Z Andym wybraliśmy się nad Zmarzły Staw, aby rozruszać się na wspinaniu lodowym. W Dolinie Białej Wody nie było warunków, a tutaj i owszem. Podejście od Brzezin na nartach.

Ciagnęcie szpeju na sankach pozwala trochę ulżyć kręgosłupowi, ale człowiek nie porusza się „liniowo”, tylko oscylacyjnie. Kiedy ciągniemy sanki rolę amortyzatora i stabilizatora przejmuje nasza ręka, ale kiedy przyczepimy sanki do siebie „na sztywno” ta nierównomierność daje się we znaki – pociągnięcie, zwolnienie, szarpnięcie, pociągnięcie… Męczące na dłuższą metę. Ponieważ korzystam z sanek kiedy tylko mogę to wymyśliłem połączenie za pomocą grubej gumy z ekspandera. Po kilku próbach z długością zestawu i ilością gum działa idealnie. Tego dnia dodatkowo Andy, jako mocniejszy, podjął się roli muła w tym zaprzęgu więc ja na lekko, a on z sankami szliśmy mniej więcej równym tempem.
Laboratorium, bo tak nazywa się lód nad Zmarłym Stawem (1788 m.n.p.m), jest pewniakiem. W zimie zawsze występuje. Klimat w kotlince, względnie duża wysokość i płynący potok.
To łatwy lód wg. skali WI (water ice) to II, może III, ale raczej stawiałbym na II. Niestety jest też stosunkowo łatwo dostępny (godzina z Murowańca) więc jest obiektem kursowym. Swoje trzeba odczekać. Koniec końców się udało powspinać. Andy zaliczył pierwsze lody, pogoda wytrzymała.

Wracamy już na granicy zmierzchu. W dół jest dużo łatwiej. Szpej i sanki przypinamy do pleców, a resztę robią narty.