Ominęło mi się wpis. Dlatego nowszy wpis opisuje starsze zdarzenie. Poszukując śniegu uderzyliśmy w Tatry Zachodnie żeby sprawdzić, czy Grześ (1653) coś ciekawego oferuje.
O świcie, gdzieś za Myślenicami stajemy na kawę. Odczuwam potrzebę identyfikacji i maluję sobie narciarza skiturowego na zmrożonej pokrywie bagażnika.
MisQ eksperymentuje na parkingu z ujęciami. Andy w okularze Lukcia
Popas w Chochołowskiej. Słońce miło operuje.
Sprawdzamy, czy seledynowe pasuje do seledynowego… Nie pasuje, więc Lukcio oddaje kurtkę MisQ.
Tu pasuje 🙂
Woda spożywana prosto (no prawie prosto) z chmur
Dziwne zdarzenia podczas wycieczki skturowej.
Na Grzesiu. Andy poszedł na Rakoń… my czekaliśmy i czekaliśmy.
Na Grzesiu parę zjazdów. Śnieg ciężki, przepadający. Jedzie Lukcio, jestem widownią.
Na końcu dnia wpadliśmy w jakiś wąwóz przedzierając się przez wiatrołomy. Niezły surwiwal.