2013.11.10 – Bystra

Najwyższy szczyt Tatr Zachodnich 2248 m.n.p.m. Byliśmy tu przed rokiem, również jesienią, ale bez Andy`ego, dlatego kiedy padł pomysł wycieczki w dwuosobowym składzie przystałem na jego propozycję dalekiego marszu na ten położony po słowackiej stronie szczyt. W sobotę lało, także w niedzielę rano całą podróż do Kirów, do wylotu Doliny Kościeliskiej odbyliśmy w strugach deszczu. Ufając jednak dwóm sprawdzonym wielokrotnie serwisom pogodowym yr.no i meteo.pl poczekaliśmy od godz. 7 do 8 w samochodzie i poszliśmy. Była 10.30 – nieco późno, kiedy, po krótkim przystanku w schronisku na Hali Ornak, rozpoczęliśmy podejście.

Świeży opad śniegu leżał od 1200 m, ale zapowiadane przez norwegów z Meteorogilisk Institutt okno pogodowe stawało się faktem. Szliśmy w kierunku Przełęczy Iwaniackej, dalej przez Pasmo Ornaka i Siwą Przełęcz do Siwego Zwornika.

Powyżej Iwaniackiej kolejne dowody, że słusznie nie odpuściliśmy kiedy deszcz nie przestawał padać, a temperatura spadła do 1 st.

To już 1700 metrów, wchodzimy na Suchy Wierch Ornaczański. Cały czas wisi nad nami widmo załamania pogody zapowiedziane na godz. 17.

Pojawiają się – w oddali Błyszcz i Bystra. Za chwilę na ich zbocza nasuną się chmury, a u nas pojawią się pierwsze wątpliwości czy damy radę dzisiaj, tym bardziej, że robi się późno. Zapada decyzja, że idziemy do godz. 14, a jak będzie źle – wracamy. Chciałbym rozpocząć zejście z Ornaka najpóźniej o godz. 16, tak aby w ciemnościach iść już w lesie, gdzie ścieżka staje się bardziej płaska i znikają trudności techniczne.

Osiągamy Siwy Zwornik 1965 m.n.p.m. Rzut oka w lewo. Niestety szlak na widoczny na trzecim planie Błyszcz i Bystrą jest nieprzetarty. Na dodatek nie wziąłem rzadko używanych przeze mnie stuptutów, wiec spodziewam się, że nabiorę śniegu do butów. Andy toruje drogę, za nami, korzystając z przetartego szlaku, rusza czworo innych turystów – grupa, którą dogoniliśmy w okolicy Siwych Skał. Póki co pogoda jest dobra, nominalnie do szczytu godzina. Odejmując to, że zwykle idziemy o 30 % szybciej niż wskazówki na szlakach i dodając konieczność przecierania szlaku i świeży śnieg ta godzina jest realna. Będziemy o 14.30. Pół godziny później niż plan.

Blyszcz. W trakcie zimy to jedno z najbardziej lawinowych miejsc w Tatrach. Wczoraj śniegu było 20-30 cm, a w nawianych miejscach najwyżej po kolana więc zagrożenie było nikłe.

Na zboczach. Trawersujemy, Andy szuka śladów szlaku, ale większość czasu idziemy na intuicję. Przydają się raki, które założyliśmy przed podejściem. Śniegu mało,, ale na wszelki wypadek proszę ekipę, która podąża naszym tropem żeby utrzymywali odległość. Po co obciążać.

Andy toruje szlak

Wyżej i wyżej. Chmury jednak nadciągają. Trzeba się spieszyć.

Wreszcie jest szczyt… coś mi tu jednak nie pasuje. Wyciągam GPS, który pokazuje 2252 metry… to nie może być Błyszcz, który jest prawie 100 metrów niżej. No tak poszukując szlaku skróciliśmy drogę omijając ten polski szczyt. Jesteśmy na Bystrej… chyba. Analizując ślad z GPS domyślam się, że minęliśmy Błyszcz o około 40 metrów, a na Bystrej z kolei nie ma tabliczek z oznaczeniem. Pewni, że wyżej się nie da wejść zawracamy. Na szczycie wieje, jest 14.30 i pojawiają się chmury. Pogarsza się widoczność. Z lekkim niepokojem czy nie zasypało nam śladów schodzimy w dół.

Idzie sprawnie i szybko dochodzimy do grani i Siwego Zwornika. Korzystając z osłony skał urządzamy krótki popas. Okazało się, że ekipa, która szła za nami, a o którą trochę się martwiłem sprawnie do miejsca naszego postoju. Podziękowania dla Andy`ego za przecieranie śladu wyrażone 60 % absyntem. Rewanżujemy się herbatą i wiejemy w dół. Jest późno.

Na Siwej przełęczy rozstajemy się z tymczasowymi towarzyszami, którzy schodzą poprzez Dolinę Starorobociańską. Przed nami pasmo Ornaka. Z niepokojem znów patrzę na ścianę chmur, która zbliża się od południa.

Tymczasem na trawersie do Chochołowskiej akcja TOPR, desantowany jest ratownik, turyści z ramionami w literę Y wskazali miejsce. Nie wiemy co się dzieje, nie mamy też czasu na sprawdzanie *. Mamy jeszcze 700 metrów wysokości do wytracenia do schroniska. Ruszamy przez Ornak. Niestety przed właściwym szczytem coś mnie podkusiło żeby obejść szczyt letnim obejściem, gdzie zobaczyłem świeże ślady. Po pół godzinie tkwiliśmy w kosówce w świetle księżyca zastanawiając się czy na pewno dobrze idziemy. Skrótów mi się cholera zachciało! Dość już zmęczeni zmagaliśmy się ze świeżym śniegiem. Andy poprosił w końcu o wyciągnięcie GPS, powiedziałem ok, tylko stańmy te 3 metry dalej, bo akurat walczyłem z gałęziami kosówki, o które zaczepiły się moje raki… Andy zrobił te kilka kroków i … stanął na szlaku. Uff.

W dół po kamieniach w świetle czołówek do Iwaniackiej, później lasem i o 19 byliśmy w schronisku. Tym razem wykorzystaliśmy w 100 % cały zapas czasu. 

* Suplement z 2013-11-12, wyjaśniający akcję widzianą z Siwej Przełęczy (źródło www.topr.pl):

O godz. 15.38  powiadomiono ratowników, że podczas zejścia z Siwej Przeł. do Dol. Starej Roboty kontuzji doznała turystka. Wystartował śmigłowiec. Po desancie ratownicy udzielili rannej pierwszej pomocy. Następnie kobieta wraz z ratownikiem została windą wciągnięta na pokład będącego w zawisie śmigłowca i przetransportowana do szpitala.”

2013.10.27 – Szpiglasowy Wierch plus

Lista dostępnych szlaków turystycznych w polskich Tatrach, których nie zaliczyliśmy co najmniej raz jest bliska wyczerpania, a takich, które wiodą trudniej dostępnymi graniami jest zerowa. Przyszedł czas na ciekawe połączenia. Szpiglasowy Wierch jest szczytem łatwo dostępnym zarówno z Doliny 5 Stawów Polskich, jaki i od strony Morskiego Oka więc plan był taki żeby wejść od „piątki” a zejść do „moka” odwiedzając po drodze Wrota Chałubińskiego.

Pogoda – jak zwykle bliska doskonałości. Koniec października i niemal cały dzień spędzony w jednej cienkiej koszulce. Na ale najpierw podejście moją ulubioną, zwłaszcza zimą, Doliną Roztoki.

Na podejściu. Tę część wycieczek zazwyczaj znaczą spotkania, których katalizatorem jest w Andy. Tu doprowadził do łez ze śmiechu TOPRowców. 

Andy w oczekiwaniu na kolejkę, która zabierze go do do schroniska w D5SP.  Wyciąg techniczny z Doliny Roztoki w zimie podczas zjazdu na nartach to dobry punkt orientacyjny. Niestety dzisiaj trzeba dymać na nogach, jak zazwyczaj wybieramy szlak przez Siklawę, bo ładniej. 

Wielki, Mały i Przedni Staw. Trzy z pięciu widziane ze szlaku na Szpiglasowy Wierch. Turystów umiarkowana liczba. Jesień, więc mniej jest osób przypadkowych na szlakach, wędrówka jest bardziej płynna. Zasada lato w Tatrach po słowackiej stronie, jesień i zima u nas działa w 100 %. 

I wyżej. Jesień nie próżnuje dostarczając właściwych zestawień barw.

Zapraszam MisQ na herbatę. Jej przygotowanie to część porannych rytuałów. Zawsze tak samo – jeżeli jesień to wystarczy mały termos (0,5 l). Sparzyć wrzątkiem żeby herbata była długo gorąca, 6 łyżeczek cukru, torebka earl greya i cytryna. Te poranne mechaniczne zwyczaje odbywane o 4 rano przed wyjazdem sprawiają, że na cały dzień pakuję się w 30 minut łącznie z przygotowaniem jedzenia, nie zastanawiając się nad elementami wyposażenia. W zimie pakowanie jest bardziej staranne, o tej porze roku ewentualne braki w ekwipunku trudniej nadrobić, a skutki zapominalstwa są zdecydowanie bardziej dolegliwe.

Andy oddalił się po grani, a MisQ zrobił mu zdjęcie z malowniczą panoramą Tatr Zachodnich w tle.

Co jest po drugiej stronie. Podejmujemy próbę uderzenia na Wrota Chałubińskiego nieco inną ścieżką. Śliskie trawy, narastająca stromizna i brak pewności co do przebiegu właściwej drogi powoduje, że po przejściu połowy drogi decydujemy się zawrócić i zejść ceprostradą do Morskiego Oka. Zgodnie z oczekiwaniami przy schronisku jesteśmy niemal sami, co pozwala podziwiać kontury Wysokich Tatr odcinające się od rozświetlonego gwiazdami i poświatą księżyca nieba.

Ostatni popas nad Morskim Okiem, jeszcze tylko 9 km i parking w Palenicy. Foty MisQ

2013.09.28 – Przełęcz pod Chłopkiem (w stronę)

Lukcio rzekł tydzień wcześniej. „Śnieg zszedł – można wrócić do tematu ataku na Chłopka”. No to wróciliśmy. Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem, Przełęcz pod Chłopkiem uchodzi za trudny szlak, być może ale to jednak wytyczony szlak turystyczny, nie droga taternicka więc poszliśmy. Po raz pierwszy w tym sezonie raki w plecaku, bo to jednak październik, a kamery TOPR udowadniały, że wyżej temperatura nie rośnie znacząco powyżej zera, na początek największe wyzwanie mentalne tej wycieczki – 9 kilometrowy asfalt do Morskiego Oka. Na szczęście jest już po sezonie i nie ma tłumów. 

To jest słynna „graniówka” mapa Tatr, którą rozumie tylko autor i Andy.


MisQ wykonuje zdjęcia podwodne przy pomocy swojej kamery, a Mnich (pomiędzy konarami) przegląda się w Morskim Oku.

Księżulo nad Mięguszami.

 

Już na 1800 m pojawiają się pierwsze zlodzenia i pierwsze wątpliwości

Idziemy jednak wyżej zgodnie ze stosowaną zasadą. Idziemy, a jak będzie źle do się zobaczy. Spotykamy kolejne wycofujące się ekipy. Podobno wyżej jest jeszcze więcej lodu.

Stawiając stopę warto jest zapewnić sobie chociaż jeden pewny punkt podparcia.

„Oczy Boga” tak skomentowała to zdjęcie znajoma graficzka

Pod Kazalnicą zostajemy sami, reszta ekip już się wycofała. Problemem nie jest wspinaczka. Przewidujemy problemy na zejściu, kiedy trudno o chociaż jeden pewny, pozbawiony lodu chwyt. Kiedy uznajemy, że upadek nie skończy się tylko obiciem twarzy i złamaniami lecz będzie ostatnim upadkiem decydujemy o odwrocie.

Pamiątkowe zdjęcie pod Kazalnicą i zasuwamy z powrotem.

Pozowanie nad Czarnym Stawem pod Rysami. Niestety chwilę później się stało…

MisQ tak to opisał: „To było ostatnie zdjęcie mojego aparatu Canon PowerShot SX 240 HS.Niestety chwilę później upadł tak tragicznie, że zmarł na miejscu [’]Panie świeć nad Jego matrycą! Bo dobry „chłopak” był i przez ciut ponad rok robił nam bardzo fajne focie ;(Najlepsza Grópa Gurska pogrążona w głębokim smutku będzie Cię pamiętać zawsze, przy każdym wyjściu w Horki!Paaaaaa…”

No. To mamy na sumieniu już drugi aparat.