2016-01-23 Wrota Chałubińskiego

Śniegu w Tatrach ciągle niewiele. Ruch skiturowy skupia się w okolicach Kasprowego Wierchu. Tydzień wcześniej oglądnąłem sobie Wrota Chałubińskiego, wyglądały na dobrze przykryte. Pytaniem było, czy możliwy jest zjazd do Nadspadów (dolinka nad Morskim Okiem), a później na taflę Morskiego Oka.

Postanowiliśmy to sprawdzić z Marcusem (Piotrkiem). Od rana ziiiimno. W Nowym Targu o poranku – 22 st., w Dolinie Białki (od Palenicy Białczeńskiej) na szczęście nieco lepiej – 16 st. Za to od rana lampa, od różowej poświaty o świcie, po ultramarynę koło południa. Da się iść w nartach od parkingu, cieszymy się perspektywą przebycia „za darmo” 9 kilometrowego odcinka nudnego asfaltu w drodze powrotnej. 

Trochę rozważamy zagrożenie lawinowe. Wiatr, temperatura i opad były w ubiegłym tygodniu umiarkowanie „lawinotwórcze”, ale w Tatrach obowiązuje lawinowa dwójka. Werner Munter zaleca trzy poziomy oceny: regionalny, lokalny i miejscowy. Ten pierwszy dotyczył w ogóle warunków Tatrach, lokalny dotyczy doliny gdzie się zamierza działać, a miejscowy konkretnego stoku, żlebu etc. Regionalny wypadł ok, temperatury były ujemne, suma opadów w tym obszarze to 10 cm w stosunku do ubiegłego tygodnia, wiatr umiarkowany. 

Wspinamy się „ceprostradą” do Dolinki za Mnichem, da się iść na fokach, podchodzimy pod żleb na Wrota. Kopię profil żeby sprawdzić warstwy. Wygląda to dość dobrze. Warstwy związane, co miękkie to na górze.

Marcus na podejściu i apetyczne, dziewicze pole, będzie można założyć ślad

Jakaś ekipa idzie przed nami wybijając stopnie, jest trochę łatwiej. W dół od połowy stoku zjeżdżają na tyłkach i to jest ok, w ten sposób szybko i łatwo. Na Wrotach spotykamy zespół, który powiązany liną próbował przejść grań w stronę Szpiglasowego Wierchu. Wycofali się – za późno, za dużo śniegu na obejściu. Miny słabe. Dobry wycof jest lepszy niż jego brak – żartuję. Fajna ekipa z Kalwarii Zebrzydowskiej. Proszę ich żeby poczekali aż zjedziemy żeby im czegoś na głowę nie spuścić. Jeśli coś mnie niepokoi to pierwszy fragment żlebu – nietknięty stopą, stromy i pełen nawianego ciężkiego śniegu. Tak wygląda lawinowa dwójka właśnie. Te kilkadziesiąt metrów niepewnego, na przestrzeni wielu kilometrów.

Kije skrócone na podejście teraz muszą wrócić do swoich 120 cm.

Czekamy jeszcze aż kolejny zespół podchodzący żlebem osiągnie bezpieczne miejsce. Plecak, buty, czekan do kija. Łapie mnie lekki dygot przed ruszeniem w dół, pierwszy żleb w sezonie, kilka głębszych oddechów i przypomnienie trudniejszych sytuacji pomaga. I tak najważniejszy jest pierwszy skręt, jeśli poczuję kontrolę to dalej będzie lepiej. No to jedziemy. Jest dobrze, śnieg trzyma. Zakładam ślad na nietkniętym śniegu. Nagroda za to żeby się nie przejmować ogólną opinią – nie ma warunków na skitury w Tatrach Wysokich. 

Kilkanaście skrętów i jesteśmy na dole, dalej ruszamy z progu Dolinki za Mnichem w stronę Nadspadów. Jeszcze kilka fajnych fragmentów zjazdu, niestety tu już czasami narta zahacza o wystające kamienie. W końcu po dyskusji decydujemy się nie pchać w stronę Morskiego Oka tylko wrócić szlakiem. O swobodnej jeździe i śmigu hamującym przy tej ilości śniegu nie ma mowy. Szlak ma szerokość 50 cm, po prawej urwisko, po lewej skały. Zakładamy więc foki korzystamy z ich naturalnego oporu. Jedna z moich fok szybko odmawia posłuszeństwa i spada raz po raz. Srebrna taśma na zjeździe nie daje rady. Decyduję się na zjazd z foką na jednej narcie…, a ostatnie kilkadziesiąt metrów znoszę narty. 

Kanapka w schronisku i obstawianie czasu w jakim przebędziemy czekające nas 9 km po asfalcie. Piechotą to normą szybkiego marszu jest 1 h 40 min. Szacuję – 30 minut. No rzeczywiście sama przyjemność jazdy w dół, zwłaszcza, że odprowadzani jesteśmy zazdrosnymi okrzykami idących w dół turystów. Sam bym krzyczał, bo powroty tym asfaltem orzą psychę.

2016-01-15 Morskie Oko – kurs lawinowy

W ramach uzupełniania kompetencji górskich i ochrony integralności tyłka swojego i moich kolegów zapisałem się na kurs lawinowy. Kurs organizowany przez Klub Wysokogórski Kraków, a dokładniej Fundację im. Anny Pasek, a prowadzony przez Szkołę Górską Morskie Oko.

Łażę po górach pieszo i na nartach dość intensywnie od 6 lat. Jak to w procesie uczenia zacząłem od nieświadomej niekompetencji w sprawach lawinowych. Coś przeczytałem, a głównym źródłem informacji o tym czy może wyjechać, czy nie był komunikat lawinowy TOPR. Krok po kroku dowiadywałem się co raz więcej. Książka „Kochaj śnieg, unikaj lawin” Marcina Kacperka, „Góry, Wolność i Przygoda” (aut. Graydon Don, Hanson Kurt), „Lawiny. Poradnik dla narciarzy i turystów” (Holger Feist, Tobias Kurzeder) niezliczone publikacje w sieci, filmy, artykuły. I dalej analiza wypadków prowadzona przez TOPR i HZS, analiza komunikatów śniegowych IMGW (szkoda, że już ich nie ma)…  i wreszcie weryfikacja teorii z praktyką. Wizyty w górach od wczesnej zimy do późnej wiosny, o różnych porach roku i pogodzie, od deszczu po trzeszczące mrozy, na stokach o różnej wystawie i nachyleniu. Po tych terrabajtach informacji osiągnąłem pozom … bardzo świadomej niekompetencji.

Czas był to zmienić i przejść na wyższy stopień, bo chociaż „lawina nie wie, że jesteś ekspertem”, to jakoś łatwiej jest nie wpakować się w g… z przygotowaniem.

P60116125148

Zgrupowanie na tafli Czarnego Stawu pod Rysami

Wybraliśmy się z MisQ i Patrycją. 3 dni, 19 osób, kilku instruktorów. Wiedza w większości (tak z 95 % mi znana), ale wieczorne i poranne wykłady były nieźle sformatowane. Istotna jednak była praktyka. Nic tak dobrze nie robi jak znalezienie kilku zakopanych dektorów we mgle, przenikliwym mrozie i padającym śniegu. Z chłopakami od dwóch lat chodzimy w góry z lawinowym ABC (detektor, sonda, łopata), jednak kilka dobrych porad od strony fachowców otwiera oczy, tak samo z sondowaniem i kopaniem śniegu. Z MisQ zgłosiliśmy się też na ochotników żeby dać się zasypać w jamie śnieżnej. Szu, szu, szu… Chłopaki działają łopatami a jama zamienia się śnieżny grobowiec. I to nic, że wiesz, że to tylko ćwiczenia i zaraz Cię odkopią. Instynkt każe Ci uciekać. Byłem zasypany może z minutę zanim zaczęli odkopywać, jednak miałem wrażenie, że leżę tam już 5 minut. No i jeszcze jedno – zasypanego prawie zupełnie nie słychać pomimo, że drze się wniebogłosy. Okrutne jest to, że dla odmiany zasypany słyszy wszystko doskonale, ale nic z tym nie może zrobić.

12540082_995700500498010_264415669_n

Profil należy obciążyć… Statycznie nie wystarczyło (było dość stabilnie), więc czas na mocniejsze argumenty – obciążenie dynamiczne

Ostatniego, trzeciego dnia kopanie profili śnieżnych i praktyczne zajęcia terenowe. Na szczęście dla kursu sypało mocno przez dwa dni i umiejętność wyboru drogi była nie tylko ćwiczeniem teoretycznym. Na Hali pod Mnichem u stóp Miedzianego było dość czujnie. Tomek Nodzyński zarządził torowanie w głębokim śniegu. Tomek jest uznanym w środowisku fachowcem i razem z prezentującym praktyczne podejście do zagrożeń Michałem Trzebunią stanowili niezły miks. Od unikania ryzyka po świadome nim zarządzanie. To drugie podejście umożliwia jakiekolwiek akcje górskie.

12570938_995701817164545_774133777_n

No i na koniec pozorowany alarm na lawinisku… O matko jaki tam był burdel. Jedni mają detektory na search inni jeszcze na send, hałas i pikanie. Udało się w końcu znaleźć detektor imitujący zasypanego… ale po tym bałaganie :

– jak ogarnąć role

– jak szukać

– jak kopać

No i oczywiście co dalej, ale to już lepiej znane z kursów pomocy przedmedycznej.

2016-01-03_Kozia Przełęcz zimowo

Okres świąteczno-noworoczny to był czas, w którym kostucha po obu stronach Tatr jakby chciała nadrobić czarne statystyki 2015. Scenariusz śmiertelnych wypadków był dość zbliżony – poślizgnięcie, zsuw po zmrożonym śniegu i uderzenie o skały lub upadek z wysokości.

Przyznam, że zawsze z uwagą śledzę wszelkie doniesienia o wypadkach w Tatrach, tych letnich – taternickich oraz wszystkich zimowych. Informacje o wypadkach po polskiej stronie zwykle trzeba gromadzić z wielu źródeł, bo kroniki TOPR są przekazywane z opóźnieniem. HZS (Słowacki TOPR) podaje szybkie i dokładne analizy przyczyn oraz przebiegu wypadków, to dobre źródło informacji – jest szansa w swojej praktyce uniknąć błędów, czasami też z tej analizy wynika tylko wniosek – shit happens.

Bywa, że o wypadki uczestnicy się proszą, innym ulegają osoby dobrze przygotowane, posiadające wiedzę, sprzęt i umiejętności. Te pierwsza grupa ciągle potrafi wzbudzić niedowierzanie, że można aż tak głupio. Tragedia jest jednak tragedią i lepiej powstrzymać się z oceną. Druga grupa zdarzeń, tych, które dotykają doświadczonych, nierzadko profesjonalistów górskich, jest źródłem doświadczeń i odpowiedzi na pytania: w jaki sposób zmienić swoje działanie w górach, żeby uniknąć dramatycznych sytuacji.

Na podejściu do Doliny Pięciu Stawów. Słońce, mróz i maleńko śniegu

Akcja TOPR. Tego dnia, o tej porze, kiedy Andy zrobił to zdjęcie, w tym miejscu (okolice przełęczy Krzyżne, za kosówką) 19 letnia turystka zsunęła się w stronę Doliny Pańszczycy, niestety wypadek śmiertelny.

Więc gdy Andy zaproponował wyjście w góry od razu miałem ochotę sprawdzić, czy warunki w Tatrach są trudniejsze rzeczywiście od tych, które znam z naszych wielu zimowych eskapad? Idziemy tylko we dwóch. To, że jest twardo i mało śniegu to wiadomo. Kozia Przełęcz zdobywana od Pustej Dolinki to był cel w sam raz. Umówiliśmy, że dodatkowo zabierzemy liny i cały szpej, bo choć podejście jest tam oczywiste, warto nie stać się bohaterami kolejnych doniesień.

Zimno. Kiedy wychodziliśmy z parkingu w Palenicy było – 16 st., za to sucho (jak to przy takiej temperaturze) dlatego śnieg dobrze trzymał, trzeba było uważać tylko na lodowe jęzory na podejściu. Decydujemy przejść przez Siklawę żeby pooglądać zamarzający wodospad i dalej bez posiadu w schronisku w stronę Pustej Dolinki. 

W Dolinie Roztoki spotykamy pojedynczych turystów. Widocznie medialne informacje i apele TOPR o niewychodzenie w wysokie góry trafiają tam gdzie trzeba.

Andy, a za nim Zamarła Turnia

Pusta Dolinka to jedno moich ulubionych miejsc w polskich Tatrach, tajemnicza i osłonięta. Po prawej urwisty Kozi Wierch na wprost moje marzenie (plan) wspinaczkowy Zamarła Turnia. Chciałbym poprowadzić kiedyś tam drogę… No ale na razie sza – ścianka, skałki, trening i doszkalanie! Może w październiku się uda. Pod Zamarłą operuje jakiś zespół wspinaczkowy.

Lodoszreń zalegała w Pustej Dolince. W żlebie było nieco lepiej.


Na podejściu w Pustej Dolince

Żleb Koziej wygląda dobrze. Jest twardo, ale bez przesady. Lodoszreń, o której TOPRowcy mówią obrazowo w komunikatach „Szklane Góry”, spotykamy tylko na wypłaszczeniach. Przypominam sobie co najmniej dziesięć innych wyjść w których lodoszreń lub szreń łamliwa pokrywała całe góry. Dodatkowo jeszcze są wybite stopnie. Szybko oceniamy. Nie jest źle, mogłoby być wcześniej, ale  damy radę. Hamowanie czekanem jest możliwe pod warunkiem, że zareaguje się błyskawicznie. Jeśli jednak po kilku metrach to się nie uda, to nie uda się w ogóle. Pod wrażeniem doniesień i zgodnie ze szkoleniowym celem tej wycieczki postanawiamy iść z pełną asekuracją, tj. ze stanowiskami etc. Do góry wystarczy jedna lina połówkowa (nasz sterling fusion ma atest na linę pojedynczą, więc zgodne ze sztuką). 

Pierwsze stanowisko jest wygodne oparte o taśmy i kość. Przeloty zamierzam dawać rzadko, bo tu nie ma mowy o locie co najwyżej o zsuwie. Idzie mi się bardzo swobodnie. Raki i czekan dają dobre oparcie, więc kolejne wpinki są robione w poczuciu przyzwoitości, bardziej niż z poczucia zagrożenia. 

Drugie stanowisko, szukam rys i szczelin do osadzenia kości.

Drugie stanowisko to jednak większy problem. W przysypanym śniegiem żlebie znaleźć takie miejsce, które pozwala na umieszczenie dwóch przyzwoitych punktów zajmuje czas. Opieram się pokusie zrobienia tego na odpiernicz, więc cierpliwość Andy`ego jest wystawiana na próbę czasu. Dobrze, że mamy słoneczko w plecy, więc tkwienie na stanowisku oraz motanie nowego nie jest okupione przemarznięciem. Wszystkie operacje udaje się realizować w cienkich polarowych rękawiczkach. 

Jakaś ekipa pojawia się na przełęczy z zamiarem zejścia drogą naszego podejścia. Weszli tu od tej nieco łatwiejszej strony – od Koziej Dolinki, po drugiej stronie grani. Śniegu mało więc mogli korzystać z odsłoniętych łańcuchów. Ktoś rozpoczyna zejście, ale po kilku krokach rezygnuje – zbyt stromo i zbyt twardo. Wracają drogą swojego podejścia. Żleb jest wiec tylko dla nas.

 

Idzie Andy. Szybko się porusza w górę trudno nadążyć w wybieraniem liny.

Wreszcie mogę dać komendę „Chodź”. Andy szybko znajduje się przy stanowisku w połowie żlebu. Mam nadzieję, że 60 metrów liny wystarczy do przełęczy i tam będzie można skorzystać z kolucha łańcuchów, bez konieczności budowania stanowiska. Niestety… zabrakło nam z 8 metrów. Zasada, która mówi, żeby szukać miejsca do budowania stanowiska na 10 metrów przed końcem liny. Miotam się góra-dół w końcu udaje się osadzić dwie kości i połączyć je taśmami. „Siadły” dobrze. 

Trzecie stanowisko. Słońce chowa się już za grań. Ruchy, ruchy…

Proszę Andy`ego żeby przeszedł obok i poszedł ponad stanowisko, a tam wpiął się do kolucha. Kilka zdjęć i telefonów, że wszystko jest ok (wreszcie jest sieć) i zjeżdżamy na dół.

Przygotowania do zjazdu. Cień coraz wyżej.

Pierwsze 60 metrów na dwóch żyłach i tzw. „górnym przyrządzie”, najpierw Andy, później ja. Swój zjazd kończę już po zmroku. Kolejne zjazdy będziemy trochę improwizować. Teren jest na tyle łatwy, że asekurujemy z półwyblinki na karabinku (HMS) przypiętym do czekana wbitego do śniegu, na którym stoi asekurujący. Na zsuw powinno wystarczyć, najlepiej jednak się nie zsuwać dlatego warto jest utrzymać koncentrację   – lewa noga wbita, prawa noga, czekan, lewa… itd.

Dość sprawnie poruszamy się w dół i około 18 jesteśmy już w bezpiecznym terenie. Teraz znaleźć w mroku drogę do schroniska. Początkowo widać ślady, które jednak gubimy na twardej skorupie. Gdzie dalej… Gasimy czołówki. Gwiazd miliony, brak księżyca więc i na podstawie kształtów konturów szczytów orientujemy swoje położenie… Miedziane, Szpiglas, Kostury… Już wiadomo gdzie iść. Raki chrzęszczą o lód, ekspresy pobrzękują radośnie. Jest miło, a jeszcze bardziej, kiedy pojawaia się wizja herbaty, piwa i kanapek w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. 

Około 19.30 wreszcie światła schroniska. Tu popas, porządkowanie szpeju i ruszamy na dół do Doliny Roztoki. Warto być czujnym, bo lód pod śniegiem czyha na beztroski krok. Zaliczamy po kilka gleb i około 22 jesteśmy na parkingu w Palenicy.

No i po drodze spotyka nas najbardziej niepokojący moment tej wycieczki… Lekko przymarznięta ropa co rusz przytyka silnik samochodu. Las, – 16 stopni, godzina 22… My lekko zmarznięci i zmęczeni. Nie mam ochoty na takie przygody. W końcu dławiąc się i prychając ford dowozi nas do stacji w Białce. Kupujemy samochodzikowi dopalacz (uszlachetniacz) i możemy wracać do Krakowa.

Podsumowując. Zdarzało się bywać w znacznie trudniejszych warunkach. Z wypadków warto jednak wyciągnąć nauczkę, że w takich warunkach lina pomaga i trzeba ją właściwie zastosować. To jednak wpływa na tempo poruszania się zespołu, a to trzeba uwzględnić przy planowaniu.

2015-12-12 Kasprowy Wierch

Wystające kamienie, trawa i kosówka, 15 cm śniegu tu i ówdzie ułożonego w wąskie pasy. Warunki na skitury dla koneserów. Skoro jednak ostatnie turowanie to były czerwcowe Rysy ciśnienie było spore wiec z Lukciem i Andym poszliśmy.

20151212_14.01.26

Pod szczytem śniegu znośnie, na samej grani przepadająca szreń.

P51212142830

Pierwsze tury w sezonie 2015/2016 zasługują na selfie. Zjazd fajny i co ważne aż do Kuźnic.

2015-11-21_Pod Załupą H

Iść czy nie iść? Wycofać się czy nie?

Najczęściej idzie się jeśli prognoza pogody jest dobra, to znaczy nie ma zapowiedzi huraganowego wiatru, masywnych opadów lub chmur zakrywających wszystko. Przed tym wyjściem prognozy a wraz z nimi pogoda psuły się systematycznie. I tak też było tego dnia. Miałem ogromne parcie aby wejść w Załupę H, ucieszyłem się, że pójdziemy razem z PePe, który operował wspinaczkowo w różnych górach, co prawda głównie latem, ale przy odrobinie ogarnięcia da się połączyć doświadczenie wspinaczkowe, górskie i zimowe.

PePe nad Czarnym Stawem Gąsienicowym. Chmura skrywa Kościelec, to nie wróży dobrze. Stąd idziemy na Przełęcz Karb. Ślisko, wiec czujnie.

Załupa H to łatwa wspinaczkowa droga, wyceniana na II i III. Biegnie na Zadni Kościelec, stamtąd można albo wrócić z przełęczy między Kościelcami do podstawy albo próbować dołożyć Drogę Gnojka i z Kościelca zejść już bezpośrednio szlakiem turystycznym.

Po zejściu z turystycznego szlaku po raz enty okazało się, że nie mam stuptutów. Tak to jest kiedy w zimie głównie chodzi się butach narciarskich i śnieg nie ma jak dostać się do butów, więc branie ochraniaczy nie jest dla mnie odruchem. Na początku to po prostu niemiłe kiedy śnieg topi się i woda spływa po kostkach, po kilku godzinach może to być problem stopy marzną, buty nie mają szans wyschnąć.

Trzeba sobie jakoś radzić. Srebrna taśma, która służyła już jako pasek, sznurówka, zaczep do fok, zestaw remontowy dla kija tym razem zastąpiła stuptut. Nie działała idealnie, ale było lepiej niż bez.

Andy jednak zdążył zmarznąć w stopy. Na dodatek w chmurze i po świeżym śniegu mamy spore wątpliwości, czy dobrze idziemy. Trochę marszu na orientację i po 40 minutach podchodzimy pod ścianę. Załupa to czy nie Załupa. Porównujemy z topo i zdjęciami. Załupa. Jest już jednak późno, a na dodatek wygląda na to, że bez sprzętu do wspinaczki lodowej (dziaby, inny rodzaj raków) wchodzenie. Radzą żeby w przypadku verglasu (warstewka lodu) po prostu odpuścić.

Załupa H. Tego dnia góra powiedziała nam NIE DZISIAJ PANOWIE. Grzecznie się ukłoniliśmy, przeprosiliśmy za niepokojenie i wróciliśmy na przełęcz.

Pogoda jednak rządzi. Brak widoczności, świeży opad śniegu i późna pora Odpuszczamy, nawet bez żalu, lepszy jest dobry wycof niż głupie pchanie się w kłopoty.

Odwrót, pogoda jednak się nie poprawia. Andy szuka drogi.

Kuźnice pożegnały nas pięknym zimowym wieczorem w parku

2015-11-07_Szpiglasowy Wierch

Jak co roku na początku listopada tradycyjna wycieczka na Szpiglasowy Wierch. Listopad w górach to jeden z fajniejszych miesięcy. Mało ludzi, jesienne słońce. Brać jak dają za darmo. To jedno listopadowe wyjście na Szpiglas jest przeznaczone na luz, odpoczynek i lenistwo oraz wygłupy.

P51108112306

Kozi Wierch, tam nie idziemy, ale ładnie wygląda przykryty czapką z chmury.

P51108125255

Dłuugi popas w pustej dolinie Pięciu Stawów Polskich. Wieje, ale i świeci jak trzeba.

P511081410121

Próba skoczności Andyego i MisQ zakończona dość miękkim lądowaniem. Muszę przyznać, że i Lukcio i ja braliśmy udział w jesiennych lotach. Jeśli jest miękki dywanik – warto spróbować.

P51108160227

No i nostalgicznie. Lukcio na jednym z bocznych wierzchołków Szpiglasowego Wierchu. Z tyłu ładnie widać Świnicę (ta najwyższa) po prawej Niebieska Turnia a grzbiet po lewej bliżej to Walentkowa.