Na stronie KW Kraków ktoś napisał, że czekanie na puch w Tatrach jest jak oczekiwanie surfera na wielką falę na …brzegu Bałtyku. Ten rok jest szczególnie dla wytrwałych i zdeterminowanych. 3 stopień zagrożenia (a o taki był tego dnia) sugeruje, że w śniegu w górach tony… I tak jest, ale tylko tu i ówdzie. Nie ma podkładu. Kosówka dziarsko pręży się ponad śnieg, kamienie czyhają tylko na ślizgi i krawędzie.
Ponieważ MisQ był od piątku w Dolinie 5 Stawów to postanowiliśmy podziałać tutaj, a dokładniej wejść do Doliny 5 Stawów i zobaczyć co dalej. Od Palenicy asfalt ledwo liźnięty białym, szlak wzdłuż Roztoki biały i kamienisty. Śniegu naprawdę niewiele, dlatego zdecydowaliśmy się iść przez Siklawę. Szlak zdecydowanie w zimie nie zalecany, ma na koncie kilka ofiar, ale tak po prawdzie przy tej ilości śniegu czujny jest tam tylko jeden 50 metrowy odcinek. Śnieg jednak padał i na dodatek wiało w ciągu ostatnich dwóch dób.
W D5SP wyjaśniło się niewiele więcej, zrezygnowaliśmy z Koziego Wierchu, okazałe zsuwy w Szerokim Żlebie ostudziły entuzjazm, tym bardziej, ze wyglądało, że górna warstwa pojechała bez ingerencji człowieka. Zsuw to taka lawina o ograniczonym rozmiarze. Zasypać nie zasypie, ale może nieźle sponiewierać jeśli po drodze trafi się na skały lub drzewa.
Wybraliśmy drugi obiekt – Gładką Przełęcz. Z daleka było widać nawisy na grani, ale ruszyliśmy w tamtą stronę z zamiarem zdecydowania u podnóża. Kiedy zbliżyliśmy się na 200 – 300 metrów zeszła chmura. Jedynym rozsądnym wyjściem przy takim stanie śniegu był odwrót. Lepszy dobry odwrót niż jego brak kiedy trzeba.
A tak to wyglądało z perspektywy MisQ, który przez chwilę nas obserwował spod szczytu Koziego (zawrócił, zapewne rozsądnie). Gładka Przełęcz to ta najbardziej po prawej. Za nią czai się chmura, która powiedziała nam w „dowidzenia” w imieniu bardziej ambitnych celów tatrzańskich tego dnia.
Posiadówa w Schronisku, pogaduchy z Patrycją, która uczestniczyła w kursie skiturowym i jedziemy w dół. Wybraliśmy litworowy żleb, a właściwie kluczenie pomiędzy kosówką. Nie było to zbyt spektakularne zdarzenie narciarskie. Mieliśmy się zatrzymać przy szałasach, ale lenistwo kazało pojechać dalej szlakiem.
Moje amaruqi zapłaciły za to sporą wyrwą, ucierpiały też atomiki Andy`ego. Nasz stały serwisant, starszy Pan i szczególarz bardzo się ucieszył.
Ech skitury w polskich pięknych Tatrach. Nie dało się nigdzie wejść, a pod wieczór było tak.