2015-04-16_Świnicka, Karb i Zawrat

Zima się wreszcie rozkręciła w kwietniu. Wziąłem dzień wolnego w środku tygodnia i szurnęliśmy do Zakopanego. Klasyk zjazdowy – trzy przełęcze  Świnicka, Karb i Zawrat. To zjazdy wycenione w trudności na 2. Super, jest już adrenalina, bo stromo, ale z ciągle rosnącym doświadczeniem i (mam nadzieję) umiejętnościami powinniśmy sobie z tym poradzić. Tym bardziej, że nie miało być jakoś szczególnie betonowo. Wciągnęlliśmy się kolejką żeby zaoszczędzić czas i siły na trzy przełęcze. 

Grzbietem w stronę Świnickiej Przełęczy

Przełęcz Świnicka jednak mocno mnie tego dnia zweryfikowała. Z Kasprowego przez Beskid sprawnie dotarliśmy do nawisu nad przełęczą. Nawis jest tu normą w zimie, więc się go spodziewałem, nie spodziewałem się, że będzie tak twardo.

Na Świnickiej Przełęczy. Oglądanie zjazdu żlebem. Widać nawis, który tak nieelegancko potraktował mnie i Andy`ego

Lukcio sprawnie przejechał nawis, ja wydygałem i postanowiłem opuścić narty poniżej… rany, zajęło mi to wieczność, o stylu gramolenia się nie wspomnę, no i popełniłem błąd, duży błąd. Nie usztywniłem buta do pozycji „zjazd”. W pierwszym zakręcie przeniosłem ciężar na buta, a but się pochylił i tyle. Skrętu nie było. Wykonałem całkiem ładnego fikołka i stanąłem na nartach. Samo się zrobiło, a to niezły wyczyn w takim stromym żlebie…

Andy`emu poszło równie słabo. Stojąc już w żlebie zastanawiając się co się wydarzyło z moim fikołkiem zobaczyłem jak leci narta, a powyżej właściciel sunie na mnie żwawo. Nie zdążyłem zwiać, więc żeby nie polecieć razem opuściłem dolną nartę, zaparłem się jak umiałem. Udało się, układ ustał i Andy miał się czego łapać. Po tym upokorzeniu i lekcji pokory dalej już było tylko lepiej. 

Karb poszedł gładko. Zmyliśmy część hańby.

Teraz kolej Zawrat, który tak mnie źle potraktował kilka tygodni temu. Od dwóch tygodni sporo trenowałem na rowerze i zacząłem czuć więcej mocy. Po raz pierwszy udało mi się w całości podejść na nartach próg do Zmarzłego Stawu.

Po południu śnieg „puścił”, zapowiadało się fajne podejście i przyjemny zjazd. Ludzi prawie nie ma, zalety wędrówki w środku tygodnia

Zawrat stawiał się tylko na samej górze, właściwie nie sam Zawratowy Żleb tylko skały wystające spod śniegu, przez które trzeba było jakoś się przecisnąć. Poniżej jechało się super i z poczuciem, że poranna porażka została trochę przykryta dwoma fajnymi zjazdami zjechaliśmy do Gąsienicowej i dalej starą nartostradą do Kuźnic.

Przed zjazdem z Zawratu. Animusz wrócił.