2019-10-15 – Paklenica

Październik w Paklenicy jest super. Jeszcze ciepło, jak na polskie standardy, ale już po sezonie, więc pusto (jak na chorwackie standardy). Tym razem pojechaliśmy z Agą i Magdą. Wspięliśmy się na kilka wielowyciągówek i sportów, od 4a do 6a. Właściwie wspinaczkowy chill. Objeździłem trochę nowych dróg w okolicach Zadaru na rowerze. Miły czas. Spotkaliśmy i spędziliśmy kilka dni razem ze znajomą Magdy, która animuje lalki na ulicach miast Europy i tak żyje od wiosny do jesieni. Jesienią wraca do domu na zbiory do rodzinnej winnicy (jest Francuzką). Śpi w hamaku albo u przyjaciół. Ciekawy model życia.

Czilowe wspinanie
Magda i Aga

2019-09-26 Arco – zwariowane wspinanie

To była szalona akcja. Dużo się wówczas działo w pracy o ile dobrze pamiętam i potrzebowałem resetu. Post Semowa na fejsie spadł jak z nieba. Są z rodziną (w tym mocno nieletnią Marysią) w Arco na północy Włoch i zepsuł im się samochód. Awaria na tyle poważna, że nie wiadomo czy warto naprawiać… potrzebują pomocy.

Darek na Płycie Zebry

Zadzwoniłem: płacicie za wynajem busa, my za paliwo i „jedziemy po Was”, cytując jednego mocno zwichrowanego ministra. Andy zawsze skłonny jest do szalonych wyjazdów, dołączył też Darek, więc za chwilę już mknęliśmy do Włoch busem z planem następującym: jedziemy w nocy, w dzień Semow z Całką i Marysią zwijają majdan, a my się wspinamy. Powrót w nocy, tym razem oni prowadzą.

Celem była Via Rita, (trudność 5c/6-) na Placche Zebrate. Rejon znałem sprzed dwóch lat, kiedy robiliśmy nieodległą drogę Via Teresa, nieco łatwiejszą, ale równie długą, około 500 metrów, razem 15 wyciągów. Ośmielony po Filarze Dibiony uznałem, że zmieścimy się przed zmrokiem, tym bardziej, że asekuracja na tej drodze jest nieporównywalnie lepsza (droga częściowo wyposażona w stałe punkty).

Dojechaliśmy i po godzinie drzemki w samochodzie lub na trawniku ruszyliśmy pod ścianę.

Samo wspinanie poszło dobrze, „szóstkowominusowe” wyciągi poszły dość gładko – pierwszy przewieszka i czujny trawers, drugi skradanie po rajbungach (płytach). Trochę emocji dostarczyła interpretacja opisu drogi. Mieliśmy schemat topo, a przed wyjazdem wrzuciłem oryginalny włoski opis do tłumacza google. Śmiesznie było: np.

3. boisko: idź dalej w prawo, aż dotrzesz do dwuścianu. Dalej do przystanku.
11. boisko: kolejny trudny strzał. Rozpocznij od trawersu (5c), a następnie wejdź po płycie (5b) i dwuściennym podbiegnij do asekuracji, która znajduje się nieco w prawo

Jak się już wyczaiło, że „boisko” to „wyciąg”, a „dwuścian” to „zacięcie” (logiczne), „przystanek” to „stanowisko” było łatwiej. Zgodnie z planem zakończyliśmy drogę około godz. 17.00. O zmroku byliśmy już na parkingu i do domu.

1158 km w jedną stronę – 15 wyciągowa droga – 1158 km z powrotem.

2019-08-25 Stanisławski i Groński – obóz KW Kraków

Na corocznym obozie Klubu Wysokogórskiego nad Morskim Okiem pogoda była niepewna. Mimo wszystko udało się coś zrobić. Jak co roku nocleg mieliśmy w taborisku Polskiego Związku Alpinizmu przy polanie Włosienica, 15 minut od schroniska nad Morskim Okiem. Tabor oferuje nocleg w przestronnych namiotach, rozstawionych na stałe na drewnianych platformach. To jedno z niewielu miejsc przeznaczonych wyłącznie dla wspinaczy. To ma znaczenie. Po pierwsze jest większa szansa na znalezienie noclegu, po drugie w nocy jest cicho i można się wyspać, po to aby wstać wczesnym świtem lub nawet u schyłku nocy i zaatakować bardziej odległe cele. W środowisku nie spotkałem się z kradzieżami, więc można bezpiecznie zostawić sprzęt i rzeczy osobiste na cały dzień, no a bonusem są atmosfera i wieczorne pogaduchy przy winie o tym co, komu udało się urobić, a co komu przeszkodziło w odniesieniu życiowego sukcesu. Opowieści o chwale która trwa jeden wieczór, o przeciwnościach przezwyciężonych dzięki dobremu bickowi lub hartowi ducha, dobre rady i podpowiedzi na temat warunków…

Szałasiska przy Włosienicy.

Pierwszego dnia poszliśmy na nieoczywistą drogę na bardzo oczywistym szczycie. Oczywisty szczyt to Mnich, mekka i historia, ze względu na półgórski charakter (krótkie drogi, ich gęsta sieć, wspomaganą asekurację) nazywany jest „najdalej wysuniętą na południe skałka podkrakowską”. Nieoczywista droga to Droga Stanisławskiego o trudnościach VI. Dołączyłem do zespołu „Seniora” (Sebastiana) i „Marcela” (Pawła). Podejście znanym z zimowych zjazdów narciarskich Mnichowym Żlebem, pierwsze wyciągi to nic specjalnego. Mnie przypada pierwszy z trudniejszych tzw. Dolny Trawers Stanisławskiego (V). Czujne wspinanie po wąskim gzymsie. Tego typu formacje jakoś mi odpowiadają tj. skradanie się, nawet w sporej ekspozycji, po krawędziach.

Po pokonaniu Dolnego Trawersu Stanisławskiego

Ściągam chłopaków pod mały okap. Tu zaczynają się prawdziwe trudności. Najpierw okap (VI) a później trawers w lewo. Na szczęście w kluczowym miejscu jest spit lub hak (nie pamiętam) i problem ma charakter skałkowy, to jest odpadnięcie w tym miejscu raczej nie powinno mieć złych konsekwencji. Marcel próbuje, ale nie puszcza. Wstawiam się ja – bez szans, w końcu Senior. Niestety i on musiał się przytrzymać ekspresa, a więc niezaliczone. Uznajemy, że nie damy rady, a wiec nici z klasycznego przejścia, pozostaje tzw. styl A0, czyli skorzystanie ze sztucznego ułatwienia.

Pogoda się psuje więc przyspieszamy. Na szczęście Senior przechodzi trawers jeszcze suchą stopą, ostatnie wyciągi łączymy i trochę podchodzimy z lotną asekuracją. Na przełączce Mnichowej leje na całego. Musimy zrezygnować z planu wejścia na Mnicha po płytowej formacji od zachodu.

Następnego dnia plan jest, aby się wspinać na Kopie Spadowej, na drodze Pachniesz Brzoskwinią, ale po podejściu pod ścianę spotykamy klubowiczów: Pawła i Anię, którzy również celowali w tę drogę. Okazuje się, że droga nie wyschła po wczorajszych opadach. Decydujemy się na taternicką wycieczkę, czyli podejście na Zachód Grońskiego – żleb na północnej ścianie Wołowego Grzbietu. Żleb ma sławę jednego z najtrudniejszych zjazdów w polskich Tatrach (wycena S6). Wspinaczkowo to trudności I lub maksimum II, ale nie jestem pewien tej wyceny. Nie trudniej. Trzeba uważać jedynie na kruszynę i raczej starać się używać chwytów, tak aby je dociskać do skały, niż się na nich zwieszać.

Podejście Zachodem. Paweł, ja, Ania, z tyłu Marcel

Dalej przechodzimy granią w stronę Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego, do Przełęczy Pod Chłopkiem. Trochę się sprężamy, bo wyraźnie psuje się pogoda. Deszcz łapie nas już na szlaku.

Pakujemy się i wracamy do Krakowa. Czeka nas jeszcze jeden zabawny moment. Kiedy doszliśmy do Włosienicy rozpoczęło się oberwanie chmury. Perspektywa 7 km po asfalcie do Palenicy w deszczu nie była dramatem, ale nikomu się nie chciało. Paweł, którego żona-naukowiec akurat miała wjazdówkę dokonał mistrzostwa pakowania. W jego BMW zmieściło się 9 osób z wypełnionymi plecakami. Dotarliśmy w 15 minut i suchą stopą. Zabawna przygoda.