Śniegu w Tatrach ciągle niewiele. Ruch skiturowy skupia się w okolicach Kasprowego Wierchu. Tydzień wcześniej oglądnąłem sobie Wrota Chałubińskiego, wyglądały na dobrze przykryte. Pytaniem było, czy możliwy jest zjazd do Nadspadów (dolinka nad Morskim Okiem), a później na taflę Morskiego Oka.
Postanowiliśmy to sprawdzić z Marcusem (Piotrkiem). Od rana ziiiimno. W Nowym Targu o poranku – 22 st., w Dolinie Białki (od Palenicy Białczeńskiej) na szczęście nieco lepiej – 16 st. Za to od rana lampa, od różowej poświaty o świcie, po ultramarynę koło południa. Da się iść w nartach od parkingu, cieszymy się perspektywą przebycia „za darmo” 9 kilometrowego odcinka nudnego asfaltu w drodze powrotnej.
Trochę rozważamy zagrożenie lawinowe. Wiatr, temperatura i opad były w ubiegłym tygodniu umiarkowanie „lawinotwórcze”, ale w Tatrach obowiązuje lawinowa dwójka. Werner Munter zaleca trzy poziomy oceny: regionalny, lokalny i miejscowy. Ten pierwszy dotyczył w ogóle warunków Tatrach, lokalny dotyczy doliny gdzie się zamierza działać, a miejscowy konkretnego stoku, żlebu etc. Regionalny wypadł ok, temperatury były ujemne, suma opadów w tym obszarze to 10 cm w stosunku do ubiegłego tygodnia, wiatr umiarkowany.
Wspinamy się „ceprostradą” do Dolinki za Mnichem, da się iść na fokach, podchodzimy pod żleb na Wrota. Kopię profil żeby sprawdzić warstwy. Wygląda to dość dobrze. Warstwy związane, co miękkie to na górze.
Marcus na podejściu i apetyczne, dziewicze pole, będzie można założyć ślad
Jakaś ekipa idzie przed nami wybijając stopnie, jest trochę łatwiej. W dół od połowy stoku zjeżdżają na tyłkach i to jest ok, w ten sposób szybko i łatwo. Na Wrotach spotykamy zespół, który powiązany liną próbował przejść grań w stronę Szpiglasowego Wierchu. Wycofali się – za późno, za dużo śniegu na obejściu. Miny słabe. Dobry wycof jest lepszy niż jego brak – żartuję. Fajna ekipa z Kalwarii Zebrzydowskiej. Proszę ich żeby poczekali aż zjedziemy żeby im czegoś na głowę nie spuścić. Jeśli coś mnie niepokoi to pierwszy fragment żlebu – nietknięty stopą, stromy i pełen nawianego ciężkiego śniegu. Tak wygląda lawinowa dwójka właśnie. Te kilkadziesiąt metrów niepewnego, na przestrzeni wielu kilometrów.
Kije skrócone na podejście teraz muszą wrócić do swoich 120 cm.
Czekamy jeszcze aż kolejny zespół podchodzący żlebem osiągnie bezpieczne miejsce. Plecak, buty, czekan do kija. Łapie mnie lekki dygot przed ruszeniem w dół, pierwszy żleb w sezonie, kilka głębszych oddechów i przypomnienie trudniejszych sytuacji pomaga. I tak najważniejszy jest pierwszy skręt, jeśli poczuję kontrolę to dalej będzie lepiej. No to jedziemy. Jest dobrze, śnieg trzyma. Zakładam ślad na nietkniętym śniegu. Nagroda za to żeby się nie przejmować ogólną opinią – nie ma warunków na skitury w Tatrach Wysokich.
Kilkanaście skrętów i jesteśmy na dole, dalej ruszamy z progu Dolinki za Mnichem w stronę Nadspadów. Jeszcze kilka fajnych fragmentów zjazdu, niestety tu już czasami narta zahacza o wystające kamienie. W końcu po dyskusji decydujemy się nie pchać w stronę Morskiego Oka tylko wrócić szlakiem. O swobodnej jeździe i śmigu hamującym przy tej ilości śniegu nie ma mowy. Szlak ma szerokość 50 cm, po prawej urwisko, po lewej skały. Zakładamy więc foki korzystamy z ich naturalnego oporu. Jedna z moich fok szybko odmawia posłuszeństwa i spada raz po raz. Srebrna taśma na zjeździe nie daje rady. Decyduję się na zjazd z foką na jednej narcie…, a ostatnie kilkadziesiąt metrów znoszę narty.
Kanapka w schronisku i obstawianie czasu w jakim przebędziemy czekające nas 9 km po asfalcie. Piechotą to normą szybkiego marszu jest 1 h 40 min. Szacuję – 30 minut. No rzeczywiście sama przyjemność jazdy w dół, zwłaszcza, że odprowadzani jesteśmy zazdrosnymi okrzykami idących w dół turystów. Sam bym krzyczał, bo powroty tym asfaltem orzą psychę.