2013.07.27 – Przez Koprowy na Kasprowy

Szczyrbskie Jezioro – Popradzkie Jezioro – Rozejście pod Żabim Potokiem – Hińczowy Staw – Koprowy Wierch – Hlińska Dolina – Ciemne Smreczyny – Kobyla Dolina – Zawory – Walentkowa Dolina – Liliowe – Kasprowy Wierch – Myślenickie Turnie – Kuźnice

Dłuuuga trasa 30 km i 2200 m przewyższeń.

Przejście ze słowackiej strony na polską to był zawsze zamysł do zrealizowania. Mógł się udać pod jednym warunkiem – transport. Zostawić samochód na Słowacji i wrócić, czy lepiej pojechać autobusem. Ani jedna opcja, ani druga, w perspektywie całodziennego marszu nie wydawała się szczególnie atrakcyjna. Znalazł się jednak w końcu kierowca – zaprzyjaźniony „Kot”, który zabrał samochód ze Słowacji i podstawił go do Zakopanego.

Andy zaproponował, można było iść.

Pogoda była niepewna. Chłopaki 2 tygodnie wcześniej wycofali się z trasy z powodu ulewy, dlatego mieli sporą determinację żeby iść. Mnie się nie podobały ani chmury, ani mżawka, no ale zwyciężył pogląd – nie marudzimy, idziemy, jak będzie bardzo źle to wracamy. Dotąd taka taktyka się sprawdzała.

Przy Hińczowym Stawie zasiedliśmy na popas. Andy zauroczył angielską wycieczkę, a my z ciekawością obserwowaliśmy wyłaniający się z kosodrzewiny kształt. Coraz bardziej znajomy. Nie kto inny, tylko Wojtek z którym przed dwoma tygodniami byliśmy na Krywaniu. Po wymianie serdeczności („Nie po to człowiek idzie sam w góry żeby napotkać tę  bandę”, „Nigdzie spokoju” etc) poszliśmy razem na Koprowy Wierch. Pomysł żeby ruszyć na Polska stronę Wojtek przyjął sceptycznie, wskazując na dzielące nas jeszcze kilometry.


Krywań z Koprowym się nie zejdzie, a Wojtek tak

Ponieważ poruszam się ostatnio po górach w tempie i stylu wytrwałego zombie z filmów klasy „B” propozycja Wojtka żeby z nim wrócić wydawała się kusząca. No, ale jak zwykle nie skorzystałem. To nie był mój dzień… niestety tak nie mogę napisać. To nie jest mój miesiąc, kwartał i rok. Słaby jestem okrutnie i wlokłem się noga za nogą skracając czas odpoczynku.


Z Koprowego Wierchu 2363 widok na Vyzne i Nizne Temnosmercanskie stawy. 

Hlińska, jej mać, Dolina ciągnęła się w nieskończoność, co gorsza opadając w dół. Traciliśmy wysokość 1700m, 1600m… i tak do 1400 m, powrót oznaczał ponowną wspinaczkę na 2000 m. 

Piękna przełęcz Zawory (na zdjęciu wyżej) i zielone hale wynagrodziły trudy, no trochę wynagrodziły. Jednak tajemniczy stary zielony szlak to było to. Wydarzenie dnia. Zamierzaliśmy dotrzeć nim na Liliowe. Niezrozumiałe dlaczego  ten szlak, biegnący trawersem nad Doliną Cichą jest oficjalnie zamknięty. To jedno z piękniejszych miejsc w Tatrach.

Gdzieś pomiędzy Zavorami a Liliowym

Andy poratował batonikiem i jakoś krok po kroku udało mi się doczłapać najpierw do skrytej w chmurze Przełęczy Liliowe, a później na Kasprowy. Była godz. 19, ruszyliśmy 11 godzin wcześniej.


Zachód słońca, bajeczne cienie Giewontu, drapiącego podstawę chmury i płonące czerwonym światłem trawy. Tatry jak zwykle na koniec dnia dały popis możliwości.


I znów nostalgicznie, tym razem na zejściu do Myślenickich Turni.