2017-01-15 Biwak i wspinanie w dolinie Białej Wody

Z cyklu pierwszy raz. Zimowy biwak. Okazją było krótkie zgrupowanie Klubu Wysokogórskiego Kraków. Marszruta następująca: Łysa Polana – Tabor w Dolnie Białej Wody – Nocleg – Lodospad w Dolinie Ciężkiej, a dalej się zobaczy. Ugadałem się z Michałem i Grześkiem na wspólną podróż i wspólne działanie. Sam kompletowałem jeszcze zimowy sprzęt więc połączenie sił miało głęboki sens. Wieczorem ruszamy z parkingu na Łysej Polanie. W porównaniu z moim ostatnim pobytem jest prawie ciepło, może z – 8 st. C. Po ostatnich opadach prawie wszyscy poruszają się na nartach, niektórzy ciągną sprzęt biwakowy na sankach. Ma to sens zwłaszcza, że przed nami około 3 godzin przeważająco płaskim terenie. 

DSCN0353

Kawalkada porusza się w stronę taboru. Fot. Michał Natkaniec

Torujemy drogę. Na miejscu trzeba sobie odkopać podest pod namiot. Okazuje się, że Michał… zapomniał rurek do namiotu. Decydujemy, że Michał będzie spał pod wiatą, ja z Grześkiem zmieścimy się do jednej dwójki. Po północy udaje się wreszcie wgramolić do wewnątrz. Jest trochę ciasno, ale dość ciepło. Wkładki do butów skiturowych wkładam do śpiwora, ciuchy pod głowę i spać. Nad ranem okazuje się, że mój śpiwór z rekomendowanym zakresem spania do – 15 st. C nie daje rady. To było do przewidzenia, kupiłem go kilka lat temu z myślą o spaniu najwyżej w okolicach 0 st. C. Syntetyczne ocieplenie nie wystarcza. Rano wokół pełno wilgoci, dwóch facetów potrafi nachuchać. Nie wiem czy Michał śpiący na dworze nie wygrał.

DSCN0355

Nasz namiot o poranku. Trochę przysypało. Fot. Michał Natkaniec

Wyjście z namiotu to wyzwanie. Śniadanko to opatentowane już w zimie wrapy z nutellą i dżemem i duuuuże ilości herbaty. Idziemy się wspinać większą grupą. Mikołaj rekomenduje wodospad Ciężki, prosty (WI 3) i ładny. Podejście pod ścianę na nartach. Nie decyduję się prowadzić pierwszego wyciagu (WI2). To była dobra okazja, ale wolę podziałać jeszcze w nieco spokojniejszych warunkach. U nas pierwszy wyciąg prowadzi Michał, drugi Grzesiek. Marzniemy solidarnie, pierwszy wyciąg nie za trudny, właściwie trochę żałuję, że nie prowadziłem, za to pod dojściu do stanowiska widok zapiera dech w piersiach. Cyrk lodowy, wylany lodem o przeróżnych kolorach od żółtego, przez szary do ultramarynu. Warto było spędzić tę noc w tej mokrej szmacie.

32194474582_99447bd949_z
Drugi wyciąg Lodospadu Ciężkiego. Fot. Michał Semow

Drugi wyciąg zdecydowanie poza moim zasięgiem. Mimo, że idziemy łatwiejszym wariantem to nie do przejścia na prowadzeniu byłby dla mnie lodowy kominek. Brakuje techniki. Próbuję się rozpierać, rozstawiać, ale ani przez chwilę nie czuję, że kontroluję tę wspinaczkę. Może w następnym sezonie się uda.

32194306552_dfae928abc_z

Mikołaj prowadzi trudniejszy wariant (WI5?). Fot. Michał Semow

W końcu dochodzimy do drugiego stanowiska. Jest jeszcze trzeci wyciąg, krótki i łatwy, ale nie decydujemy się. Zapada zmrok i zespół po zespole zjeżdżamy w dół. Później jeszcze tylko nocny zjazd najpierw spod skały, a później lasem i można się suszyć po wiatą.

DSCN0388

Wieczorna biesiada, suszenie się i grzanie przy ognisku.

Następnego dnia wstajemy dość późno, bo integracja się mocno przeciągnęła. Tym razem dodatkowo przykryłem się płachtą biwakową. Było trochę cieplej. Decydujemy się przejść na wycieczkę skiturową na próg Doliny Kaczej. Piękna pogoda i ten wszechobecny puch.

31532460263_62e2f9348b_z

Zjazd do lasu, krótkie odcinki nirwany. Fot. Michał Semow.

Kończymy wypad pakowaniem, a ja się bardzo cieszę, że kolejnej nocy nie spędzę w mokrym namiocie. Bardzo dobrze sprawdził się materac termaresta, słabo moja kurtka puchowa i śpiwór. Słowo puch jest kluczem.

2017-01-06 Wspinanie lodowe dolinie Białej Wody

Wczesna jesienią rozmawialiśmy z Baśką o planach. Zgodnie uznaliśmy, że wspinanie w lodzie to może tak, ale na pewno nie w tym sezonie. No więc jak się rzekło już w styczniu byliśmy na Kursie Lodowym w Dolinie Białej Wody. Kurs z Robertem, oprócz nas był drugi zespół z Klubu: Ania i Lidka.

15895608_1373191412711375_2844246833602702996_o

Wisimy na własnoręcznie wywierconych stanowiskach Abałakowa. Trzyma. Inna sprawa to zjeżdżać z wykorzystaniem tego patentu. Za pierwszym razem pewnie zdubluję.

Przeraźliwe zimno da się znieść. Temperatura w nocy blisko – 30 st., w Dolinie około – 25 st. Kurczowe ściskanie uchwytu dziaby kończy się nieprzyjemnie dla paluszków. Nie należy też poprawiać bezmyślnie technologii. Wydawało mi się, że mam za duże buty wspinaczkowe, włożyłem wkładkę – cieniuśką. Tak mi się wydawało. Każde kopnięcie w lód lekko zdzierało paznokieć u stopy. Leciutko, a że kopnięć były setki, to wieczorem miałem problem z dojściem na odległą o 200 metrów stację benzynową. 

W ramach kursu zaliczyliśmy kilka dróg na wędkę. Prowadzenie w lodzie jest bardzo psychiczne. We wszystkich dziedzinach prowadzenie wymaga dużo większej wiary w swoje możliwości niż chodzenie na wędkę, ale jak to słusznie zauważył kolega, w lodzie ta różnica jest największa. Po pierwsze wkręcanie śrub, kiedy stoisz na zębach raków wbitych w lód już jest wymagające, po drugie musisz zaufać sobie, że to co wkręciłeś jest godne zaufania. Mówi się, że w „lodzie się nie lata”. Coś w tym jest. Po pierwsze pytanie o pewność przelotu, po drugie odpadnięcia z tym całym ostrym szpejem jest bardzo groźne. Mniej z tego powodu, że sobie można wbić własny czekan w ciało, bardziej z tego, że raki brutalnie zatrzymują lot. Wydawało mi się, że pod koniec drugiego dnia kursu będę gotowy żeby poprowadzić jakieś WI2, ale nie wystarczyło czasu, sformułował się tym samym cel na ten sezon. Poprowadzić.

15966255_1373191482711368_9046113792492696338_n

Basia na Kaskadach. Każdy marzył żeby już przestać się trząść z zimna na stanowisku asekuracyjnym i zacząć wspinać. 

Kurs jednak pożyteczny. Dostałem sporo istotnych wskazówek, głównie dotyczących techniki wspinania, ułożenia stóp, rozkładania ciężaru, kręcenia śrub, rozpoznawania rodzajów lodu etc.