2014-02-15 Grześ

Ominęło mi się wpis. Dlatego nowszy wpis opisuje starsze zdarzenie. Poszukując śniegu uderzyliśmy w Tatry Zachodnie żeby sprawdzić, czy Grześ (1653) coś ciekawego oferuje. 

O świcie, gdzieś za Myślenicami stajemy na kawę. Odczuwam potrzebę identyfikacji i maluję sobie narciarza skiturowego na zmrożonej pokrywie bagażnika.

MisQ eksperymentuje na parkingu z ujęciami. Andy w okularze Lukcia

Popas w Chochołowskiej. Słońce miło operuje.

Sprawdzamy, czy seledynowe pasuje do seledynowego… Nie pasuje, więc Lukcio oddaje kurtkę MisQ.

Tu pasuje 🙂 

Woda spożywana prosto (no prawie prosto) z chmur

Dziwne zdarzenia podczas wycieczki skturowej. 

Na Grzesiu. Andy poszedł na Rakoń… my czekaliśmy i czekaliśmy. 

Na Grzesiu parę zjazdów. Śnieg ciężki, przepadający. Jedzie Lukcio, jestem widownią.

Na końcu dnia wpadliśmy w jakiś wąwóz przedzierając się przez wiatrołomy. Niezły surwiwal.

2014-03-02 Zawrat

No nie myślałem. Nie myślałem, że jeszcze tej zimy uda się zjechać i że uda się TAK zjechać. Spośród wszystkich zaliczonych tatrzańskich zjazdów ten jest wzorcem z Sevres, punktem odniesienia, zjazdem referencyjnym, limes i co tam jeszcze można wymyślić na najbardziej zajebisty warun jakiego doznałem.

Z MisQ ruszyliśmy bez wielkiego przekonania. Pogoda była taka se. Podwieźliśmy leniwe cztery litery kolejką na Kasprowy, zjazd Gąsienicową i na Zawrat. Dało się środkiem przez Czarny Staw, a kiedy już od Zmarzłego podchodziliśmy Zawartowym Źlebem śnieg zmienił się w kulki styropianu, które zsuwały się z żlebów i żlebików jak potoki, szumiąc i szemrząc. 

Na górze przepak, na podejściu było na tyle miękko, że nie trzeba było czekanów. Zwykle początek zjazdu z Zawratu jest mało spektakularny – zsuw po lodzie z czujnością, aby się nie zsunąć za szybko, za bardzo i nie tą częścią ciała w dół co się planowało.

Tym razem pierwszy skręt na samej górze i już wiedziałem. Jestem pieprzoną królową śniegu (to nie zjawisko płci metrykalnej, po prostu o królu śniegu nie słyszałem). Stromo, ale tak cudownie, że proszę ja Ciebie uwierzyłem przez chwilę, że potrafię jeździć na nartach. Dłuższy skręt – proszę bardzo, śmig hamujący – się robi, przeskok przez ślady – czemu nie. Wychodzi wszystko. Śnieg trzyma, nie przepada. Wunderbar. Robimy parę skrętów, trochę zdjęć z dumą patrząc na zgrabne nawet ślady po christianiach (ktoś jeszcze pamięta to słowo?).

Ech i tak warto żyć.

Resztę na fotkach MisQ (dzięki)

Na podejściu w Zawratowym Źlebie. MisQ ma rękę do niecodziennych ujęć. 

Szumiące śniegospady ze zboczy Zawratowej Turni

MisQ na przełęczy

Na przełęczy

Ten flow, w którym współpracujesz a nie walczysz z górą, ech…

Upsss… trochę za blisko 🙂

Napiera i MisQ. Widoczność wbrew temu co na zdjęciach była dość dobra, w każdym razie z góry było widać Zmarzły

Znów na Kasprowym. Teraz Goryczkową w dół, na szczęście przejezdne aż do Kuźnic.