Lany, a właściwie sypany, poniedziałek. Sypało przez ostatnie dni więc pojawił się puch. Nie dało się operować wyżej więc wybraliśmy względnie bezpiecznego Grzesia i hasanie po lesie. Trafiliśmy na jedne z najlepszych warunków ever. Mało ludzi, mnóstwo śniegu. Nie dało się jeździć po cichu… więc pokrzykiwania juhuuu! dobiegały zza co drugiego drzewa, po każdym skręcie w którym wciskało w skręt. Czułem się jak Muminek na chmurkach wyczarowanych ze skorupek z jajek.
Chochołowska pusta, cała nasza.
Wycieczka niedaleka, nastawieni na hasanie. Tu z Lukciem w Dolinie Chochołowskiej.
Tę gałąź narciarstwa wytyczyli Maklakiewicz z Himilsbachem
Bajka, bajeczka, puch, puszek i gęby w zachwycie przez cały dzień.
Przepak na Grzesiu i w dół… Dzisiaj nie było czasu robić zdjęć, liczyła się jaaaaaaazdaaaa.