Zima 2020/2021

Sezon nie obfitował w spektakularne wyjścia z mojego punktu widzenia. Patrzę na Stravę – kilkanaście dni w górach, po znanych już trasach. O dwóch wypadach jednak tu napiszę. Jeden o sytuacji zakończonej wezwaniem śmigłowca TOPR, drugi to kilka refleksji nt. zimy w górach niższych niż Tatry.

Na Ciemniak w Tatrach Zachodnich z Łukaszem „Lukciem” i Michałem „MisQ”. 2021-02-20.

Świnicka Przełęcz – 09.01.2021

Shit happens. Śniegu w Tatrach było mało. Z Andym, Marcusem wybraliśmy się w dość desperackiej próbie na Świnicką Przełęcz. Wiedząc o tym, że zjazd będzie czujny i będzie trzeba uważać na kamienie. Okazało się, że to nie było problemem. Żleb pod Świnicką Przełęczą zwieńczony jest zawsze nawisem, który sprawia, że pierwsze metry zjazdu są trudne i nierzadko trzeba wykonać tam skok lub zsuw po stromym uskoku. Nie jest zwykle on wysoki – 2-3 metry. Z góry jednak robi wrażenie. Nie pamiętam, kto jechał pierwszy, ale widziałem jak Andy ruszył i po tym trudniejszym fragmencie przysiadł głęboko, wyhamował i po chwili musiał usiąść. Kolano, dla którego to nie była pierwsza przygoda ze sportem, nie wytrzymało. Skręt w lewo powoduje przeszywający ból. Chwila narady co robimy. Szczyt żlebu, nie najlepsze miejsce na długie deliberacje. Andy decyduje się zsuwać na dół na jednej narcie. W kotlinie poniżej ocenimy sytuację.

Nie ma dramatu, ale kolano nie działa. Nie wiemy, czy więzadło zerwane, czy naderwane, ale to nie ma znacznia. Jest około godz. 14.00, pułap chmur się obniża, a warunki do zsuwania się na tej jednej narcie są złe – wystające kamienie, sporo nawianego.

Namawiamy Andy`ego, aby nie był taki dzielny i aby wezwać TOPR. Jeśli nie zrobimy tego teraz, za chwilę zrobi się nielotna pogoda, zapadnie zmrok i ze stosunkowo rutynowej akcji będziemy mieli epicką wyprawę. Nie ma co narażać ratowników. Dzwonimy. Podajemy lokalizację.

Panowie sprawnie przylatują na miejsce naszego postoju. Zgodnie z instrukcją zabezpieczamy plecaki, narty i wszystko co może zostać porwane przez cyklon wywołany wirnikiem śmigłowca.

Z Marcusem zjeżdżamy na dół, a później do Zakopanego, do szpitala, gdzie Andy został odtransportowany. Stan nie jest poważny, ale chodzić nie może. Zabieramy go do Krakowa, gdzie będzie dalej diagnozowany.

Bieszczady – 14-15.02.2021

Po wycieczce na Fereczatą. Od lewej: Marcel, Magda, Ruda, nie pamiętam cholera kto to, ja, Aga, Magda

Kilka dni spędziłem, po raz pierwszy, w Bieszczadach na skiturach. Z ekipą z KW Kraków poszliśmy na Fereczatą i zrobiliśmy trawers Bukowego Berda. Z wyjazdu, poza fajnym czasem towarzyskim, zapamiętam kilka faktów:

Po pierwsze: Bieszczady super opcja jeśli szuka się narciarskiej włóczęgi, z dala od tłumów, a jak się jeszcze ma wiedzę gdzie zjechać, to aspekt narciarski jest również ok. Dość daleko z Krakowa, ale warto.

Po drugie: W trakcie weekendu, w którym działaliśmy temperatury były niskie. Nocą około -20 C., w ciągu dnia wiatr na grani i temperatury poniżej -10 C. Grupa nieźle przygotowanych skiturowców działających w okolicy Halicza utknęła w oczekiwaniu nawzajem na siebie. Wiatr zrobił swoje, sytuacja się pogarszała. Wezwali GOPR, jeden przypłacił to ciężkimi odmrożeniami palców (brunatne zmiany, bąble). Byli nieźle przygotowani – dodatkowe okrycia, ciepłe napoje, dodatkowa herbata. Kilka drobnych decyzji (zbyt późna decyzja o odwrocie, zbyt długie podejście w cienkich podejściowych rękawiczkach) sprawiły, że sytuacja z normalnej górskiej wycieczki stała się grą o życie. Zima

Po trzecie: Nawigacja. Kluczowa w każdych górach. W takich niskich, zalesionych jak Bieszczady, gdzie odległość od najbliższych bezpiecznych miejsc jest spora jest cienka granica między fajną zabawą i zjazdami wśród drzew, a koniecznością powrotu na zaplanowaną trasę, zwłaszcza jeśli chce się wykonać trawers do właściwego miejsca. Poza Beskidami nie mam doświadczenia, ale te jary przecinające zbocza potrafią wyssać siły!!! Niby w linii prostej odległość jest niewielka, ale sensowniej jest wrócić na grzbiet, pokonują przewyższenie niż trawersować.

2020-09-20 Cesta k. Slonku

Po wczorajszej wędrówce na Pośrednią Grań noc spędziliśmy pod chmurką, nieopodal schroniska. Na wysokości 2000 m zanieczyszczenie światłem jest mniejsze. Pięknie jest się obudzić w nocy i zerknąć z ciepłego śpiwora na bezkresne rozgwieżdżone niebo oraz strzeliste ściany i granie okalające Dolinę Pięciu Stawów Polskich. Banał, ale o 3 nad ranem, taki opis wydawał się uzasadniony. Pobudka około 7. Także tego dnia perspektywa stabilnej pogody oraz bliskości celu, nie zmuszała nas do nerwowego zbierania się przed świtem.

Poranny pierdolnik. 7.15. Rzeczy biwakowe zostawimy w schronisku.

Cesta k. Slonku (Droga do Słonka) jest fajną litą drogą wspinaczkową na Lodowej Kopie (po słowacku Malý Ľadový štít) 2603 m. Spod miejsca noclegu dojście pod ścianę zajmuje nie więcej niż pół godziny. Droga ma 7 wyciągów o trudnościach od IV do VI (wariant) w skali UIAA. Nie jest trudna, ale okazuje się, że w większości wspinaczkowa tj. nie są to – jak się to czasami dzieje na klasykach, szczególnie w Dolinie Gąsienicowej – pojedyncze trudniejsze progi na „trójkowej” drodze, ale całe ładne wyciągi w skali trudności.

Przed startem w drogę zawsze jest taki moment, że nie wiesz z czym będziesz miał do czynienia, do tego ciało jeszcze nierozgrzane. Pierwszy i drugi wyciąg bierze Andy.

Andy na drugim wyciągu

Później zmieniamy się i prowadzę kolejne pięć wyciągów. Idzie nam ogólnie sprawnie, ale bez spiny. Pogoda jak marzenie, czas przyzwoity. Powinniśmy zakończyć około 15.00, a na przełęczy być około 16.00.

Porządkowanie sprzętu. Zęby się przydają przy rozplątywaniu węzłów na wąskich taśmach z dynemy

Droga dość oczywista, dobrze narysowana i opisana w topo. W sezonie mam / mamy przewspinane trochę dróg co daje więcej spokoju. Rutyna skraca operacje sprzętowe zarówno podczas wspinania, jak i na stanowiskach, a to właśnie one, oprócz „zapychów” (błądzenia) zabierają najwięcej czasu.

Łukasz „Lukcio” prezentuje zen na stanowisku
Kluczowy wyciąg ma wycenę V (wariant po prawej) lub VI (wariant po lewej). Starałem się trzymać tej „szóstkowej” wersji.
Andy asekuruje w kluczowych trudnościach.
Chłopaki po ostatnim „wspinaczkowym” wyciągu. Za nimi od prawej Łomnica, Durny Szczyt i (chyba) Mały Durny Szczyt
Idziemy jeszcze na Lodową Kopę, już rozwiązani.

Po zakończeniu drogi (ostatni wyciąg „dwójkowy”) idziemy łatwą granią na Lodową Kopę, a z niej wyraźną ścieżką na Nie ukrywam, że to mój ulubiony scenariusz na zakończenie wspinaczki: droga kończy się zejściem szlakiem turystycznym, w tym przypadku to szlak przez Lodową Przełęcz, łączący Dolinę Jaworową i Dolinę Pięciu Stawów Spiskich.

Już na przełęczy. Wiśniówka znakomicie rozluźnia nogi przed długim zejściem szlakiem.
I po robocie 🙂

2020-09-19 Pośrednia Grań

Na dwa dni w Tatry wybraliśmy się z Andrzejem „Andym” i Łukaszem „Lukciem”. Łazimy po górach, zjeżdżamy z nich na nartach wspólnie już od 10 lat, a z udziału w maratonach rowerowych nawet od 13 lat. Dobrze się dogadujemy, takie wyjście więc na pewno będzie przyjemnością towarzyską, a jak będzie górsko – zobaczymy. Pośrednia Grań ma 2241 metrów i leży pomiędzy dolinami Małej Zimnej Wody i Staroleśną. Jest zaliczana do Korony Tatr (Andy przy okazji gromadzi te szczyty) i nie ma tam wygórowanych trudności wspinaczkowych (I). Jeśli trzeba uważać, a trzeba, to z powodu kruszyny owianej złą sławą i niestety, będącej sprawczynią wypadków śmiertelnych.

Dolina Małej Zimnej Wody. Po lewej Żółta Turnia, na której się kiedyś wspinałem z Basią i Rokiem. Żółta Turnia jest w Masywie Pośredniej Turni.

Idziemy z dołu, od parkingu i podchodzimy na próg doliny dopiero koło południa. Pogoda zapowiada się superstabilnie, słońce zachodzi przed 19.00, a więc sporo czasu.

Podejście pod Ławkę Dubkego. W tle Lodowa Przełęcz
A to widok w drugą stronę. Andy w pierwszym żlebie

Podchodzimy w stronę Ławki Dubkego, eksponowanej, ale litej i dość łatwej grani. Aby się tam dostać trzeba przejść kamienisty żleb, a następnie systemem trawiastych półek dostać się na grań. Podejście nie jest problematyczne, więcej czujności należy zachować tam na zejściu.

Ławka Dubkego. Andy z przodu. Nie zdecydowaliśmy się asekurować

Po przejściu Ławki Dubkego idziemy zachodem (Štrbina za Prostredným) aż pod Żleb Stilla, który okazuje się nie za stromym systemem prożków skalnych i ścieżek obficie przysypanych pyłem i drobnym rumoszem. Prożki z kolei kruche i nawet słusznej wielkości wanty okazują się oddawać głuchy dźwięk lub nawet chyboczą się, kiedy je sprawdzać naciskiem dłoni. Wyjaśnia się skąd zła sława szczytu. Idziemy na lotnej, a ja próbuję osadzać asekurację jak tylko pojawi się lita rysa lub występ skalny, któremu można zaufać. Mamy ze sobą jedną połówkową linę 60 m. Dodam, że z atestem na używanie jej jako liny pojedynczej. (Sterling Fusion)

Do Żlebu wchodzimy z asekuracją lotną. Mniejszym wyzwaniem, ale ciągle wyzwaniem jest osadzanie asekuracji w tym parchu, większym wyzwaniem jest, aby nie zrzucić niczego na kolegów. W tle lodowe szczyty
To już bardziej lity, ale ciągle kruchy, fragment żlebu. Idąc w górę zastanawiam się nad taktyką na zejście.

Sprawnie dochodzimy do przełęczy pomiędzy Mała Pośrednią Granią, a Pośrednią Granią (Štrbina v Prostrednom Hrote). Jeszcze chwila zastanowienia jak dalej, bo dotarcie do szczytu wymaga jego obejścia.

Lukcio na przełęczy.
Andy już pod szczytem.
I na szczycie Pośredniej Grani (po Słowacku Prostredný hrot) 2241 m.
Chwilę przed drogą na dół. Lukcio, a w tle od prawej: Łomnica oraz Durny Szczyt (słow. Pyšný štít). Całkiem po lewej Baranie Rogi, na które się kiedyś z Andym wspinałem
Zejście. Tym razem na Ławce Dubkiego się asekurujemy. Po całym dniu i zmęczeniu lepiej czuć się bezpieczniej.

Schodzimy na dół. Najtrudniejsze okazuje się być nie kruchy żleb Stila, ale zejście żlebem na ramię Żółtej Turni, jednak już około 19.00 jesteśmy przy Chacie Teryego, gdzie przy wiśniówce omawiamy dzisiejsza drogę i jutrzejszy cel, bardziej wspinaczkową Cestę k`Slnku na Lodowej Kopie.

Pogaduchy, ładowanie telefonów i baterii
I dobranoc