Sprawy mają swój koniec i trzeba pozwolić odejść, kiedy nie chcą być, a np. taka zima 2013/2014 też już nie chce. Dała o tym znać o godz. 7.30 na parkingu w Palenicy Białczańskiej – termometr pokazywał 22 st.
Godne zakończenie wymagałoby fajnego finału dlatego ruszyliśmy na Rysy. Majowy rekonesans dowiódł, że są w zasięgu technicznym, w odpowiednich warunkach. Jakaś zła seria towarzyszy temu miejscu. Wiosenne śniegi potrafią zwieść. Dzień wcześniej ktoś nie miał szczęścia i zsunął się po śniegu na skały, ostatecznie. Tego dnia miało być lepiej. Śledziliśmy warunki w Rysie – żlebie pod Grzędą i o kilka dni przesunęliśmy wyjazd żeby nie trafić na beton (zmrożone śniegi).
Na podejściu do Morskiego Oka aktywnie dopingujemy biegaczy biorących udział w zawodach na odcinku Palenica – Morskie Oko. Z tego miejsca chciałbym przeprosić za wszystkie okrzyki „Dajesz, Kurwa, Dajesz”, „Nie przyjechałeś tu żeby chodzić”, „Uciekaj przed tym cieniarzem z tyłu” – do tego z przodu „Goń leszcza, bo słabnie” – to do tego z tyłu. „Pokaż cycki” – do długowłosego mężczyzny (pokazał) i inne, których ten publiczny charakter bloga nie pozwala powtórzyć. Na zdjęciu powyżej Andy w typowej akcji dopingowej – biegu synchronicznym z zawodnikiem.
MisQ zakłada buty i raki, bo od Czarnego Stawu pokrywa ciągła. No właśnie mamy iść a chwile wcześniej spotkała nas niemiła niespodzianka – straż parku z komunikatem, że szlak zamknięty dla turystyki narciarskiej i jeśli zjedziemy dostaniemy mandat. Fakt, zamknięty, ale śnieg leży na całej drodze, którą zamierzamy wejść więc przyrodzie krzywdy nie zrobimy. Dżentelmeńska umowa – możemy iść i zjechać od podstawy Rysy. Dobre i to, skoro już przytaszczyliśmy sprzęt tutaj to pójdziemy wyżej, choćby dla kilku szusów.
Śnieg nieco „przykurzony”, trochę kamyków i pyłu. To nie szkodzi, ślizgi i tak do serwisu. Słońce tak mocne, że zatrzymuję się jeszcze na poprawki smarownicze dokonywane słynnym kremem. Zapach odstrasza niedźwiedzie od Roztoki po Poprad, ale działa.
Lukcio ocenia. Obiecująco twardo na podejściu, w rakach sama przyjemność, a w dół nie będzie brei.
Przyroda kusi widokiem rezultatów zmagań późnowiosennych sił natury – skał, słońca, śniegu i wody. Co jakiś czas rozlega się gromki huk i bazaltowe odłamki mkną w dół. Na te większe trzeba uważać.
To ostatni wpis zimowy, więc nie mogę się oprzeć przed zamieszczeniem większej ilości fotek.
To już Rysa. Trzeba zawracać, w końcu umowa, choć kusi bardzo żeby wejść wyżej. Nie mogę sobie odmówić jazdy w krótkich spodenkach. Lukcio i MisQ również nie przypinają nogawek, Andy podchodził w długich spodniach. Zakładam jednak kurtkę, bo gdyby coś poszło nie tak to hamowanie czekanem, podczas którego jednak jest sporo tarcia o śnieg nie byłoby miłe.
MisQ już czeka. Pod nim trasa naszego zjazdu. No to juhuuu!
Ale pięknie. Pod spodem twardo, na wierzchu miękko i można jak się chce. Długim, krótkim, szybciej, wolniej. Turystów niewielu więc nie trzeba się martwić zsuwającym się śniegiem czy obieraniem toru.
I skręt. Śnieg czasami leci na gołe nogi, chłodzenie na bieżąco. Fajne uczucie.
Z Andym w synchronicznej jeździe. Mijamy Bulę. Poniżej Czarny Staw.
I Lukcio przygotowany do skrętu.
Andy wjeżdża w strefę cienia rzucanego przez Wielkie Mięgusze.
A w cieniu jeszcze ciekawiej. Nierówno i trzeba uważać na kamienie. Szczęśliwi i szczęśliwie dojeżdżamy do Czarnego Stawu, pijąc radlera i wygrzewając się na skałach podziwiamy pozostawione ślady. Żegnaj zimo 2013/2014. Było krótko, ale fajnie. Czas na lato.
Fotki autorstwa zbiorowego, jak zwykle w większość zrobił MisQ. Dzięki