył jako akustyczny punkt nawigacyjny dla zagubionych we mgle, chmurach i śnieżycach. Podczas naszej wycieczki jak znalazł
Musiałem jednak z 10 minut posiedzieć przy górnej stacji kolejki i dojść do siebie. Zjazd Gąsienicową poszedł sprawnie, poza jednym momentem – znów wypięła mi się narta. Ustawiłem sobie bezpieczniki asekuracyjnie, ale chyba zbyt, bo po raz kolejny zostałem o jednej narcie w trakcie jazdy.
Odpoczynek w Murowańcu i propozycja Marcusa – To co jeszcze raz na Kasprowy. Ech… No i po 10 minutach zapylaliśmy pod górę, to znaczy Marcus zapylał, a sobie zdychałem 70 kroków, pauza, 50 kroków, ciemno w oczach itd. Marcus poszedł przodem, realizować swój zakład z kolegą. Założyli się kto zrobi pierwszy tej zimy 20 000 m przewyższeń.
Doczołgałem się na brzeg Gąsienicowej, w tym czasie Marcus zdążył uruchomić dzwon na szczycie Kasprowego Wierchu i ruszyliśmy w dół.
To był fajny fragment tej wycieczki. Pojechaliśmy tym razem obok trasy i można było założyć ślad na świeżym śniegu. Zaczynam czuć o co chodzi z tą jazdą.
W trakcie dnia spotkaliśmy kilkunastu skiturowców. Kasprowy Wierch był tego dnia jedyną bezpieczną alternatywą w Tatrach. Klimat tego skiturowania przypomina mi wczesne lata rowerów. Każdy zatrzyma się, pogada. Gdzie idziecie, jakie warunki itd. Nawet jeden z trenujących zawodników (czas wejścia na Kasprowy Wierch 52 minuty) zawrócił do nas żeby się przywitać. Fajne to.
Na dół zjechaliśmy starą nartostradą. Wyjechała mnie ta wycieczka do spodu. Wyszło około 22 km i 1680 m przewyższeń.