2012.08.01 – Orla Perć z dziećmi

W rocznicę Powstania Warszawskiego wybraliśmy się na Orlą Perć. Monika i Szymon obecnie nie chodzą po górach zbyt intensywnie, ale są sprawni i obyci z górami w ogóle, więc kiedy wreszcie udało nam się ustalić wspólny termin to od razu pomyślałem o szlaku, który dostarczy wrażeń.

Piękna pogoda, wędrówka Doliną Jaworzynka wpływa na nastroje – jak widać. Szymon i Monika. Idziemy dobrze znaną trasą – Dolina Gąsienicowa – Czarny Staw Gąsienicowy – Zawrat – Orla Perć, a dalej się zobaczy.

Nad Czarnym Stawem.

Na Orlej Perci dzieci nie wykazywały lęku z powodu ekspozycji i utrudnień.

Przeważała ciekawość.

Zaliczanie słynnej drabinki nad Kozią Przełęczą

Monika po początkowych kłopotach z wpasowaniem się w drabinkę sprawnie poruszała się w dół. 

Na Koziej Przełęczy zadałem pytanie – w górę czy w dół. Ekipa zdecydowała, że z powodu zmęczonych nóg nie powinna wchodzić na kolejne trudne sekcje. Bardzo rozsądna decyzja i trzeźwa ocena sytuacji. 

Zeszliśmy na dół, zaliczając bardzo udaną wycieczkę.

2012.07.28 – Jagnięcy Szczyt

Tatrzańska Łomnica – Zielony Staw – Jagnięcy Szczyt i z powrotem

Tym razem w pięcioosobowej ekipie odbyliśmy eskapadę na Jagnięcy Szczyt. Tłem były zbierające się burzowe chmury. Miałem w pamięci wypadek pod Durbaszką, nie tylko zresztą ja więc uważnie wsłuchiwaliśmy się w pomruki krążącej burzy. 

Jagnięcy zaproponował Wojtek, który dostał zadanie – ma być interesująco, ale nie za trudno technicznie. MisQ ciągle ma rękę w gipsie po małym dzwonie na rowerze.

Łaskawie natura dała nam wejść na szczyt i bez dodatkowych atrakcji opuścić grań i sekcje z łańcuchami.

MisQ zachwycił się przełomem Białego Potoku Kieżmarskiego

Nawinąłem się pod rękę więc kazał pozować

Nieco wyżej Lukcio znalazł bardziej wdzięcznego modela (modelkę)

Tytułowe jagnięta były zresztą obyte z obiektywem

Tym razem scenografię zapewniały zbierające się zewsząd i znikąd chmury. Podążam za Lukciem.

Na szczycie MisQ został zaatakowany przez agenta Smitha, ale dał odpór dzięki kodom wyroczni zapisanym na zwojach bandaży

PePe niestety poległ, ucinając sobie drzemkę po całonocnym powrocie z urlopu.

Inne ekipy pokonywały trudności techniczne z asekuracją.

PePe również poważnie potraktował ekspozycję i nastromienie. Schodząc użył swojej super parasolki. 

Schronisko nad Zielonym Stawem. Z daleka staw jest równie malowniczy jak z bliska, czego nie można powiedzieć o schronisku.

Nieco styrani wracamy łąkami pełnymi Wierzbówki Kiprzycy. Te łąki to znów pozostałość po pamiętnej wichurze z 2007 roku, która w ciągu jednej nocy zmieniła krajobraz nad Tatrzańską Łomnicą.

Zdjęcia MisQ i Lukcio. 

2012.07.25 – Krowiarki

222 km, 7 h 45 min

Zielonki-Kraków-Skawina-Przełęcz Sanguszki-Sucha Beskidzka-Maków Podhalański-Zawoja-Przeł. Krowiarki (1009 m) i z powrotem.

Mocno się wahałem czy jechać. Kilkanaście godzin aktywności fizycznej w ciągu ostatnich 3 dni i pewny ból ud po wczorajszych harcach w Tatrach. No ale kto nie spróbuje ten się nie dowie. Postanowiłem, że ruszę, a jak będę zdychał to sobie wrócę.

Na starcie pojawiło się o 8.45 10 osób (ciekawe, w tygodniu pracy 🙂 ) Skład wydawał się mocny, może nawet zbyt mocny, ale nie w takich ekipach się jeździło. Taktyka „się zobaczy” jest najlepsza. Po kilku gumach średnim tempem (ok. 30-32 km/h) dojechaliśmy prawie do Zembrzyc. Tu złapała nas ulewa, której można było się spodziewać, ale każdy zaklinał rzeczywistość. Najpierw na mokrym asfalcie zaliczyłem ślizg tylnego koła, a chwilę później, uciekając przed deszczem zbyt wolno najechałem na próg i próba skoku skończyła się uderzeniem tylnego koła i snejkiem (przebiciem dętki wskutek dobicia).

Wymiana dętki, bułka z kiełbasą i decyzja. Jedziemy dalej czy nie. Ulewa zamieniła się w kapuśniak, a drogi z potoków w kałuże. 5 jedzie, 5 wraca. 

W naszej grupie najmocniejsi to Oskar i Fuks, wspomaga ich na zmianach Mariusz MJN. Ciągną nas z Versusem. Na końcu peletonu jadącego 30-35 km/h jedzie się nieźle. Zaczynam mieć przekonanie, że damy radę, kiedy mijamy Suchą Beskidzką asfalt przesycha, tempo nie spada pewne jest, że nie zawrócimy.

Sam podjazd na przełęcz nie jest trudny, ani długi. Skala trudności dla amatora to odległość i dystans.

Rzeczywiście od tego momentu wszystko idzie już gładko, co nie znaczy bez wysiłku.  Przełęcz Krowiarki i powrót. Jeszcze po drodze łapie nas ulewa i przez 40 minut znów jesteśmy kompletnie przemoczeni. Schniemy dopiero na ścieżce od toru kajakowego.

2012.07.24 – Kościelec nie tylko dla orłów

W ramach regeneracji zrobiłem sobie indywidualną szybką akcję Kuźnice-Gąsienicowa-Karb-Kościelec-Mały Kościelec-Czarny Staw Gąsienicowy-Kuźnice.

Nie była to wolna akcja. Wykorzystałem fakt samotnej wędrówki żeby nieco przycisnąć, w rezultacie wystartowałem o 8.30, a o 14.40 (cała trasa była wyceniona na 7.15 marszu) byłem z powrotem w Kuźnicach. Fakt, że pod górę napierałem zlany potem, a w dół podbiegałem, poświęcając na odpoczynki w sumie może z 45 min. Np. nominalnie określony na 1 h odcinek z Karczmiska przez Boczań do Kuźnic udało się przebyć w 30 min. . 

Pisanie o tłumie w lipcu w Tatrach jest truizmem. Przygotowanie sprzętowe (tenisówki, sandały) większości turystów też pomijam. W każdym razie powyżej Murowańca atmosfera na trasie miła, zamieniłem z różnymi ekipami kilka słów. Warszawa, Wrocław, Kielce. Poratowałem ibupromem jakiegoś biedaka, który w drodze przez Boczań poruszał się krokiem i rytmem paralityka. Coś nie tak z kolanami. Musiał nieźle dostać w kość na tych kamieniach.

Roślinki, Mały Kościelec i Kościelec

Tyle razy widziany Czarny Staw Gąsienicowy, a ciągle robi wrażenie kiedy się na niego patrzy z drogi pomiędzy Karbem a Kościelcem

Sweet focia na szczycie. Pół bułki i trzeba znikać, bo robi się tłoczno.

Kościelec nie tylko dla orłów. Mały prężył się bez lęku, a później spacerował pomiędzy kamieniami. Widocznie szczyt traktuje jako karmnik położony na wysokości 2155 m.n.p.m

2012.07.23 – szosą na północ

Korzystając z wolnego dnia 155 km i 5 h 30 min.

Tym razem eksplorowałem północ. Kraków-Proszowice-Kazimierza Wielka-Miechów-Wolbrom-Skała-dom

Cukrownia Łubna w Kazimierzy Wielkiej. Uruchomiona w XIX wieku, działała przez 145 lat. Była najważniejszym zakładem dla tego regionu, motorem napędowym miejscowej gospodarki. W 2006 roku koncern Süddeutsche Zucker zdecydował o jej zamknięciu. Nie znalazł się nikt inny, kto widziałby opłacalność w kontynuowaniu produkcji.

2012.07.22 – szosa

126 km. 4 h 30 min. 

Do Kalwarii Zebrzydowskiej, Lanckorony i jakoś tak do Izdebnika (chciałem na przełęcz Sanguszki, ale nie trafiłem)

A na rynku w Lanckoronie.