W Tatrach wiosna. W porównaniu z poprzednim wypadem pokrywa zmniejszyła się o 2/3. Długi weekend postanowiliśmy uczcić turą na Kozi
Kiedy szliśmy asfaltem w stronę doliny roztoki targając na plecach sprzęt pomysł skiturów wydawał się średnio dobry. Doświadczenie z poprzednich lat mówiło, że będzie dobrze. MisQ zrezygnował z nart tego dnia.
Zeszliśmy z asfaltu i nastroje od razu zrobiły się bardziej bojowe. Osobiście lubię Dolinę Roztoki. Spacer lasem wzdłuż potoku, później wyżej perspektywa progu Doliny 5 Stawów Polskich, Wołoszyna i Masywu Koziego Wierchu.
Wielka Siklawa jest najpiękniejsza w kwietniu i maju w oprawie oślepiającej bieli śniegu, ciemnej zieleni kosówki, brązu pozimowych traw, przeplatanego szarą inkrustracją skał. Lukcio cieszy się słońcem i okolicznościami 🙂
Docieramy do Piątki. Chwila kontemplacji, bo jest co podziwiać.
Nawet mój telefon dostosował się do chwili i zrobił takie zdjęcie
Podążamy w górę. Szeroki żleb do 2/3 wysokości prezentuje się dobrze. Wyżej łaty śniegu pomiędzy kępami trawy i skałami.
Lukcio zostawia sprzęt nieco niżej. Z Andym docieramy do grzędy pod Kozim (powyżej widok z tego miejsca) i zyskujemy. dzięki czemu zyskaliśmy dodatkowe 150 metrów zjazdu po stromej łacie.
Już pierwszy skręt mówił – jest bosko. W końcu legendarny tatrzański firm, którego nie udało mi się w pełni doświadczyć w swojej krótkiej karierze narciarza pozatrasowego. To śnieg, który pozwala na wszystko. Dostatecznie zbity żeby narty nie przepadały, a wierzchnia warstwa jest luźna zapewniając dobre trzymanie w skręcie. Pozatrasowy ideał, nie licząc puchu, o ile ktoś w tym drugim potrafi jeździć. Na co dzień w Tatrach mamy do czynienia raczej z betonami, lodem, szrenią łamliwą, gipsem i innymi nieprzyjemnymi nawierzchniami. Nie dzisiaj, twarz sama się śmiała i mimowolnie po każdym skręcie wydawaliśmy mało ekologiczne okrzyki juhuuuu! Na zdjęciu Lukcio.
Atakuje Andy.
Kolej na mnie, W Szerokim Żlebie
MisQ skorzystał z okazji, że nie ma nart i zrobił kilka słodkich foci, tym razem z zaprzyjaźnioną kozicą, która jak nigdzie tutaj była u siebie.
Rozochoceni fantastycznym śniegiem, schodząc chcieliśmy jeszcze uderzyć na zboczę Niedźwiedzia, małego pagórka u stóp Miedzianego, jednak na wysokości przesmyku pomiędzy Przednim a Zadnim stawem chłopaków zawrócił strażnik parkowy. No tak, długi weekend, wzmożony nadzór. Posiedzieliśmy jeszcze przy schronisku w Dolinie 5 Stawów Polskich ciesząc się zachodzącym słońcem, przywołującym wspomnienia sprzed roku i ruszyliśmy w dół, nie odmawiając sobie przyjemności…
Zjazdu Litworowym Żlebem… To był już naprawdę koniec.