2016-08-17_Nantillon

P608170638501

Rano zadziorne dziewczyny z obsługi schroniska żegnają nas miło adresując śniadanie. Miło. Chleb, dżem, kawa. Mnie w to graj, lubię śniadania na słodko, nie potrzebuję jaj, kiełbasy.

Znów piękna pogoda i znów wyzwania. Fajnie, że Robert wciąga nas w przygodę na granicy możliwości technicznych. Tym razem mieliśmy podejść pół godziny od schroniska w stronę pękającego lodowca. Cel to kilka wyciągów na Iglicy Nantillon. Zaczyna się od 5b, a kończy piękną podobno rysą 6a. Przyjąłem to spokojnie, bo 6a poza moim zasięgiem, tym bardziej, że to miało być wymagające 6a. Zakładamy raki, czekany w dłoń i zasuwamy. 

G10134361

Jeszcze kilka lat temu tędy biegł szlak do schroniska. Dzisiaj lodowiec raz po raz z kukiem otrząsa się ze spękanych lodowych bloków. Planeta się zmienia.

 G08834191

Przed nami sympatyczni Niemcy, psychologowie idą na zmianę. Leniuchujemy przez chwilę na gigantycznym głazie narzutowym czekając aż uporają się z robotą.

DSCF40391

Czas iść. Pierwszy wyciąg jest cudowny. Odpęknięta rysa i stopy na tarcie. Wydaje się, że będzie hardcorowo, okazuje się, że tylko dwa ruchy są wymagające. Satysfakcja spora – udało się je wykonać. 

Zastanawia mnie tylko jeden widoczek – wyłamany całkiem nowy spit z ocalałą informacją nt. wytrzymałości 2200 kg… Daje do myślenia. Dochodzę do Niemca, trochę rozmawiamy, kto skąd etc. Zapraszam go na zimowe wspinanie w Tatrach. Wie, zna, bo ma przyjaciela z Polski lub w Polsce. Nie dopytuję, zajmuję się szpejeniem, bo jak zwykle Robert ciśnie: czas, czas…

Basia się rozwspinała i drze w górę aż miło. Kolejny wyciąg, stanowisko… i nad nami rysuje się to 6a. Lufa, pion, płaska skała. Idę. Darek i Baśka postanowili odpuścić tę przygodę ja spodziewam się latania, ale cóż przy górnej asekuracji damy radę. Sapię, dyszę, z dołu słyszę pokrzykiwania partnerów żebym „dajesz, dajesz…”. To pomaga, udaje mi się przejść całą rysę bez obciążania, dopiero przed stanowiskiem mam kilka ruchów gdzie stopy stają na niczym a dłonie leżą na kamyczkach. Nie… „Wahnę sobie” mówę do Roberta i obciążam stanowisko. Metr w lewo i jestem w łatwej rysie. „Spodziewałem się, że będe Cię wciągał” mówi Robert, a kolega z Niemiec gratuluje. Przed chwilą dopingował swoją partnerkę na tym wyciągu.Kurde, to jest prawdziwe, prawdziwe wspinania. Jasny i czerwony granit, rysa, lufa od nieba do piekła. Chcę robić drogi o tej trudności. Najpierw w skałach, później w górach.

DSCF40441

Najładniejszy w mojej ocenie wyciąg z całego alpejskiego wyjazdu. Czas się zbierać i wracać do Chamonix.

DSCF40571

 

Schodzimy. Pod schroniskiem, ktoś przysposobił sobie pole namiotowe. Ładnie. Z tyłu „Ząb Giganta” 

DSCF40691

Skały wygładzone przez morenę boczną lodowca. 

Zjeżdżamy w dół, przepak i zejście na dół do kolejki. Jutro dzień restu. Wieczorem wino i… dużo, dużo piwa. W namiocie do godz. 12. Odreagowałem te 4 dni w pionie. 

2016-08-16_Mer de Glace

Lodowiec nabroił. Droga, która wybraliśmy nie nadawała się wg. Pań rządzących schroniskiem do wspinaczki. Poleciły inną, do której oryginalnie mieliśmy się dostać wykonując kilka długich zjazdów. Pogoda znów cudna. W ciągu zjazdów gubię przyrząd asekuracyjny k… to już kolejny raz. Pal licho przyrząd, zdarza się ale to dopiero początek dnia i drugi z 7 zjazdów. No nic, wykorzystujemy to jako okazję do przećwiczenia zjazdu we dwóch. Podpinam się lonżą do łącznika Roberta i jedziemy. Niestety zjazd nieco trawersuje, a po prawej mam potok. Raz po raz udaje mi się ściągnąć Roberta w strugi wody. My to raz, liny dwa. Na szczęście słońce operuje mocno.

DSCF3992

Zjeżdża Basia,  Robert pilotuje ją do stanowiska. Ten potok po prawej jest nieco niepokojący, bo jak się za chwile okaże w tym miejscu ma iść nasza droga.

W lewo też nie bardzo się dało.

DSCF0194

 

Już na lodowcu. Asekuruję Roberta na pierwszym wyciągu. Wprawne oko zobaczy brak przelotu, więc właściwie trzymam linę. Nie wyglądało to wspinaczkowo. Krucho, mokro i nie ma gdzie założyć punktu.

Dojechaliśmy na dno doliny. Poziom lodowca Mer de Glace. Po krótkim rozpoznaniu Robert postanowił ruszyć wyżej. Później my. Baśka, ja i Darek. Nie wyglądało to fajnie. Kamienie się ruszają, woda cieknie. Przy stanowisku Robert postanowił jeszcze sprawdzić czy się da iść, ale jedyny sensowny przebieg to środkiem potoku. Wycofujemy się. Nie będzie wspinania. Wrócimy poprzez lodowiec na ferratę i z powrotem do schroniska.

DSCF4003

Robert z Darkiem analizują przebieg drogi. Ostatecznie uznajemy, że rzeczywiście potok zmienił bieg w stosunku do przewodnika i nie mieliśmy szans jej zrobić nie decydując się na wspinanie w strugach wody.

 

G0383354

Mer de glace

Mnie nie martwi brak wspinania. Mam okazję przejść się po lodowcu. Tysiące lat, potęga i … często widziane odłamki zielonych butelek. Dziesiątki, wyraźnie widocznych kolorowych oczek odcina się od szarości, bieli i błękitu lodu. Darek wysnuwa teorię, że kiedyś po prostu wyrzucano butelki po opróżnieniu, a że lodowiec wyrzuca na powierzchnię to co nie należy do niego stąd nagromadzenie na powierzchni.

Wracamy do schroniska. Po drodze jeszcze udaje mi się poprowadzić jedną drogę oraz kompletnie spieprzyć jej trzeci wyciąg. Rozwaliłem sobie palec, zakrwawiłem linę i miałem dość wspinania. Na pomoc przychodzi Robert. Okazało się, że do barierki schroniska z miejsca gdzie odpuściłem było 20 metrów i trzy trudniejsze ruchy. Głowa idzie. W każdym sporcie

2016-08-15_Tour Verte

Drugiego dnia pobudka rozsądnie. O 7.30 wychodzimy. Komfortowa sytuacja nasz cel igła Tour Verte (2760) ma podstawę ulokowaną niespełna 15 minut od schroniska. 6 wyciągów o trudności do 5c.

G07534051

Walczę z pierwszym wyciągiem 5c, a Robert lekko zaniepokojony tym co robię, nie na tyle, żeby mi nie zrobić tego zdjęcia, ale na tyle żebym mu się przyśnił.

W pierwszy poważniejszy dla nas wyciąg (5c) z naszego zespołu wstawia się Baśka. Dzielnie walczy szukając dobrej asekuracji przed kluczową rysą. To nie jest zbyt łatwe miejsce. Wczoraj wieczorem przeszedłem ją na drugiego, to znaczy przy górnej asekuracji. To duży komfort, ewentualny lot oznacza w zależności od skrupulatności asekuranta oraz odległości od stanowiska (sprężystość liny) krótkie obsunięcie zakończone łagodnym hamowaniem. Można sobie pozwolić na ryzykowne ruchy.

Zawodowo szkolę z zarządzania ryzykiem, różnica pomiędzy tym na co się decyduje wspinacz mając asekurację z góry, a sytuacją kiedy najbliższy przelot jest daleko pod nim jest absolutnie laboratoryjnym przykładem zarządzania dwoma paramterami ryzyka: prawdopodobieństwem, że coś się wydarzy i skutkami jeśli się wydarzy. Mądrze nazywa się to materializacją. No więc kiedy mam wpinkę nad sobą i to pewną np. gdy jestem asekurowany z góry to pozwalam sobie na ryzykowne ruchy, stanie na ziarnkach skały i chwytanie się oblaków i dziurek. Mogę sobie na to pozwolić, bo chociaż pode mną lufa, prawdopodobieństwo, że pofrunę w dół jest niewielkie. Inaczej kiedy ewentualne odpadnięcie oznacza spotkanie ze skalną półką, albo przelot niepewny. W tym samym miejscu potrzebuję pewnych klam, dobrych stopni, a na dziurki i oblaki nawet nie spojrzę. Skutki bolesnego lotu te same, ale prawdopodobieństwo zgoła inne więc te zmienne wyznaczają jak bardzo pewne chwyty i stopnie muszę mieć. Tak było i tym razem. Ryska nie puściła Baśki, Roko puścił mnie.
Co ja tam wyrabiałem. Góra, dół, friend, spit, lewo do rysy w prawo do kantu… Dość powiedzieć, że Robertowi się śnił tej nocy mój lot. Sam się jeszcze bardzo nie zdążyłem przestraszyć i udało mi się wytargać w górę. Może nie do końca zgodnie z najtrudniejszym przebiegiem drogi (6a), ale szczęśliwie.

DSCF3946

 Tu spotykają się lodowce. Po lewej Glacier des Leschaux, po prawej Glacier du Geant, które razem dalej zgodnie płyną w dół jako Mer de Glaces 

DSCF3955

Na trzecim wyciągu. „Trzymam” Roberta.

Następne wyciągi.
W kominie, który chciałem poprowadzić walczą Bułgarzy. Widząc ich tańczących na pierwszym wyciągu pomyślałem, że może nie idzie im najlepiej. Po moich wyczynach musiałem odszczekać. Po drodze wyprzedza nas zespół niemiecki. Niemka, która prowadzi jest w trakcie kursu na przewodnika IVBV, pewnie i szybko płynie nad trudnościami.
Roko ma dość wrażeń na dzisiaj dlatego prowadzi przedostatni i ostatni wyciąg, na chwile opuszczając drogę i prąc ścianą. Tu trudności są na poziomie 6a+, jeden ruch jest dla mnie za trudny i proszę o pomoc, czyli sztywne wybranie liny, przytrzymuję się przelotu i dochodzę do stanowiska.
Przestrzeń, wysokość i majestatyczny lodowiec robią swoje mocno sponiewierani docieramy do schroniska, grzecznie około 21 lądując w pościeli. Biednemu Roko do łóżka zwalają się dwaj Czesi, jeden pachnie czosnkiem, a drugi głośno chrapie za nic mając potrząsanie. Przydają się stopery.
Prowadzące schronisko mocno odradzają nam cel następnego dnia, lodowiec nabroił. Proponują drogę, która startuje z lodowca, czyli zaczniemy nietypowo – od zjazdów.

2016-08-14_Chamonix i L`Envers des Aiguilles

1500 km, 15 h drogi. O godz. 3 nad ranem lądujemy gdzieś w Chamonix. Baśka wiesza hamak miedzy drzewami, Robert nocuje w samochodzie, my z Darkiem wybieramy zaciszne pobliże kontenera w miejskim parku. Jeszcze przed zaśnięciem komentujemy odległy łomot, że warto byłoby się nie budzić w deszczu pod gołym niebem. To nie były grzmoty tylko żyjący lodowiec nad Chamonix. Mount Blanc wygląda… dostępnie w porównaniu z okolicznymi igłami. I rzeczywiście tak jest, problemem jest tylko aklimatyzacja i jeden kluczowy żleb (kuluar), ale nie po to tu przyjechaliśmy.

P60814082523

Pierwszy nocleg zaliczamy w parku w Chamonix. Przyjemne 6 godzin snu. Noc ciepła, śpiwory również, powietrze rześkie… Jak dawno nie spałem pod gołym niebem.

Lodowcowa rzeka Arve i Mont Blanc w tle.

Najwyższa góra jest świetnie widoczna z każdego miejsca w Chamonix. Po jednej stronie lodowiec i granitowej igły (Aguilles), pod drugiej stronie doliny mekka dla paralotniarzy na Le Brevent. Dzieje się tutaj wokół. Niektórzy przesadzają przechadzając się w uprzężach po centrum miasta, ale… każdy ma swoje osobiste Krupówki. 

Kolejką Montenvers wjeżdżamy na lodowiec Mer de Glace. Moreną, a później lodem zmierzamy do viaferatowych drabinek, którymi dostajemy się na szlak w stronę schroniska.

DSCF3869

Spieszmy się kochać lodowce, tak szybko odchodzą.

Poziom lodowca z czasu, gdy miałem 23 lata jest 100 metrów niżej! Globalne ocieplenie, erozja etc… ale to zdjęcie uświadamia mi jak gwałtowne zmiany zachodzą na mojej planecie, nie tylko te obyczajowe i społeczne. Świat się zmienia za kilka dni powiem na stanowisku do pewnej Niemki. Razem obserwowaliśmy jak z lodowca urywają się bloki lodu wielkości TIRa… „Gwałtownie się zmienia” – powiedziało któreś z nas w odpowiedzi na ogarniający całą dolinę łoskot.

Wyłania się potęga. Lodowcowa rynna, a nad nią Petit Dru. Wybitny szczyt. Ta biała plama to obryw, jeszcze kilkanaście lat temu wiodły tam drogi wspinaczkowe (Robert tam się wspinał)

Darek i Robert na Mer de Glaces (Morze Lodów), jeszcze kilka lat, a będzie z tego Morze Kamieni

Szybko przypominam sobie jakie moreny są na lodowcu. Teraz mamy do czynienia z moreną grzbietową i nie chodzi o to, co Baśka dźwiga na grzbiecie 

DSCF3898

Początek podejścia z lodowca. Gładko i stromo.

Viaferatowe podejście do szlaku biegnącego w stronę schroniska. Wspinaczkowe trudności dopiero przed nami. 

DSCF39201

Idziemy dalej. Krajobrazy gładzone, autorstwo lodowiec Tacul.

DSCF39321

Wieczorne wspinanie na drodze o przyjaznej nazwie La Piege (Pułapka)

Przychodzimy do schroniska. Jest 17.30. Robert, który wykorzystuje każdą okazję do wspinania mówi żebym go „złapał” czyli poasekurował. Idziemy na Tour Verte, 5 minut od schroniska. Wyciągi 5c i 6a. Muszę się nauczyć tej skali. Czuję skalę Kurtyki obowiązującą w Dolinkach, wiem czym jest skala Tatrzańska (UIAA) tutejszą dopiero muszę poczuć, sprawdzić gdzie jest granica.

Robert sprawnie pokonuje pierwszy wyciąg, wspina się z wyraźną radością. Nawet jego rzucane „kurde, trudno” czuć podszyte jest frajdą. Pierwszy wyciąg, drugi. Po tym odmawiam. Jestem zbyt zmęczony, Robert postanawia spróbować, ale kończy mu się lina, poza tym jest 20, robi się szarówka i domyślamy się, że dzisiaj możemy zasnąć bez kolacji, która była zaplanowana na 20.

W tej chwili do zespołu który kilkanaście minut wcześniej wspinał się nad lodowcem podlatuje śmigłowiec. Jak się dowiadujemy później ktoś z nich uszkodził nogę. W Chamonix loty ratownicze obsługuje żandarmeria i są darmowe… zapewne to jedna z przyczyn, dla których chwilami ruch lotniczy przypomina ten samochodowy na Alejach Trzech Wieszczów w Krakowie.
DSCF3937

Zawieszone nad lodowcem schronisko Envers 2493. (Refuge de L`Envers Des Aguilles). Ceny pobytu po okazaniu legitymacji Alpenverein znośne, jedzenia nieznośne) 

Po przyjściu do schroniska dostajemy solidną zjebkę od dwóch prowadzących kuchnię dziewczyn za spóźnienie na kolacje, na szczęście dostajemy również kolację. Schronisko surowe. Bez pryszniców, ale jest pościel na wieloosobowych pryczach i nie za dużo ludzi dlatego jest perspektywa niezłego snu. Tego potrzebuję po nocy spędzonej w samochodzie, w parku i wędrówce. Dziewczyny jak się okazuje nie tylko gotują, ale prowadzą książkę wyjść alpinistycznych, doradzają nt. przebiegu drogi i odradzają niebezpieczne drogi.

DSCF39411
Zmierzch w stylu alpejskim. Jutro zaczyna się przygoda.